mija kolejny tydzień i zapowiada się zmiana -1,5kg
na minusie
Jak w tytule waga pokazuje 100,5 czasem 100g więcej.
Ogólnie dopadła mnie szara rzeczywistość i kręcę się pomiędzy pracą domem ,a w dodatku się pochorowałam -jakieś paskudne przeziębienie mnie dopadło.
W sobotę mamy jechać na kulig do Wisły i powinnam się do tej pory wykurować.
Diety raczej przestrzegam choć robię czasem małą zmianę i wykorzystuję to co mam w zamrażalniku-dziś był na kolację łosoś ze szpinakiem.
Rower dosiadłam tylko 2 razy w tym tygodniu -łącznie 38km.
a jednak można i są wyniki...
40 dni później i jest 8kg z małym hakiem mniej i kilka cm też poszło w niebyt.
4 stycznia
|
110,0 |
0,0 |
0,0 |
0,0 |
0,0 |
0,0 |
0,0 |
0,0 |
0,0 |
0 |
0 |
|
10 lutego 2013 |
102,0 |
37,0 |
39,0 |
124,0 |
110,0 |
112,5 |
118,0 |
68,5 |
43,0 |
2000 |
51 |
Tak to mniej więcej wygląda w historii pomiarów.Jak zaczynałam nie obmierzyłam się od razu tylko dopiero przy 107,5kg,ale jakiś ubytek jest i czuję to w spodniach głównie.
Męczące 3 dni w pracy za mną dziś mam plan
zrobiłam ponad etat w 3 dni to mi się należy,ale jak to bywa -wolne jest,a ja już pralkę kręcę.Ciuchy robocze trzeba do ładu doprowadzić.
Popołudnie jest dla mnie i Romana a od poniedziałku czekam na kolejny wolny dzień czyli środę.
ładnie waga spada:)
Poprzedni tydzień zawaliłam ,ale teraz miałam już lepiej i mniej wpadek(czasem kilka suszonych daktyli zjadłam późnym wieczorem jak mnie głodomorra dopadła)
Waga z poprzedniego ważenia 103,3-na dziś 102-102,1-do piątku pewnie się utrzyma.
Do ćwiczeń jeszcze nadal dojrzewam niestety po pracy mam już dosyć,a w wolne dni wciąż coś przenosimy układamy myjemy ,szorujemy i tak spalam kcal.Jedyny postęp w tym tygodniu to 2 razy rowerek po 40minut.
Od wczoraj mamy już wersalkę (nasze spanie) w odremontowanym pokoju i pierwsza noc w nim za mną.Niestety nie wyspałam się wcale i na kawie dziś pociągnę.To,że muszę z tego pokoju do łazienki chodzić przez korytarz wspólny to w dodatku jak on tylko rano wstanie i zapali to śmierdzi niemiłosiernie .Na dodatek całą noc rządziła na górze mysz,albo nawet całe stado.Już dawno bym z tym zrobiła porządek wysypując trutkę,ale szwagier ma niby kota i szkoda mi,żeby zjadł taka nafaszerowaną trutką mysz.Od kilku dni nie widzę kotki więc możliwe,że kolejny kot od szwagra zwiał-może nie może wytrzymać tego odoru.
Tv już podłączony ,jak R. odeśpi nockę przesuwamy szafki i instalujemy resztę sprzętu.
Od jutra ciężkie 3 dni w pracy i pewnie od wcześniejszych godzin będziemy pracować(może od 7-8 do 23).
niedziela jest dla nas-od południa bo do tego czasu Roman będzie w objęciach Orfeusza.
cicha msza trwa...dieta na szczęście też.
Witajcie niedzielnie!
Ja chyba już też mam zbliżającą się menopauzę bo zrzędek ze mnie pierwsza klasa,a potem wszystkich wyobrażam tym i muszę tą złą atmosferę przespać więc śpioch też jestem.
Pisałyście,że powinnam docenić starania Romana-doceniam,ale czasem ręce mi opadają jak przy dziecku trzeba tłumaczyć podstawy.
