Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uwielbiam jeść. I to jest mój największy problem :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 21660
Komentarzy: 113
Założony: 12 grudnia 2008
Ostatni wpis: 4 sierpnia 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
to0la

kobieta, 36 lat, Warszawa

169 cm, 90.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lipca 2011 , Komentarze (1)

No i dupa. Nie udało mi się dobić do 69,5. Plus jest taki, że udało mi się zejść niżej niż było tydzień tamu, ale tylko o 100 gram. No ale mam czerwony słupek w wykresie :/. Może teraz podobieram kolorki, żeby wykres wyszedł ładny. Na przykład dwa zielone, czerwony, dwa zielone, czerwony :).
Wody nie mam. Od wczoraj. Nie mogę się wymyć. Nie poszłam więc do pracy. Napisałam smsa żebyśmy się umówili na popołudnie na terapię i że zadzwonię jeszcze. Nie będę o 7 dzwonić i budzić.
J. przetrwał pierwszy dzień diety. Nawet mu smakowały niektóre rzeczy. A on bardzo wyrafinowany gust ma ;).
Kurde, czuję, że zaczynam brzydko pachnieć. Wody nie ma od 17 wczoraj, na klatce wisi wiadomość, że wody nie będzie dopóki nie naprawią. Cały budynek brudasów. Ja chyba koło 10 pójdę na basen i tam się wymyję. Przy okazji może popływam. Ale może, nie przepadam za basenem. :)
Aaaa, miałam się pochwalić. Wczoraj w końcu nie dotarłam na siłkę, alee... ale.... ćwiczyłam siłowo(!) w domu. Zaczęłam od rozgrzewki na skakance. Jakie było moje zdziwienie, jak za pierwszym razem udało mi się wykonać 158 skoków bez przerwy. Za drugim 172. Jak ostatnio miałam skakankę w dłoniach to wyczynem było 30, a jak przeskoczyłam 90 to byłam zachwycona. Ja się tak podnieciłam, że w ramach rozgrzewki zrobiłam prawie 1100 skoków. Fajnie się zlałam potem. A potem J. pokazał mi ćwiczenia na plecy, z ciężarkami i sztangą (J. to pakerro trochę więc mamy sprzęcior), na początku było ciężko, ale potem się rozruszałam i teraz trzymam plecy prosto. Dziś założę chyba stary stanik, bo mam malutki biust :/ chyba o 2 rozmiary spadł.
No i książkę ostatnio Camilli Lackberg przeczytałam. Świetna, chociaż ja jako amatorski detektyw i zawodowy psycholog od początku rozgryzłam co i jak i wszystko się potwierdziło ;)
Ale książka kończy się tak strasznie! Tzn, są dwie rzeczy z którymi nie wiadomo co się stanie. Nie chcę opowiadać, bo polecam całą sagę ;). A następna książka dopiero w listopadzie :/
Ok, jakoś mocno się rozpisałam. Chyba dlatego, że nie śpieszę się do pracy.
Ale Camillę  polecam! 

20 lipca 2011 , Komentarze (3)

Coś kiepsko mi od soboty idzie. Było wesele, jadłam więcej. W niedzielę trochę mniej, ale nie w zgodzie z dietą bo przez nocne szaleństwa dzień miałam trochę rozregulowany. Od dwóch dni ważę 69,9 bez zmian.
Dziś na obiadokolacji byłam w tajskiej restauracji, nie zjadłam dużo, ale było dobre!
Jednak nie powstrzymałam się jak J. żegnał się z chipsami i czekoladą (jutro przechodzi na vitaliową dietę, bo mu się moja podoba) i ukradłam mu 5 chipsów i 3 kawałeczki czekolady.
A w piątek ważenie, powinnam ważyć 69,5 (tyle było w sobotę), ale nie wiem czy uda mi się.
Jutro się nie ważę, pójdę natomiast na siłkę. :)

15 lipca 2011 , Komentarze (5)

