Abdominoplastyka - jestem już po...
I znowu miałam długą przerwę na vitalii... ale mam za sobą dość ciężki okres... najpierw w pracy był młyn straszny, nic tylko stresy... no a potem szpital i operacja... tak w zasadzie, to dopiero od tygodnia czuję, że tak mniej więcej doszłam do siebie.
Z operacji jestem naprawdę zadowolona - nie mam już brzuszka (a w zasadzie nieestetycznego i niekomfortowego fartucha ze skóry)... i w sumie nie było to nawet takie straszne...
trochę bólu, ale bez przesady, w zasadzie po laparoskopii było podobnie, z tą różnicą, że znacznie szybciej doszłam wtedy do siebie, a tu przez parę tygodni, w sumie nie było źle, ale tez nie nie było jeszcze tak jak normalnie...
Nie obyło się oczywiście bez komplikacji - pępek do dziś nie jest zagojony (martwica skóry się przyplątała - to przez zrosty po poprzednich operacjach)... ale nic to... zgoi się niedługo...
a potem wezmę się za uda... tam też jest dużo za dużo skóry...
no a na sam koniec postaram się zapomnieć, że kiedykolwiek byłam otyła...
PS
Przy następnym wpisie, postaram się wkleić jakieś zdjęcie... nie będzie niestety nic do porównania, bo brzuszka nigdzie nie uwieczniłam... był zbyt okropny
when you're in love...
Jestem zakochana...
Jestem szczęśliwa...
On mnie kocha...
Chcemy być razem...
Wiem... Taka sielanka nie może wiecznie trwać, ale na razie zamierzam się cieszyć się każdą chwilą...
Wreszcie moje życie jest takie jak być powinno... wszystko się układa... mam pracę, przyjaciół, wreszcie schudłam, no i jest jeszcze ON... czasem myślę że to zbyt piękne żeby działo się naprawdę... na moich oczach spełniają mi się wszystkie marzenia...
Kiedy zaczynałam się odchudzać, nie wierzyłam, że tak może być... a jednak...
No i na dodatek 28 marca idę do szpitala... NFZ zapłaci za operację plastyczną... a więc koniec z obwisłą skórą na brzuchu... (niestety uda będę musiała zrobić we własnym zakresie, ale nic to... damy radę)
Operacja plastyczna... Chcę się naprawić, a nie
poprawić...
We wtorek idę do poradni chirurgii plastycznej, jest w sumie nawet szansa na operacje plastyczną w ramach NFZ... No cóż, jak człowiek straci prawie 80kg to niestety zostaje mu trochę zbędnej skóry...
Byłam już u chirurga prywatnie, takie konsultacje to naprawdę droga impreza, byłam więc mega zaskoczona, kiedy podczas wizyty lekarz powiedział mi żebym przyszła do niego do szpitala... cyt. "bo komu jak komu, ale mi te operacje należą się z funduszu..." powiedział że będzie próbował coś wykombinować... kto wie może coś się uda ugrać... Oczywiście był w ciężkim szoku jak usłyszał ile schudłam i że zrobiłam to zupełnie sama żadnych operacji czy nawet leków... miałam wrażenie, że chciał mi pomóc.
Gdyby nie ta przeklęta skóra, to byłabym w 100% zadowolona z tego jak wyglądam...
No nic... zobaczymy... z resztą zbieram kasę już od ponad roku... więc jeśli się nie uda z NFZ...
Moja dieta
Dostałam już tyle próśb, żeby opisać dokładnie swoją dietę, a ponieważ dziś mam odrobinę wolnego postanowiłam to w końcu zrobić.
Poniżej zamieszczam rozpiskę, przygotowaną na podstawie materiałów, które dostałam na poradzie dietetycznej w Instytucie Żywienia i Żywności. Ta porada to była taka masówka na NFZ... wyszłam z niej bez większego entuzjazmu... ale z perspektywy czasu...
Dietę stosowałam bardzo skrupulatnie... przez dobrze ponad 1,5 roku... nie brałam, żadnych witamin, czułam się świetnie i przez cały czas miałam dobre wyniki wszelki badań...