Ja tylko żartem powiedziałam,że ciężko go wyedukować skoro cały czas tak samo je kula,a on miał focha na tyle,że za jakiś czas wyjął je z lodówki (myślałam,że chce ugotować ,a on je wyrzucił.Powiedziałam,że tylko sobie zrobił na złość bo skoro twierdził,że są dobre to tylko on je będzie jadł i tak więc w ten sposób pozbył się obiadu.Ogólnie dzień nie skończył się wczoraj dobrze-wieszalismy półki z regału a że Roman to typowy cioprok to ubrudził ścianę opierając się brudną ręką przy wierceniu dziury i została tłusta plama-nawet płyn z wodą nie pomógł,bo to pewnie jakis smar z narzędzi był.Na szczęście na tym miejscu wisi kolejna półka.Cały czas musiałam przypominać o umyciu rąk a i tak na koniec kolejny kleks zrobił wieszając kolejną-na szczęście wtedy miał czyściejsze ręce i po zmyciu prawie nie widać,jednak uwaga że nie uczy się na błędach dolała oliwy do ognia i do teraz nie pogodziliśmy się co mnie bardzo boli i męczy.W nocy spałam może ze 4 godziny jak się już zmęczyłam po 4 usnęłam.Od rana mimo niedzieli cały czas coś robię żeby nie myśleć i tak pranie kolejne się kula i wreszcie dzięki tym nerwom umyłam kafelki w łazience.Dwie ściany bardzo szybko mi się brudzą bo są po prostu zimne i na nie siada para i bród w kosmicznym tempie.
Teraz R.poszedł do kościoła,a ja zaczęłam gotowanie ale jak to zwykle bywa gaz kończy się albo w święta albo w niedzielę więc i Roman i ja nie mamy obiadu.Na piecu stoi ledwo zagotowana jarzyna z wodą i to tyle gotowania na dziś.Po gaz możnaby jechać bo u mnie we wsi sprzedaje sąsiad przy domu 365dni w roku,ale nie wiem czy wyjedziemy samochodem bo po roztopach jest tak grząsko,że Roman już się wczoraj utopił i sąsiedzi go pchali,a ja jak wracałam z pracy też się obślizgłam przy wjeździe do garażu.Jak tylko się uda wyjechać to postanowiłam kilka dni na drodze parkować aż nie będzie suszej lub aż mróz nie chwyci-takie to są uroki mieszkania na wsi
Mimo nerwów na razie trzymam się dzielnie z dietą-pytanie tylko co mam zjeść na obiad?może płatki z jogurtem?
i po robocie....
Skończyłam
pracę na te 3 dni po 15-tej. Mam jutro wolne-nareszcie,bo kolejny tydzień znowu
sie zapowiada nieciekawie-mamy ok 70 osób (są to hokeiści dwóch
państw-jedzą 3 razy dziennie i to duuużo)przed meczami mają specyficzną
dietę lekką wysokowęglową.
na sobotę duże wesele dodatkowo i
bal.Hokeistów mamy już od 6-9 wieczorem więc mamy co robić,a ja mam
dodatkowo pieczenie ciast zagwarantowane.
Dziś wczesniej poszłam do
pracy bez śniadania i tylko coś na ruszt wrzuciłam po drodze(z tego co
pamiętam kilka plastrów mozzarelli ,pierś kurczaka i kawę z mlekiem)
Wróciłam do domu głodna jak wilk i ugotowałam sobie 80g płatków owsiano-żytnich z jabłkiem ,ale nie dałam rady zjeść całych.
W
dodatku mamy cichą mszę od godziny i już mnie to wnerwia.A wszystko
przez kluski które zrobił R.-kolejny raz robi już go kilka razy uczyłam
,a on wciąż tak je kula jakby śnieżki lepił a potem się dziwi,że się
rozgotowują.
Jak półżartem powiedziałam"no chyba mi się nie da Ciebie
wyedukować w tej kwestii to buczał coś pod nosem i chodzi
nabzdyczony.Może mu do wieczora przejdzie.
kolejne ważenie i bilans miesiąca.
Dziś niestety szału nie ma bo wynik ostatniego tygodnia to tylko 0,3kg-no ale jak się zawaliło ze 3 razy to się ma za swoje.
No nic trzeba robić dalej swoje a będzie lepiej.
Od 2 stycznia do dziś czyli w miesiąc ubyło mnie 6,7kg-zważywszy na wpadki i tak wynik niezły.
Więcej już dziś nie napiszę bo cieżkie dni mam w pracy i zaraz do niej lecę by wracać ok 23-23,30.
W nocy skończymy składanie komody którą dziś zaczęliśmy a w niedzielę ustawimy wszystko jak należy.
Jak już telewizornię wstawimy i wersalkę to wstawię zdjęcia przed i po,choć część zdjęć przed przepadło.
waga spada...
Zawaliłam dwa dni z rzędu i waga mi pokazała kto tu rządzi -nawet do 2 kg na plusie mi wyświetliła-dziś było o 0,1kg mniej niż na pasku-więc na piątek szału się nie spodziewam zwłaszcza,że będę zmęczona po pracy a to zawsze mi się odbija na plus na wadze.
Niedzielę mam wolną więc mam nadzieję na jakiś wypad z R.choć na tańce nie pójdziemy bo ma na noc do pracy iść.
Zastanawiam się nad aquaparkiem w Halembie-niedawno go otwarli a mamy tam ok 7km
Jak dobrze mi w domku...
