choróbsko nadal w domu, dzieci i mąż pociągający, dzieci dostały antybiotyki i mam nadzieję, że w końcu pomogą. Córcia bierze już drugi, pierwszy nie dał żadnych rezyltatów. Zobaczymy jak będzie teraz - myślę, że dobrze bo już nie gorączkuje i czuje się troszkę lepiej.
Sobotę i niedzielę miałam bardzo pracowitą, zresztą to chyba normalne jeśli cały tydzień siedzi się w pracy to kiedyś trzeba nadgonić zaległości. A tak szczegółowo to spędziłam te dwa dni w kuchni, gotowanie, pieczenie itp. Ale dietka może nie stu procentowa ale 95% jest ok. Grzeszkiem moim było zjedzenie dwóch bułeczek grożdzowych z jabłkiem, które piekłam w sobotę ( zjedzone w mig) i w niedziele to samo gdyż rodzince bardzo smakowały a że robiłam je pierwszy raz to i ja musiałam spróbować oraz spróbowanie kawałeczka sernika ( przezemnie pieczonego) bo jak tu poczęstować jak nie wiesz czy jest zjadliwy.
Ćwiczeń oczywiście nie miałam czasu wykonać ( wymówka jak zwykle).
Na spacerku nie byłam - nie miałam z kim. I tak zleciał weekend a od dzisiaj praca, praca, praca.
pozdrawiam wszystkie Vitalijki i sukcesów w osiąganiu swojej wymarzonej wagi.
Peysti
24 listopada 2009, 09:55Skad ja to znm, zawsze pół dnia w niedziele siedzie w kuchni, tak długo przygotowuje obiad, i to jeszcze dwa obiady....ehh najważniesze że rodzina wraca do zdrowia, bo zdrowie najważniejsze. Wszystkiego dobrego, dużo samozaparcia i wytrwałości :)