poniedziałek
ufff, wpadam na chwilkę, mały śpi, starsi poszli na rower, małej włączyłam bajkę ;), ugotowałam obiad, ogarnęłam mieszkanie i wreszcie chwila z kawą tylko dla mnie....ciekawe jak długo ? Dopóki mały się nie obudzi....jest środek dnia a ja już jestem zmęczona ;)
Mówiłam coś o komforcie psychicznym niezbędnym podczas odchudzania? Na razie, przy tylu dzieciakach, nie wiem, co to jest....ale nie narzekam, ogólnie jest wesoło, i nawet czasami (tak jak dzisiaj rano) uda mi się ich zorganizować do sprzątnięcia swojego pokoju, czy jakiejś innej pomocy....
Waga poranna bardzo zadowalająca, 75,2, a więc do celu już tylko 2,2 kg- to daje jeszcze ok 2tygodni diety, choć momentami mam apetyt na większy spadek, może do 71?Jak mi dobrze pójdzie i ładnie się rozpędzę z tym odchudzaniem, to zmienię cel.
Pozdrawiam-do jutra!
niedziela
choć jest już po północy, wpis jest jeszcze niedzielny..
Waga poranna 75,7, dieta na 95%, dodatkowo wpadło:
-ćwierć gofra
-kilka chipsów i 4 paluszki
-2 duże śliwki
to i tak niewiele, szczególnie, że cały dzień spędziliśmy u moich rodziców....dobrze, ze jestem na diecie, bo bez niej to dziś pewnie znów miałabym kilka tysięcy kalorii na koncie i meeeega wyrzuty sumienia :((
A propo wyrzutów-bardzo ciekawa dyskusja wywiązała się wczoraj na forum,temat:głód w głowie
Bardzo zmotywowała mnie wypowiedź jednej Vitalijki, aż sobie ją wkleję,mam nadzieję, że będę do niej wracać :
Ja też tak mam, tylko ja nie idę jeść, tylko niesamowicie
walczę ze sobą. Milion argumentów. I najbardziej do mnie przemawia, że niedługo
położę się znów dumna, że się udało, że mogę odhaczyć kolejny dzień i ta myśl,
ze rano wstanę i brzuch będzie plaski. Do tego przypominam sobie moje wyrzuty
sumienia, których nie potrafię znieść, wtedy kiedy zjadłam nadprogramowo.
Ponadto myslę o tym, że zjem i dzień stracony a tak to dzionek do przodu i o 1
dzień mniej do osiągnięcia sukcesu. A nawet jak pomyślę "zjem
paprykę" to przecież i tak się nią nie najem a zamówienie pizzy
"zabije mnie" 0 w sensie te wyrzuty sumienia. W końcu dochodzę do
wniosku, że to nie ma sansu, dzień szybko zleci a ja będę szczęśliwsza. Wczoraj
miałam taką masakryczną walkę ze sobą i wygrałam:D
Plan na jutro-75,5, a do czwartku bardzo będę zadowolona, jak będzie 75,3
sobota
dietka zachowana w 100%, waga poranna 76,2
Dziś króciutko, do jutra :)
piątek...
to już drugi dzień na diecie?Jak ten czas szybko leci ;))....
Waga przybrała wreszcie kurs we właściwym kierunku, czyli w lewo....dziś 76,5 i płyniemy sobie dalej...
Właśnie piję kawkę i zajadam migdały z orzechami włoskimi-to moje drugie śniadanie...
Od rana to pierwsza chwila spokoju, bo mały zasnął, a reszta poszła na dwór.Od wczoraj mamy w domu tajfun i huragan, czyli dzieci przyjechały do dobrej cioci na wakacje ;).Siostrzeniec lat 12 będzie do następnego piątku, a siostrzenica lat 8 nie wiem do kiedy.....tak więc w domu młyn, wczoraj myślałam, że to może mieć zły wpływ na moją dietę, ale dziś doszłam do wniosku, że dzięki dzieciom nie mam czasu myśleć o jedzeniu, więc to może nawet dobrze się złożyło, że przyjechali właśnie teraz....
czwartek...
i minął pierwszy dzień drugiego etapu mojego odchudzania....
dzień oceniam na 95%, gdyż skusiłam się na jedno ciastko maślane(małe), 3 paluszki ;) i 3łyżki jogurtu owocowego....wie, że to niewiele, ale trochę niepokoi mnie fakt, że już pierwszego dnia złamałam swoją żelazną zasadę niejedzenia nic poza dietą...nie rokuje to dobrze, dlatego od jutra walczę z tym i to zwalczę!!! i będzie tak jak na początku diety....
Dziś rozpoczęłam dzień z wagą 77,3, cel 73,0 a więc do schudnięcia 4,3kg...oby jak najszybciej pozbyć się tego balastu....
środa...
....zakupy zrobione, dziś jeszcze tak jak wczoraj obżeram się z pełną premedytacją, waga pięknie idzie w górę dziś np 77,9, ale już jestem spokojna, już nie schizuję, bo wiem, że uda mi się schudnąć.....wiem, że nie powinnam się obżerać, ale niestety jest to wynik choroby zwanej dość ogólnie "zaburzenia odżywiania"-kto tego nie miał lub nie ma, ten nie zrozumie....chcę jakby najeść się na zapas, żeby później niczego mi nie brakowało i nie "chodziło" za mną natrętnie....Dziś wieczorem wracam do wieczornego gotownia obiadów na następny dzień, bo przy małym dziecku nic w ciągu dnia nie można zrobić i to wywołuje moją frustrację i nerwowość, a w okresie odchudzania trzeba szcególnie dbać o komfort psychiczne, spokój itd.....Słyszałam niedawno, że niepijący alkoholicy też muszą się trzymać żelaznych zasad, wśród których było m.in.