Dwa pierwsze dni po urlopie bardzo pracowite-nogi mi już posłuszeństwa odmawiają,a mózg mi pracuje na pełnych obrotach(wciąż zastanawiam się co jeszcze trzeba zrobić czy o czymś nie zapomniałam jak po kolei zrobić to i owo żeby wszystko miało ręce i nogi.
Na szczęście jutro choć jeden wolny dzień od kieratu ,choć znowu obowiązki domowe czekają,ale to już jest bardziej przyjemne.
Po ostatnich wpadkach poniedziałek zaliczyłam ładnie(no może z dwa plasterki boczku skosztowałam,bo musiałam nową wędlinę wybrać na śniadania i imprezki).
Na dziś miałam nawet naszykowane skrzyneczki z gotową przekąską i sałatką na kolację-niestety nie dałam rady zjeść nawet obiadu o wyznaczonej porze,tylko 2 godziny później musiałam zjeść tylko gotowanego kurczaka bo na przyszykowanie jarzyn brakło czasu.
Do wieczoru starałam się przynajmniej dużo pić,ale i tak zamknęłam się ledwie w 2 litrach/3 zalecane.
W efekcie pewnie zjadłam małe kęsy czegoś żeby ni czuć głodu.
Jednak dużo lepiej wychodzi mi dieta jak jestem w domku.
W pracy z napiętym wciąż czasem nie da się usiąść kilka minut i zjeść w spokoju posiłku.
Muszę jednak dalej się trzymać bo już nie daję rady z tym nadbagażem.
rano radość ,a wieczorem zawaliłam....
W piatek miałam taki piękny spadek zaliczony w tydzień,a już wieczorem dopadł mnie taki apetyt na byle co,że popłynęłam i zjadłam garść orzechów włoskich i udko wędzone.Nie musiałam czekać na efekty-następnego ranka waga o 1kg w górę.Ale to nie koniec moich wpadek bo wczoraj w nocy czekałam aż córka skończy pracę w pizzerii i podarowała mi pizzę ,którą omyłkowo dwa razy upiekli,żebym Romkowi zawiozła,ale ja się skusiłam i zjadłam jeden duży kawałek.
No jak ja tak będę się odchudzała to nawet w grudniu będę miała setę z hakiem.
Dziś kolejne pokusy mam w domu,bo czekałam na gości-koleżanki miały wpaść,ale maluch jednej z nich się rozchorował i klapa-sama zostałam z ciachami które upiekłam i sałatkami.
W takim razie częstujcie się tym niedzielnym ciachem.
Niestety wczorajszy dzień w pracy nie zapowiada nic dobrego-po pierwsze znalazłam tyle niedociągnięć i zniszczonych rzeczy w lodówkach,że mnie szlag jasny trafił.Po drugie na 2 i 3 jest potrzebnych conajmniej 170 kawałków szarlotki ,a nikt nie wpadł na to,że ja jestem w poniedziałek i wtorek ,a w czwartek już nie mam czasu na pieczenie wcale bo inna praca jest do zrobienia na tą ilość gości.Ze spokojem mogłam wczoraj choćby obrać i uprażyć wielki gar jabłek,a tak wszystko zwaliło się na moje 2 pierwsze dni po urlopie i tak zaraz zapomnę o wypoczynku.
Nawet szef kuchni się wczoraj spienił,bo w piątek byli we dwóch z kumatą uczennicą,a od 16 była jeszcze pani K.do pomocy ,a nawet sałatki jarzynowej nie skroili i że syf wszędzie w każdym dosłownie kącie.
Do 9 włącznie mamy ciężko,bo duże grupy i często jakieś bale karnawałowe na dwóch salach jednocześnie i bal przebierańców z weselem w jednym dniu.A od 11 szef kuchni na urlopie i muszę zastępować go na mięsach oczywiście nie zwalnia mnie to z moich obowiązków np.pieczenia ciast,bo nikt inny się za to ni zabierze tylko krytykować potrafi(mój kochany kolega "NIUNIUŚ"
waga -2,9 w tydzień...
Nie mogłam uwierzyć jak weszłam na wagę-sprawdzałam wprawdzie prawie dziennie ile to dziś mam
Cieszę się jak diabli że tak ładnie ze mnie ten tłuszcz znika.Przypuszczalnie jak nie dam ciała w ciągu miesiąca zrzucę ok 7kg.Wiem,że kolejny miesiąc to będzie mniej ok 4-5kg,ale i tak fajnie,że na moje urodzinki 11 marca będzie mniej niż seta.
Tak sobie po cichu planuję ten nasz ślub na koniec sierpnia lub początek września,a może nawet uda się nam wyjechać na tydzień do Chorwacji lub dalej.
Dziękuję odwiedzającym i wspierającym mnie za kopniaki i pochwały.