Witajcie,
jestem tak tak... bo chyba nie napisałam,
że to ma być wypad jednodniowy na narty...
pobudka o 5.30, wyjazd 6.45, Zwardoń 9.35...
podróż trwała dość długo... nie wiem skąd te prawie 3 godziny...
ale co fakt to fakt....
no więc było super.....
pogoda dopisała, no i co najważniejsze nie było tłumu...
a nawet bym powiedziała, że żywa dusza przewijała się niezwykle rzadko... dowód poniżej...
Duży Rachowiec spokojny za to na Małym Rachowcu ludziów dużo...
więc państwo P. wybrali te ciekawszą wersję... czyli pustki...
szczególnie, że miałam przerwę 3 lata i nie ukrywam, że bałam się tego wyjazdu...
bała się, że sobie coś połamię lub skręcę... ale nie uwierzycie nie zaliczyłam nawet jednej gleby... :D
dumna ja być :)
wróciliśmy do domku ok. 18.50..
Babcia (moja Maminka) przetrwała te próbę obronną ręką...
zadzwoniła tylko raz - ok 16.35 jak już wracaliśmy....
Młody dał jej trochę popalić po drzemce...
bo jak się obudził i zorientował, że Babcia jest, a Babcia to nie mamka - to wrzask był...
ale opanowała sytuację...dzielna Kobieta....
dieta... hmmmm... może dużo nie jadła przez te ostatnie dwa dni, ale raczej nie były to lekkie tematy...
ale punkt dla mnie - nie obżerałam się... i miałam dużo ruchu wczoraj...
spałam już przed 22 - filmu mi się od razu urwał po położeniu się do łóżeczka...
dawno nie miałam takich zakwasów... ale żyje i mam się dobrze....
a dziś... hmm... mój szanowny Mąż wymyślił sobie wieszanie telewizora na ścianie...
i zeszło mu cały dzień... bo najpierw narobił dziur - ściana z supremy...
a potem pojechaliśmy do Castoramy po śruby do mocowania
i tapetę do położenia we wnęce między meblami za telewizorem...
także ja dziś znów pokazałam swój talent przy tapetowaniu...
Młody śpi, ogarnęłam mieszkanie, poczytam co u Was
i
zaraz uciekam pod wodę...
dobrej nocy