Witajcie....
znów zaczynamy kolejny tydzień zmagań... pogoda się
popsuła..
już nie świeci tak pięknie słonko i jest trochę chłodniej..
ale tak ogólnie to jest lepiej niż było...
w sobotę już nawet wylądowałam w ogródku pana I.
znaczy się już prawie naszym ogródku... trzeba tam trochę ogarnąć po zimie..
więc powoli poznosiłam gałęzie na kupeczkę, odkopałam pola
przebiśniegów,
które spod zwały liści zaczęły się przebijać.. poczesałam
trochę trawnik...
lubię tak nosek na słonko wystawiać... to jest to co Misie lubią najbardziej...
jeśli chodzi o aktywny ruch to wybraliśmy się z panem I. w
sobotnie popołudnie na rowerki zrobiliśmy ok. 21 km jak na nas to nie wiele,
ale późno się wybraliśmy, więc ciemność nas pogoniła do
domu...
wczoraj byliśmy na ostatnim spotkaniu nauk przedślubnych..
przy dobrych wiatrach
może nie będziemy musieli iść na spotkanie w ramach poradni rodzinnej z
nawiedzoną kobietą..
bo ksiądz powiedział, że jakbyśmy poszli to fajnie,
ale on nam przez brak tego papierka nie odmówi udzielenia ślubu..
jestem dziś przygnębiona, ale to nie tylko przez pogodę.. wczoraj po wielu latach walki z rakiem zmarła moja ciocia.. szkoda mi jej, bo w zasadzie ostatnie lata swojego życia przez chorobę spędziła w domu
i w ogóle nie nacieszyła się swoją emeryturą.... ;(