Dziś miałam (przełożone z soboty na piątek) ważenie. Powinnam ważyć jak  już wcześniej pisałam 70,5. Ale ważę 69,8.
To prawie kilogram mniej. Trochę się zaczęłam obawiać, że może za mało jem. Bo to chudnięcie nie wygląda zdrowo. Tzn nie tyle za mało jem co za dużo ćwiczę. Wczoraj wieczorem przed kolacją stwierdziłam, że muszę poćwiczyć bo inaczej się nie wyrobię (jestem od soboty w tygodniu, w którym wg planu treningowego powinnam ćwiczyć 4 razy, do wczoraj były 2, a tydzień się kończy w sobotę). Więc o 19, elegancko 2 godziny po obiadokolacji i godzinkę przed kolacją zaczęłam ćwiczyć. Ćwiczenia trwają 50 min. Było dziwnie ciężko od początku, a potem było jeszcze gorzej. Tak jakby tlen do mnie nie docierał. Brałam strasznie mocne oddechy które czułam, że wpadają mi do gardła a nie do płuc. Poza tym powietrze dochodziło do wysokości mostka. Było naprawdę ciężko, jeszcze nigdy aż tak dziwnie się nie czułam. Ale ja hardkor ćwiczyłam dalej, oczywiście przysiady wychodziły trochę mniej głębokie no ale ćwiczyłam. Ale jak przyszło robienie pompek i ogólnie skakanie z pozycji "pompkowej" na stojącą to w pewnym momencie poczułam, że to chyba koniec i opadłam na kanapę. Dysząc tak, jakbym się dusiła powietrzem. No i nic nie widziałam. Po jakiejś minucie odzyskałam lekko poziom oddychania wiec wróciłam do ćwiczeń. Było troszkę lepiej. Przede wszystkim nie dyszałam już tak głośno. No i dotrwałam do końca. Mam nadzieję, że dziś lepiej będzie (bo też muszę poćwiczyć, bo to ostatni dzień tygodnia ćwiczeniowego). Myślę, że te rewelacje były spowodowane burzą i niskim ciśnieniem.
Dziś nie idę do pracy z dziećmi. Odwołałam zajęcia. Pójdę tylko do dorosłych po południu.

12 lipca 2011 , Komentarze (7)

Nie powinno się chyba z samiutkiego ranusieńska stawać na wadze. Ale ja to olałam i oczyska mi wyszły z orbit gdy zobaczyłam. tadam tadam 70,3 :)
Wg planu diety vitalii w piątek będę ważyć 70,5 więc jestem do przodu :P

10 lipca 2011 , Komentarze (4)

Coś się zwaliło chyba wczoraj na vitalii bo podobno nie wykonałam pomiaru wagi. Tzn wykonałam i się wyświetla w historii pomiarów, ale kiedy wejdę w szczegóły planu i wykresu diety to się wyświetla, że niby pomiar nie został wykonany. W związku z tym nie mam diety na jutro i cały następny tydzień. Jestem trochę wkurzona, będę wymagać przeprosin od vitalii ;) Wysłałam już wiadomość, ale oni dają sobie 72 godziny na odpowiedź. Poza tym kto mi będzie odpowiadał w niedzielę.. ;)

Jutro więc muszę sama wykazać się inwencją twórczą w komponowaniu menu. Nie będę oczywiście nic tworzyć, tylko skorzystam z minionych menu. I tego co mam w lodówce. A przez to, że nie wiem co w przyszłym tygodniu jeść jest prawie pusta. Ale cośtam znajdę :)

Zagoniłam J. do zmywania przed chwilą. Bo chciał wyjść na jedzenie, a ja jestem już po kolacji, w dodatku wzięłam już prysznic i ubrałam się w piżamę. Powiedziałam, że jak chce to niech idzie sam ja mu coś mogę zrobić. No to się chłopina łaskawie zgodził. A ja stosując znaną i lubianą technikę stopy w drzwiach poprosiłam, żeby pozmywał. Trochę się stawiał ale udało się. :)

Ciekawe, kiedy dostanę dietę. prognoza dietetyka była idealna ;)

7 lipca 2011 , Komentarze (3)

