wróciłam................
No wróciłam. Po przejściach , po strasznym dole, z powodu jojo. Ale życie , jak mawia mój mąż jest najlepszym reżyserem.
Już miałam naprawdę dość. Tyłam z powietrza , a potem po prostu zaczęłam ŻREĆ
Popłakiwałam nad sobą i żarłam.A potem okazało sie ,że każdy kilogram więcej , to tak jak by ktoś mi dokładał 10 kilo na nogi i kręgosłup. Sama sobie udowodniłam ,że przedemną jest tylko jedna możlliwość , ......muszę chudnąć obojetnie jak , ale muszę.
Uczciwie sie przyznaję ,że 3 dni temu ważyłam 144,2 kg.
Jak to szybko u mnie leci . No nie.
Ale teraz jak weszłam na wagę to już jest 142,8.
Jak by tego było mało - dzieci nie przyjadą na świeta. Ale trudno.
Musze schudnąć i kropka.
Kupiłam sobie taka madra książkę o zdrowym odchudzaniu
zajrzę do paru pamietników po przepisy.
wyszło mi ,że dla mnie najlepiej jak jem ok 1300 kalorii
wtedy chudnę.
No i musze jakąś nadludzką siłą zmusić się do ćwiczeń
. Bo wmawianie sobie ,ze jak pomacham 5 min hantlami
i zrobię rundę po hiper markecie to wystarczy, a to bzdura.
Moje zobowiazanie jest aktualne
pewnie ,ze to wychodzi 10 kilo na miesiąc.
ale to jest realne.
Dieta Vitalii jest bardzo smaczna. To prawda. Ale nie da sie autoatycznie podchodzic do każdego.
2200 kalorii to dużo za dużo dla mnie.Pierwszy tydzień zleciał mi kilogram na tej diecie , ale to chyba był jeszcze efekt poprzedniej walki, a potem tyłam w tempie 1,5 - 2 kilo na tydzień
masakra.
w ostatnim tygodniu tylko przepisy zbierałam.
i popadłam w taki dół, że już dno poczułam. No i w końcu mogłam się odbić.
z takiej pełnej degrengolady zawsze łatwiej, mimo wszytko.
Bardzo mobilizująca jest świadomość że za chwilę waga się skonczy , bo tylko do 150 waży.
I co wtedy.
Nie widziałam żadnej o większej skali. echhhhhhhhh.
Nie ukrywam ,że ta presja jest wkurzająca . Nienawidzę jakiejkolwiek presji. Działa na mnie jak płachta na byka i skutek bywa odwrotny.
Ale tym razem postanowiłam, że nie muszę tylko CHCĘ schudnąc.
Bosze , ile razy ja to już pisałam.
Sama nie wiem.
Ale co mi tam , najważniejsze jest to ,że przedemną nowy dzień i wszystko mogę zacząć od nowa.
sepuku
Zaczne od tego ,że ja i owszem jestem na etapie popełnienia tegoż, ale najpierw o kojej kotce.
Jak by ktos jeszcze nie wiedział to mam w domu 2 psy i 2 koty.
i rybki
Kotki to bury dachowiec -stara już kotka Felicja i półpersica srebrnoszara o wdzięcnym imieniu Makaron.
No i psy, Owczarek niemiecki Bruno po wrednych rodzicach, zupełnie nieoblizcalny wobec obcych i wszystkich poza mną. Rodzina po prostu go nie prowokuje.
No i słodyczka o imieniu Arni , rasy zajmującej pierwsze miejsce na liście najgroźniejszych psów - pittbull morderca.
Każde zwierzę ma swoje miejsce . Bruno ma posłanie u nas , Arni śpi tam gdzie zawsze ,ćzyli na łóżku syna ( łóżko piętrowe - syn sypia na dole jak jest w domu ) Felicja na górze tegoz łóżka , a Makaron na mnie , czyli tam gdzie ja tam ona.
Ewentualnie na mężu.
Ostatnio Felicja nie daje rady wtarabanic sie na góre i próbowała przebywać w różnych miejscach , ale nic jej nie pasowało. Aż tu wczoraj wieczorem patrzę a Felka zdecydowanie wlazła na łóżko Arniego i ułozyła sie na samym środku ukochanego isłużacego do zakopywania sie w nim w nocy , śpiwrka Arniego.
No nic tylko załamana chce popełnic samobója . No bo jak . Prawo placu obowiązuje. A Arni świety nie jest.
