Cześć. Na imię mam Tomek. Mam problem. Jestem otyły, coraz starszy i jest mi z tym źle.
Może to właśnie mój moment, żeby coś z tym zrobić. Wcześniej nie dałem rady = bardzo nie chciałem dać rady. Dzisiaj chcę.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (60)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 57373 |
Komentarzy: | 661 |
Założony: | 8 marca 2009 |
Ostatni wpis: | 26 lutego 2021 |
mężczyzna, 52 lat, Strzegom
181 cm, 104.20 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Cześć. Na imię mam Tomek. Mam problem. Jestem otyły, coraz starszy i jest mi z tym źle.
Może to właśnie mój moment, żeby coś z tym zrobić. Wcześniej nie dałem rady = bardzo nie chciałem dać rady. Dzisiaj chcę.
Myślę, że przyszedł czas, żeby włączyć ruch do diety. Wczoraj trochę potańczyłem i dostałem napadu astmy oskrzelowej. To oznacza, że się mocno zapuściłem ruchowo.
Moja średnia tygodniowa aktywność na dziś: 2278 kcal. Do poprawy.
Imprezę można zaliczyć do udanych. Następnym razem można lepiej, ale jak na pierwszy krok, to i tak nieźle.
Przed imprezą najadłem się truskawek. Jako jedyny piłem czerwone wino zamiast popularnej wśród narodu wódki. Z jedzeniem raczej się pilnowałem. Po niewielkim obiedzie na wstępie później było bardzo delikatnie - woda źródlana i przekąski typu carpaccio z buraka, koreczki z ogórka itp. Niestety na sam koniec imprezy skusiłem się na pasztecik z ciasta francuskiego z barszczem - tuż przed wyjściem z przyjęcia. Tego mogłem już sobie oszczędzić.
Tanecznie też ok, choć towarzystwo nie tańczące.
Rano na wadze tylko 400 g więcej niż wczoraj.
Właśnie wróciłem z zakupów. Nakupiłem różnych fajnych rzeczy i przywiozłem do domu oznajmiając, że są moje. Żeby teściowa nie pochowała mi ich po różnych najciemniejszych kątach naszego domu zabrałem je do swojego pokoju i poukładałem na regale razem z książkami. Będę miał do nich dobry dostęp. Jeden produkt już wypróbowałem - czarne oliwki po grecku. Kosztowały chyba z 15 zł - mały słoik - suszone i bez zalewy - jak dla mnie za słone.
Pierwszy etap najprostszy - w ciągu pierwszych 5 dni zmniejszyłem wagę o 2,4 kg - oczyszczenie. Jest motywacja do dalszego działania. Teraz powoli, etapami - najtrudniej mi będzie chyba z drugim etapem do kolejnego ważenia, choć może nie. Jak uda mi się dwa tygodnie z rzędu zmniejszyć wagę, to może wejdzie mi to już w nawyk. Jeszcze nie zacząłem się ruszać - na razie zmodyfikowałem jedynie dietę. Jeden dzień w górach to wypadek przy pracy. Kiedyś musi być ten pierwszy raz - choć jeszcze nie dzisiaj. Dziś kolejne kuszenie - impreza urodzinowa. Zbieram siłę woli na wieczór.
Dzisiejszy dzień prawie w całości był zaprzeczeniem rozsądnej diety, może z wyjątkiem śniadania - ten posiłek zjadłem tak, jak zaplanowałem. Później była gonitwa na spotkanie - 80 km w 1,5 godziny - spóźnienie 5 minut. Spotkanie przeciągnęło się, więc wyszedłem spóźniony i kolejna gonitwa do pracy - 130 km w 2 godziny - spóźnienie 35 minut. W tym wszystkim ani minuty na zjedzenie czegokolwiek, nie wspominając już o rozsądnej diecie. Później praca z wymagającymi ludźmi, którym wszystko się należy, na wczoraj. Potworny ból głowy. Mała kawa. Powrót do domu już na spokojnie, ale z bólem głowy i w deszczu. Po drodze nie opłacało mi się już nic jeść - więc zjadłem po powrocie do domu - o godz. 19.30 (mój drugi w dniu dzisiejszym posiłek). Leczo. Proszki na ból głowy i za chwilę do spania. Oto przykład tego, jak nie należy robić. Jutro będzie lepiej!
Waga po pierwszym dniu skupiania się na diecie (choć wcale nie było idealnie) - spadła o 1,4 kg - typowe.
punkt wyjścia - nie ma wyjścia
Wróciłem do punktu wyjścia - osiągnąłem wagę wyjściową (jak z początku mojego procesu odchudzania), jest mi ciężko, czuję się pełny, nalany, pełna niewydolność oddechowa. Pocę się teraz wyjątkowo. Zaczyna mi też brakować ubrań, z których zaczynam wyrastać (wszerz). W ciągu 6 miesięcy przytyłem 10 kg.