Przede wszystkiem dzień dobry. Choć wcale nie taki dobry bo ciągle mi zimno. W takich momentach zazwyczaj wyjściem była czekolada, spaghetti dużo herbaty i książka pod kocykiem. Dziś zostało więcej herbaty i szalik. Książkę pod kocykiem niby też mogę, ale tak się akurat nieprzyjemnie składa, że powinnam czytać podręcznik do głupiego egzaminu, który będzie w poniedziałek. Ale jak ją zaczynam czytać to robi mi się niedobrze i mniej więcej po 20 minutach rzucam ją i zaczynam beczeć jak koza. Albo szlochać jak bóbr. Nevermind. J. doprowadza to do szaleństwa. Muszę jeszcze dziś pójść do pracy drugiej, ale to po lunchu zrobię.
Historyczna sesja trwa. Historyczna twice poniewuż ja pierwszy raz w życiu nie zaliczyłam dwóch egzaminów w pierwszym terminie i muszę teraz poprawiać w przyszłym tygodniu, a po drugie historyczna jest gdyż J. pierwszy raz w życiu zaliczył wsio w pierwszym terminie. Jestem bardzo z niego dumna. Pogoda jest kiepawa, a ja mam stan podgorączkowy. Mam wrażenie, że trochę psychosomatycznie, przez te egzaminy. No ale może to dlatego, że jeden mój dziecięcy pacjent od 4 dni na mnie kaszle przez pół godziny.
Swoją drogą odnalazłam swoje powołanie. Chcę mieć gabinet terapeutyczny taki, do którego przychodzą ludzie. A nie że ja chodzę to tu to tam. Zimno mi, brr.

A co do dietty. Jest spoko. Jak się rozryczałam okropnie dwa dni temu to J. w ramach reskju akszyn zabrał mnie na poszukiwania pierścionka nowego. Niestety w pięciu sklepach jubilerskich, w których byliśmy fajne pierścionki zaczynały się od 1000 zł. Może kiedyś na zaręczyny, teraz mieliśmy ograniczenie do 300-400. Zrezygnowani poszliśmy do empiku, kupiłam sobie dwie książki, których teraz nie mogę czytać przez głupi egzamin, a potem kupiliśmy wagę kuchenną!
Najlepszy zakup od czasu odkurzacza! Wszystko sobie teraz elegancko odmierzam i posiłki mam nie "na oko" a dokładnie co do grama takie, jak w vitaliowych przepisach. Fajosko. :)
Zacznę podręcznik znowu od początku. Jak zrozumiem dokładnie pierwszy rozdział to zrobię lunch. Boję się, że znów się załamię i nie pójdę do pracy. Zobaczę.

4 lipca 2011 , Komentarze (4)

Dziś dużo zrobiłam dobrych rzeczy, w sensie zawodowym. W sensie dietowym dobrą rzeczą jest to, że minął 3 dzień a ja ani razu nie złamałam diety, co jak na mnie jest nowością. Ten błonnik po prostu aż tak zapycha, że nie chce się jeść. :)
No chyba, że za złamanie diety weźmie się kupienie budyniu zamiast zrobienie własnoręcznie "kisielu mlecznego". No ale skład budyniu był prawie taki sam jak w przepisie vitaliowym.
Słyszę właśnie jak większe psisko grzebie w kuchni. Rozrabiak... ;)
A J. był dzisiaj na pierwszych ćwiczeniach na kursie, który ja nazywam kursem na siłkomastera, a tak naprawdę nazywa się kursem na instruktora kulturystyki. Na siłowni sprzedawali po 5 zł porcję kurczaka z ryżem. Podobno dobra ;)
A ono moje chłopaki, Sołas z typową dla siebie miną. :)

3 lipca 2011 , Komentarze (4)