Wieczorkiem Arni chciął się ułozyc włażi na łóżko a tu niespodzianka.
Wsadza Pysk w spiworek i tu syk. Stanął i patrzy . Myśłał aż mu sie czółko zmarszczyło. i wymyśłił. Stanął bokiem i chciał sie położyc na Felce.
Dwa szybkie machnięcia łapkami i Arni z kwikiem zwiał na drugi koniec materaca.
I spały razem.
Kurde, jaki stąd morał . Ano taki,że jak sie bardzo zdesperować to wszysko się da , nawet załatwić pittbulla.
A jak sie ma to do mnie. Ano tak. Pale ostatnia paczke i pale i juz mnie skręca. Zaczynam byc upierdliwa na samą myśł o rzuceniu .
Teoretycznie to proste. Nie palę i już.Teoretycznie.
A w praktyce to czeka mnie co najmniej tydzień koszmaru.
a potem napady chcicy.
Bedzie mnie bolało wszystko co było kiedys nawet tyrpniete, Bedę sucha jak wiór i będe pic i dalej będe sucha.
Kurde.
No i inne drobne sensacyjki
. Dwa razy dałam rade. Dam i teraz.
A do tego musze przyłożyc sie do diety. Vitaliowa sie dla mnie nie nadaje.
Przytylam. A sympat6yczna Pani dietetyk radzi mi spacery. Ale ja przeciez prawie nie chodze , to jak.
No ćwicze , ale musze więcej. i sokiiiiii.
Dużo0 soków.
Niqitin odpada bo podnosi cisnienie. Musze jeszcze poszukac naturalnych sposobów.
no i może nie popełnie tego sepuku.
W domu
Lepiej.................
za oknem mokre i zimne przedwiośnie a mnie jest lepiej.
Nie ważne,że wróciły z trudem zrzucone kilogramy.
Po prostu znowu zaczynam od nowa.
Przypomiano mi ,że organizm kobiety jest tak skonstruowany ,że przed okresem mozna łatwo przytyc ...."z powietrza"
No bo tak to wyglądało. Chociaz musze uderzyc sie w piers. Sobota i niedziela to sobie z tych nerwów odpuściłam. No i w sobotę zrobułam taki ukochany szmalczyk męża. JAk by ktos miał depresje to podaje przepis - pól kilo zmielonego sutowego boczku .chydego , 1 kostka zwykłego szmalcu , 2 cebule , poł jabłka i 4 łyzki mleka. Sól , pieprz i troche ziół prowansalskiech.
No pychotka. Do tego chlebek na zakwasie z prawdziwej piekarni i mozna odjechać . hihihihiihih
Zeżarłam z tym chlebem 1/ 3 wyprodukowanego " owocu zakazanego".
No i dobrze. Widocznie miałam taka potrzebe organizmu.
Nie będe się przejmować.
Teraz najważniejsze dla mnie to skupic sie na rzuceniu palenia. wczoraj podsumowałam wszystkie pracowicie spisywane kwoty wydatków,
raz na jakis czas prowadzę przez miesiąc taka mała księgowośc.
No i co. Ano ....................WYPALIŁAM 500 ZŁ ZA MIESIĄC
Włos mi się zjeżył na głowie.
koniec. dzisiaj kupuje ostatnią paczkę i od jutra koniec. Chocbym miała w szpitalu wylądować.
Bo jak nie rzucę to i tak wyląduję.
to będzie straszne . Już to 2 razy przezywałam. Ale teraz musi się udac.
W koncu ktos mądry powiedział .......do 3 razy sztuka.
Nuda???????
po 5 dniach zycia wirtualnego i totalnej załamki , chyba powoli odżywam.
No bo po pierwsze :
- po raz kolejny udowodniłam sobie , że rygor to nie dla mnie . To znaczy jak sama sobie cos narzucę to ok , ale jak muszę sie dostosować to moje psyche rękami i nogami sie broni. Robi podchody, oszukuje mnie . No tak się czuje jak by we mnie 2 osoby były oprócz mnie. Jedna rozsądna , poukładana, wiedząca co , jak i kiedy, a druga szalona , robiąca wszystko na przekór , wyłamująca się ze wszystkich mozliwych schematów. Na kreskówkach Disneja to pokazuja to tak , że na jednym ramieniu siedzi aniołek a na drugim diabełek, No tak się czuję ,
I momentami to tak mnie męczą te przepychanki między nimi , że po prostu nic nie robię i osuwam sie w życie wirtualne. książki , komputer. Masakra.
