No i dupa. Nie udało mi się dobić do 69,5. Plus jest taki, że udało mi się zejść niżej niż było tydzień tamu, ale tylko o 100 gram. No ale mam czerwony słupek w wykresie :/. Może teraz podobieram kolorki, żeby wykres wyszedł ładny. Na przykład dwa zielone, czerwony, dwa zielone, czerwony :).
Wody nie mam. Od wczoraj. Nie mogę się wymyć. Nie poszłam więc do pracy. Napisałam smsa żebyśmy się umówili na popołudnie na terapię i że zadzwonię jeszcze. Nie będę o 7 dzwonić i budzić.
J. przetrwał pierwszy dzień diety. Nawet mu smakowały niektóre rzeczy. A on bardzo wyrafinowany gust ma ;).
Kurde, czuję, że zaczynam brzydko pachnieć. Wody nie ma od 17 wczoraj, na klatce wisi wiadomość, że wody nie będzie dopóki nie naprawią. Cały budynek brudasów. Ja chyba koło 10 pójdę na basen i tam się wymyję. Przy okazji może popływam. Ale może, nie przepadam za basenem. :)
Aaaa, miałam się pochwalić. Wczoraj w końcu nie dotarłam na siłkę, alee... ale.... ćwiczyłam siłowo(!) w domu. Zaczęłam od rozgrzewki na skakance. Jakie było moje zdziwienie, jak za pierwszym razem udało mi się wykonać 158 skoków bez przerwy. Za drugim 172. Jak ostatnio miałam skakankę w dłoniach to wyczynem było 30, a jak przeskoczyłam 90 to byłam zachwycona. Ja się tak podnieciłam, że w ramach rozgrzewki zrobiłam prawie 1100 skoków. Fajnie się zlałam potem. A potem J. pokazał mi ćwiczenia na plecy, z ciężarkami i sztangą (J. to pakerro trochę więc mamy sprzęcior), na początku było ciężko, ale potem się rozruszałam i teraz trzymam plecy prosto. Dziś założę chyba stary stanik, bo mam malutki biust :/ chyba o 2 rozmiary spadł.
No i książkę ostatnio Camilli Lackberg przeczytałam. Świetna, chociaż ja jako amatorski detektyw i zawodowy psycholog od początku rozgryzłam co i jak i wszystko się potwierdziło ;)
Ale książka kończy się tak strasznie! Tzn, są dwie rzeczy z którymi nie wiadomo co się stanie. Nie chcę opowiadać, bo polecam całą sagę ;). A następna książka dopiero w listopadzie :/
Ok, jakoś mocno się rozpisałam. Chyba dlatego, że nie śpieszę się do pracy.