Dziś poszłam na siłownie o innej porze niż zazwyczaj, stanęłam na bieżni i jak to ja powoli około 3 minut zaczęłam się rozkręcać i tak natknęła mnie myśl by dziś pobić rekord i przebiec 8 km. Pierwsze pół godziny prawie cały czas biegłam z prędkością 7,7 km na godzinę, już w 32 minucie miałam za sobą 4 km. Druga połowa biegu poszła mi trochę gorzej bo byłam już zmęczona i ledwo ledwo ale udało się przebiegłam dziś 8 km co prawda w godzinę i półtorej minuty ale to taki drobiazg. Naprawdę było super. Potem jeszcze wspięłam się na 25 piętro a to tak rekreacyjnie, by obniżyć puls i by przypomnieć moim pośladkom że co do zasady to one mają być okrągłe a nie płaskawe.
Doliczam dziś cudowne wybiegane 8 km, zatem przebiegłam 107,5 km ( hiphip hura hura) w tym 32 zielone kilometry, do celu pozostało mi jeszcze 1642,5 km.
Jest naprawdę dobrze. Teraz przede mną wyzwanie nie zrobić za dużej przerwy. Ja w związku ze świętami jestem dość mocno zajęta a potem w trakcie świąt. Postaram się jednak pobiegać na siłowni jeszcze jutro oraz planuje mój pierwszy bieg plenerowy w pierwszy dzień świat co by troszkę karpika spalić.