PO co to wszystko pisze , ano własnie . Mam prawie miesiąc dietę Vitaliii, złego słowa nie moge powiedziec , ale.........................
No własnie to jest rygor odgórnie narzucony i powoli zaczynam sie wkurzać, a jak sie okazało , że po jednym kilogramie w dół , zaraz mam 2 w górę to już zupełnie mi się odniechciało.
- po drugie dotarło do mnie ,że święta tuż tuż, a ja musze wszystko sama bo dzieci nie ma
Przyjada posiedza 2 dni , to będą chciały odpocząć od tej harówy , jaką mają na codzien.
- a po trzecie to tak mnie łamie na zmianę pogody ,że musze coś zacząć robić ,żeby nie zwariować
no to tyle , jesli chodzi o mój powrót do realu.
zima??????
Wstałąm dzisiaj i co .....................no zima.
Z wszystkimi szykanami. Wczoraj ok. 13 była Burza z piorunami i ze śniegiem ,zawieja taka , że świata nie było widać. No myślę sobie , to pewnie ostani podryg i wiosna tuz tuż.
Cały dzień nie umiałam sobie miejsca znaleźć , łaziłam podjadałam, robiłam sobie wyrzuty przez to podjadanie. ćwiczyć się nie chciało .......no nic tylko zmiana pogody, znaczy wiosna idzie.
A dzisiaj rano zima , biało. śnieżyca , mróż , ślisko i wicher , nie wiatr tylko wicher prywisty.
A ja wczoraj szpaki widziałam jak się zalecały do siebie.
Przez te pare dni przemyślałam sobie diety.
Dieta Vitalii jest pyszna , ale stanowczo za dużo na raz jest serwowane. No może nie za każdym razem, ale obiad to zazwyczaj najwyżej połowe daje rade.
Te ok 2000kalorii tez jest za dużo
Przestałam chudnąć. Więc postanowiłam,że zmniejszę do 1700 - 1600, no i ćwiczeń więcej.
Ale najgorzej mam z tym paleniem. Co jeden dzień ograniczę do 10 - 15 to drugiego dnia wypalam , nie wiem kiedy , 30 - 35 papierosów .
Chodzę i mówie sobie , Nie palę , mało jem, ćwiczę.
Po czym - palę ,żrę , nie ćwiczę
A może zamiast tu tak pojękiwać powinnam iść do świrologa, skoro sama z sobą nie potrafię sobie poradzić.
Czego mi brak, - motywacji , konsekwencji,
Gdyby można było wymyśleć takie urządzenie.
Programuję je naprzykład -nie palę , jem 1500 kalorii , Cwicze przez godzinę dziennie.
I jak jakieś odstępstwo to dostaję kopa prądem. To może by mi pomogło.
ech
No dobra
Na śniadanie o godz. 7,40 - zjadłam 60 g płatków kukurydzianych - 200 kal + pól czerwonej papryki - 10kalorii - razem 210 kalorii i popijam to herbata bez cukru. Zaraz zrobie sobie kawę tez bez cukru , bo ta pogoda usypia mnie.
co się dzieje...................
wczoraj okazało sie że znowu wróciło mi trochę, rano popłakałam sie, powściekałam, poczym zacisnęłam zęby i.................. zaczęłam od nowa.
Dieta, żadnych ciastek, żadnych dodatkowych kalorii .
1,5 godzyny łażenia po hipermarkecie. potem wpadłam do domu i dalejże porządki , zasuwałam tak żeby sie spocić.
Dzisiaj rano sniadanko jak Dieta przykazuje. potem toaleta i............. na wagę
i co
10 dkg więcej niz wczoraj.
No to ja już nic z tego nie rozumiem.
Z powietrza puchnę czy cóś.
No dobra , poczekam parę dni i będe grzeczna,
Dietka, ćwiczonka, i zobaczymy.
Wybrałam sie z dziewczynami na księżyc . To bardzo motywujące jest. No i pogadałam z paroma , tez dało mi to sporo materiałów do przemyśleń.
Mówiły mi że ma poczatku , póki organizm nie załapie tonbędzie walka. No i widze ,że jest . Upadek, klęska , trza się podnieść i od nowa. I znowu na kolana i od nowa.
Jednego jestem pewna tym razem nie odpuszczę za żadne skarby świata.