Dobry czas na to, żeby wziąć się za siebie. Nie ma wyjścia.
Wydało mi się przed tygodniem, że w nowych uwarunkowaniach można osiągać założone efekty bez żadnego wysiłku. To zmniejszyło moją czujność. Nic bardziej mylnego.
W ubiegłym tygodniu tylko przez 2 dni biegałem zgodnie z planem - w niedzielę 3,5 km oraz we wtorek - 4,5 km. Wydolność wysiłkowa na poziomie 40/41. Zacząłem biegać z pulsometrem i od razu pogorszyły mi się wskazywane parametry biegowe. Pozostałe planowane dni biegania spędziłem przed telewizorem - przez 3 dni padał deszcz/deszcz ze śniegiem. W taką pogodę nie chce mi się biegać - niedawno byłem chory przez 3 tygodnie. Nie byłem też ani razu na dłuższym spacerze z psem - wróciłem po urlopie do pracy i wracam do domu po godzinie 17.30, jak jest już ciemno. Na spacery z psem chodzi teraz mój syn. Dwa dni zdarzyło mi się także wyłamać się z normy kalorycznej diety pudełkowej i niestety zwyczajnie podjadałem wieczorem świeżo zrobione pierogi ruskie i sernik. Nie było natomiast napadu obżarstwa, jak bywało wcześniej.
Efekty tygodnia:
Waga poranna 104,8 kg
Średnia aktywność tygodniowa: 2435 kcal
Nowy tydzień - nowe nadzieje.
Dieta pudełkowa. Jeszcze nigdy wcześniej tak łatwo nie przychodziło mi osiągać kolejnych etapów zmagania się ze zrzuceniem zbędnych kilogramów. Mam wrażenie, że bez większego wysiłku, bez odwiecznej walki o każdy kęs za dużo.
Pierwsze wrażenie po zastosowaniu diety pudełkowej - jem za dużo! Dużo więcej niż wcześniej. Rezultat - duży tygodniowy spadek wagi (1,3 kg)! Jak to możliwe? Jem zdrowsze pokarmy i nie podjadam późnym wieczorem. Nie mam też napadów obżarstwa, z którym się zmagałem wcześniej. Nawet na wino mogę sobie pozwolić.
W ubiegłym tygodniu udało mi się pobiegać wg planu - w niedzielę 2,5 km (mordęga), we wtorek 3,5 km (już było lepiej), w środę 2,5 km - nordic walking i wczoraj 3,5 km (zupełnie na luzie). Czas wydłużyć dystans. Udało mi się także wczoraj pospacerować z psem - 9 km po polach - ubłoceni po kostki, ale szczęśliwi. Dziś nie opuszcza mnie ani na chwilę - chce pewnie powtórkę.
Dieta pudełkowa 2000 kcal dziennie.
Waga poranna 104,4 kg.
Średnia tygodniowa aktywność: 2663 kcal.
W końcu roku udało mi się zacząć biegać. Niestety wróciłem do pracy po długim urlopie. Skończyły się długie spacery z psem.
Dieta nadal pudełkowa. Nadal jestem nią zachwycony - choć ma jeden istotny mankament - uzależniona jest od kuchenki mikrofalowej. Plus - kuchenka mikrofalowa jest w domu i w pracy - mogę posiłki odgrzewać w każdym miejscu. To, co kiedyś mi przeszkadzało - teraz mi już nie przeszkadza. Mam wrażenie, że te moje 2000 kcal w diecie jest dla mnie odrobinę za dużo. Dzielę się z dziećmi, jeśli jest coś dobrego, na co mają ochotę. Wczoraj była galaretka owocowa. Raz były ciastka owsiane z żurawiną.
Podstawowe spalanie dobowe wychodzi mi ok. 2000 kcal. Jeśli nie ruszam się wcale, jak wczoraj, bilans jest zerowy. Jeśli biegam lub chodzę na spacery z psem, to co wybiegam lub wychodzę stanowi mój bilans ujemny. Zacząłem bieganie od nowa, od podstawowego dystansu 2,5 km. Ledwo dałem radę. Wysiłkowa astma oskrzelowa. Dziś wybiegałem już 3,5 km - 450 kcal.
Pies jest trochę zaniedbany przeze mnie, ale na szczęście moje najstarsze dziecko uaktywniło się i wspomaga nas w tej kwestii. Jeszcze z nami nie biega - a szkoda.
Waga dziś - 106,1 kg.
Średnia tygodniowa aktywność - 2751 kcal - niestety spada powoli. Brakuje mi czasu.
Wydolność biegowa - 41.