Wczoraj obudziłam się o 10:49, strasznie późno jak na mnie. Na kanapie w salonie, obłożona z dwóch stron psiakami. Przed 8 wypuszczałam J. na kurs i padłam jak długa.
A miałam zamiar o 10 ćwiczyć. 
Przez to, że wszystko zaczęło się z 3 godzinnym opóźnieniem cały dzień miałam jakiś taki rozjechany. :) Ale uwaga uwaga, o 19:40 zebrałam się i zaczęłam ćwiczyć.
W moim planie TMT zaczynam drugi tydzień ćwiczeń. Bo to jest tak, że w pierwszym tygodniu trzeba ćwiczyć 2 razy, w drugim 3, w trzecim 4, w czwartym 3, w piątym 2, w szóstym 3 itd do dziewięciu tygodni. Mam więc ponad 10% za sobą i pierwszy trening z drugiego tygodnia. Fajnie wydolność mi się poprawiła. :)
A razem z programem jest fajna karta treningowa. Co tydzień trzeba określić na skali od 1 do 10 jak zdrowa była dieta i na ile zgodna z zaleceniami twórców treningu. No i muszę przyznać, że w pierwszym tygodniu nie mogę sobie dać więcej 2/10 ;). Ale od wczoraj jestem na diecie vitaliowej, wygląda tak fajnie, że nie chce się jej łamać.
W każdym razie dziś, za 2 godziny zaczynam fitness z maminą, na jej siłce. :) Więc dużo ćwiczę, jest dobrze.
A! Po pierwszym dniu diety schudłam pół kg. To oczywiście woda, ale i tak cieszy. :)


A takiego zwierzorka to chciałabym mieć w domu. :) Cudowna minka.

1 lipca 2011 , Komentarze (5)

Kurczę, jak ja nie mogę się doczekać jutra. Zaczyna mi się wtedy dieta vitaliowa i jak przejrzałam te wszystkie przepisy na nadchodzące 9 dni to aż mnie skręca z ciekawości. :)
Tylko straaasznie dużo kanapek. Zazwyczaj nie jem kanapek, bo starałam się nie używać chleba. Ale jak jest w diecie to będę. :)
Tylko muszę zrobić research gdzie tu w Warszawie jest dobry rybny. Bo aż 3 razy w tygodniu wcinam rybę. :)

30 czerwca 2011 , Komentarze (5)

Witam drogie Panie, wróciłam tu po dłuuugiej przerwie - dwa i pół roku. :)
Okazało się, że u mnie nic się nie zmieniło (jeżeli chodzi o wagę ;])

Zmieniło się natomiast moje podejście do sportu. Dużo częściej "coś robię". Zabawne, bo w sumie ważę tyle samo co ważyłam te 2 lata temu, ale moje ciało jest bardziej "ubite". Fajne są te ćwiczenia.
Kupiłam sobie świetny trening na 9 tygodni, do tego dołączę dietę z Vitalii i może w końcu coś ze mnie będzie. Jednak teraz dopadło mnie coś co nie pozwala mi prawie w ogóle trenować. Alergia tak silna jak nigdy, mam wrażenie, że wypluję wnętrzności. Od kataru i kaszlu mam już zdarte gardło, oczy zapuchnięte, ledwo oddycham a do lekarza nie mam czasu iść. Trochę się boję, że to przejdzie w astmę. Poza tym strasznie nie lubię leków antyalergicznych bo okropnie się po nich woda zatrzymuje i non stop się czuję jak przed okresem.
Błe.
W każdym razie nie o tym chciałam pisać. 
Byłam na początku czerwca w fitnessclubie pod domem, wprawadzili nowe zajęcia, które nazywają się tmt (total muscle training) i było niesamowicie. Spociłam się jak dziki wieprz (chociaż nie wiem, czy dzikie wieprze się pocą), niektórych kombinacji nie dałam rady ale w tym czasie po prostu skakałam do rytmu. A następnego dnia słuchajcie, żadnych zakwasów, żadnego bólu (tylko uczucie, że mam łydki podczas schodzenia na dół schodami). Niesamowite to było. Postanowiłam sobie kupić taki program dziewięciotygodniowy z płytą dvd i rozpiską ile ćwiczyć w danym tygodniu. W tym miałam ćwiczyć dwa razy i mi się udało. Pierwszy raz! Fitness w domu. :) Super! Strasznie jestem tym podekscytowana, że jakaś płytka dvd naprawdę się przydaje. Tylko ciężko się oddycha w trakcie ćwiczeń przy alergii.
Ale widzę efekty! Lepiej się czuję, jestem zwinniejsza i moje ruchy są bardziej dynamiczne. :)
W sobotę następny trening, mam nadzieję, że opanuję do tego czasu alergię. Opiszę jak było. Bo mam przeczucie, że będzie dobrze.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.