Bo co tu w bawełnę owijać. Jak bym tym razem odpuściła to juz właściwie po mnie.
A tyle jest jeszcze ciekawych rzeczy do zrobienia , do obejrzenia , do przeżycia.
Kiedyś , dawno temu , moja koleżanka w chwili refleksji powiedziała mi
- wiesz ilu rzeczy już nie zrobimy w życiu.
Wtedy ją wyśmiałam.
Teraz wiem ,że miała rację.
Ale ja mam ciągle i wciąż apetyt na życie i tak wydaje mi się ,że teraz jest najlepsza pora na szaleństwa.
nio
kurde..........
No i mam czego chciałam.
Poćwiczyłam 3 dni i opadłam z sił, .............z chęci. Lenistwo
Jak spadła mi troche waga to zaraz mi się w mózgu alarm odezwał, mimo , że spychałam go gdzieś na zaplecze to jednak.
I tatar i ciasteczka i nie patrzyłam na dietę. I Skarb który powtarza i po co z tym walczysz w tym wieku.
Teraz siedzę i ryczę ze złości . Jestem wściekła sama na siebie. A mój nadroższy mi na to , .
- .ty nie umiesz sie dlugo gniewac to zaraz ci przejdzie.
I pewnie ma rację.
A ja sie tak czuję , jakbym była dwa razy większa niż przedtem.
Juz sama nie wiem.
ech do kitu to wsystko
.....
ciekawe ile tatar ma kalorii .
I znowu przez Skarba, kupił , zrobił i pod nos podsunął
ja mu chyba cos zrobie. Tykjo musze poszukac tej słuzobowej siekierki co ja kupił jak corka zaczęła narandki chodzić
hihihihiihih
wiosna.......zima ???????
No mamy wiosnę. , teoretycznie oczywiście , bo u mnie za oknem mróz , no mrozik, śnieg i wiatr. i gdzie ta wiosna. ????????
Zmiany pogody miotają mną . I psyche i fizis w rozsypce.
Nogi od kolan to jeden ból , do tego deprecha , bo co z tą wiosną.
no i wczorajsza wpadziocha.
Skarbowi zachciało się słodyczy, a mnie nie chciało się do sklepu , to jak durna jakaś upiekłam kruche ciasteczka. Takie sam tłuszcz, mąka i żółtka.
iiiiiiiiiiiiiiiiii
Rany boskie. Kalorii to nie będę liczyć bo mi wstyd.
To wszystko poprawiłam 200g ajer koniaku i już
Masakra z tego mi wychodzi.
No i od razu wyrzuty sumienia i jeszcze większa depresja.
błędne koło.
No i dziś od rana grzecznie znowu dieta i ćwiczonka. ale jak tu wejść na wagę w sobotę.
No i wyszło mi z tego co teraz przeczytała poprawiając literówki, że największym problemem jest wsparcie najbliższych,. No bo jak by mój "rodzony" mąż nie nabijał się ze mnie a pomagał, to może , ze dwie wpadki mniej by było.
Ale nie , on nie wierzy, że mi sie uda. Żartuje sobie z moich wysiłków . Nie powiem niektóre danie nawet je i mu smakują, ale jak zaczynam cwiczyc to on się śmieje. Może jak to troche potrwa to w końcu uwierzy ,że jednak jestem zdesperowana. No i przestanie mi podkładać kłody pod nogi.
I kolejne spostrzeżenie . Przy tej wadze każdy kilogram sie liczy. Najlepiej to pokazują moje nogi. Jak tylko coś mnie to jakby lżej sie chodzi. Może sobie to wmawiam , ale tak jest łatwiej.
Dzisiaj wpisuje postanowienie ,że będzie mnie mniej 20 kg do lata. i będzie
zima?????
oj nie pisałam bo tak mi jakoś zeszło.
powoli bez żadnych rewelacji .Tyle ,że nabyłam katar.
No i nie ćwiczyłam. Przyznaję się bez bicia. Rak mnie ten spadek wagi ucieszył ,że spoczęłam na laurach.
A potem sobie prawie pół palca ucięłam więc znowu wymówka gotowa.
echhhhhhhhhhh.
Pozmieniałam sobie w jadłospisie róne danie i teraz jest mi łatwiej robić zakupy. Dieta to jednak kosztuje.
Musze jeszcze wprowadzic swoje danie z wyliczonymi kaloriami.
Buro, ponuro, palec boli, Oj kiepsko