No to wczoraj chyba jednak okazałam się wredną bratową. Nie powiem, żebyście nie miały w tym swojego udziału. Nie było ani jednego komentarza, że ok, zrób mu te urodziny i z głowy. No i Marcelaaaa.... A o zmywaniu i tak by nie było mowy.
No to myslę sobie- taki cwany jesteś, myślisz, że mnie wkręcisz. Mógł po prostu poprosić, nie byłoby problemu, ale nie, On chciał ze mnie zrobić idiotkę. No to wymyśliłam: zadzwoniłam do niego i powiedziałam, że jest taka ładna pogoda, że szkoda siedzieć w domu, to spotkajmy się na działce. Niech przyniosą co tam chcą na grila a ja zrobię sałatkę. Sałatki wcale nie zamierzałam robić, żarełko na działeczce miało być na papierowych talerzykarz, coby zmywania nie było (jedynie picie miało być podane "po ludzku", czyli w szkle). Dodałam jeszcze, że skoro nas od czwartku nie ma, to muszę skosić działeczkę, a oni sobie spokojnie posiedzą i pogadają :-)
I wiecie jaki skutek? NIE POJAWILI SIĘ, NIE ODBIERAŁ TELEFONU, NIC CISZA!!!!
Także kochany szwagierek chyba jednak się rozczarował bratową...
Jak powiedziałam mężusiowi jaki plan wymyśliłam i że braciszek musi zrobić sam zakupy na SWOJE urodziny, to od razu powiedział, że nie przyjdą :-)
I co Wy na to moje postępowanie????