-nie być zmęczonym,
-nie być samotnym
-nie być głodnym
i coś jeszcze, ale nie pamiętam.
Generalnie chodzi o zachowanie tzw higieny psychicznej, co dla przeciętnej matki-Polki nie jest wcale takie łatwe i proste do wykonania i często o sobie po prostu zapominamy, bo nie mamy już siły....no w każdym razie planowanie działań, takie z kartką i długopisem nieco ułatwia zachowanie owego spokoju, więc ja do tego wracam.....
do jutra więc.....jutro 19 lipca zaczynam drugi etap mojego odchudzania :))))
cel-waga 73,0
jestem
po ponad dwóch miesiącach , ale niestety u mnie masakra-tyję w zawrotnym tempie i sama nie moge sobie dać rady.....dziś na wadze 77,4, choć wpisałam 76,4, bo yten jeden kilogram to przez wczorajsze obżarstwo....
Niestety wróciło obżarstwo, wróciły też schizy psychiczne nt jedzenia i postanawiam kończyć z tym i wreszcie osiągnąć cel....Choc nie wiem, jescze co ma być tym celem, bo początkowo chciałam ważyć 75kg, a potem obniżyłam cel do 72 i nigdu go nie osiągnęłam-choć było już bardzo blisko-72,5....Myślę, że chciałabym ważyć max 75 i tego nie przekraczać, a żeby to osiągnąć powinnam mieć ok 2kg buforu, czyli do ok 73 powinnam schudnąć....Poniżej 74 też zaczął mi się wreszcie zmniejszać brzuszek i bardzo było widać różnicę w cm, teraz znów mam wystający brzuch....tak 73 to będzie mój ostateczny cel na ten rok i muszę go jak najszybciej osiągnąć i skończyć dietę, zacząć sama komponować posiłki a w styczniu znów Vitalia i max waga 70,00000kg.
Jestem juz po rozmowie z mężem, bo moje psychiczne wieczorne dołki dot jedzenia (tzn wyrzuty sumienia, że dziś znowu zjadłam za dużo) dały się już zauważyć- ruszam ze 100% dietą od czwartku i mam obieacane wsparcie psychiczne i materialne ;) z jego strony....tzn żadnego kupowania i spożywania słodyczy w mojej obecności, namawiania do jedzenia itp itd....Ponadto codzienne zaglądanie na Vitalie i zdawanie 100% szczerych relacji z postępów....powinno mi to zająć ok3-4 tygodnie(co to jest w stosunku do wieczność???).Abonament kończy mi się za ok 10 dni, ale to nic,gdyż wszystkie plany mam wydrukowane, więc będę się tego trzymać.A więc jutro jadę na jedzeniowo-dietkowe zakupy i od czwartu ruszam!!!! Może ktoś chce się przyłączyć ??? Zapraszam :))
środa
nie piszę codziennie bo nie mam postępów, nie mam siły na nic, samopoczucie na minusie....nie wiem, chyba to jest jakieś mega zmęczenie spowodowane wszystkim, co było w ciągu ostatniego miesiąca-operacja, bóle kręgosłupa, potem choroba małego smyka, teraz jestem od tygodnia uziemnione, tzn bez samochodu, a więc uświadomiłam sobie właśnie, że od ponad trzech tygodni jak nie dłużej nigdzie nie byłam-cały czas dom-działka-dom-spacerek-dom-przychodnia-dom-dom....a jeszcze w niedzielę starszy syn ma bierzmowanie i przygotowuję obiad na 13 osób..........nie, nie objadam się, waga ok 74 ale nie mam siły trzymać się w 100% diety codziennie i jak mam ochotę na coś innego to sobie zjadam, nawet słodkiego troszkę podjadam, ale w umiarkowanych ilościach....nie wiem, kiedy wrócę na dietkowe tory i dojdę wreszcie do celu.....najpierw muszę odpocząć
Aaaa jeszcze mam pytanie-czy macie jakiś tajemny sposob na pieczone udka z kurczaka?(nie muszą być dietetyczne, bo to na rodzinny obiad)Mi zawsze wychodzą suche, a nie soczyste w środku? Proszę o wskazówki :)
środa
waga 72,7 :)))
Jestem bardzo miło zaskoczona, wczoraj dietka na 99% - "odkurzyłam" pół kostki czekolady i pół ciastka po moim synku - było to wieczorem już bałam się, że znów popłynę, ale pomyślałam o tym, że wówczas cały dietkowy dzień poszedłby na marne i jakoś opanowałam się....oby więcej takich przemyśleń w porę...
wtorek
już nie mam słów sama na siebie - waga dzisiejsza 74,4, a było jeszcze gorzej :(((
0 motywacji, 0 samodyscypliny, siedzi we mnie jakiś potwór chyba (może ciasteczkowy :)), który przy mojej zgodzie na jedną kosteczkę czekolady budzi się we mnie i przejmuje nade mną kontrolę....nie umiem zjeść jednej kostki czekolady i już chyba nigdy nie będę umiała
dziś dieta na 100% jak na razie i mam nadzieję, że już tak zostanie, bo w czwartek zmiana paska i nie chcę się znów oddalić od celu - choć pewnie i tak mnie to czeka, bo przecież nie można bezkarnie objadać się 2lub 3 dni w tygodni i liczyć na spadek wagi
ja już sama chyba nie wiem czego chcę :((
chciałabym mieć w sobie taką moc jak na początku diety - pomóżcie!!!!!