Co? | Ile? (w gramach) | Kcal (w przybliżeniu) | Co/ile zamiast? |
Produkty zbożowe: Pieczywo(mieszane)
Mąka, makarony, kasze | 130 100 30 | 335 232 103 | 10 g pieczywa = 7g mąki, pieczywa chrupkiego 35 g pieczywa = 25 g kaszy |
Produkty mleczne: Mleko i napoje mleczne (max 2% tłuszczu) Twaróg chudy | 480 400 80 | 293 213 80 | 100 g mleka = 50 g chudego twarogu |
Jajka 1/3 dziennie | 15 | 22 | *Ja jadłam 1 lub 2 raz na kilka dni |
Mięso, Ryby, Wędliny Mięso, ryby Wędliny | 120
100 20 | 166 138 28 | Jeść tylko chude części, najlepiej codzienni inny rodzaj mięsa/gatunek ryby (wieprzowina też jest ok.), mięso gotowane, gotowane na parze, ewentualnie pieczone |
Tłuszcze: Olej, oliwa margaryna | 20 15 5 | 163 132 31 | |
Ziemniaki: | 100 | 77 | *Ja ziemniaki prawie wyłącznie jako składnik mrożonek. |
Warzywa (różne, różniaste) | 400 | 116 | Najlepiej żeby były w każdym posiłku |
Owoce | 100 | 50 | *Ja jadłam więcej |
Cukier | 5 | 20 | lub 6g miodu lub 7g dżemu lub 40g owoców *ja nie jadłam wcale |
| RAZEM | 1217 | |
| -straty | 1095 | |
Mniej o ponad połowę - moje nowe zdjęcia...
Witajcie w Nowym Roku.
Życzę Wam samych sukcesów w odchudzaniu i nie tylko...
Jeśli chodzi o mnie, to niestety Nowy Rok zaczyna mnie o 2 kg więcej niż pokazuje pasek (waga dziś rano), ale mam nadzieje, że to tylko efekt wczorajszej nocy (dużej ilości wina, szampana i różnych dziwnych przekąsek), oby za parę dni było jak trzeba...
W Święta zrobiłam sobie parę fotek... wreszcie... zgodnie z obietnicą wklejam... może dla kogoś będą motywacją... czasem patrzę na siebie w lustrze i nie wierzę, że to naprawdę ja... czasem patrzę też na swoje stare zdjęcia i wtedy nie wierzę z kolei, że taka byłam...
Oto ja mniejsza o połowę - w moich starych spodniach...
A taka byłam kiedyś:
...
Na samym początku... to miało być tylko kilka randek, żadnych zobowiązań, a przede wszystkim żadnych zwierzeń... bo przecież już nikt nigdy nie może się dowiedzieć o mojej otyłości... Często udaje, że tamto życie nigdy nie istniało, że to był tylko koszmarny sen... najważniejsze nikomu nie mówić...
Tak miało być, tylko że za każdym razem, gdy mówił mi, jaka jestem ładna, czułam się jak oszustka... z resztą teraz to już chyba odrobinę więcej niż kilka niezobowiązujących randek... więc...
jakoś tak wyszło, że mu powiedziałam... Myślał chyba, że powiem mu coś zupełnie innego, wystraszyłam go pewnie. Potem nawet się trochę ze mnie śmiał, że się tak tym przejmowałam. Mówił, że to kompletnie bez znaczenia jaka byłam, ale on myśli, że jestem ładna... nie wie o tym czego nie widać, co skrzętnie ukrywam ciuchami...
Gdy na horyzoncie pojawia się... ON...
Zawsze, gdy pojawia się jakiś ON razem z nim pojawiają się kłopoty... człowiek traci spokój i zaczyna myśleć, rozważać, zastanawiać się, czasem nawet coś tam planować i marzyć... pojawia się milion wątpliwości, taka okropna niepewność...
W sumie to ja i ten "on" bardzo krótko się znamy... ale już na pierwszy rzut oka widzę, że on jest zupełnie inny niż bym chciała... w sumie to facet nigdy nie jest taki jakby się chciało... coś mnie jednak cały czas do niego ciągnie... Pojawił się i już sama nie wiem czego chcę...
Gdy jesteśmy razem... cholera jasna, dlaczego ja muszę wciąż o nim myśleć... najważniejsze przecież to nie tracić głowy... wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko, jest za wcześnie żeby się w cokolwiek angażować.
Właśnie dzwonił... zaraz przyjedzie...
POŁOWA MNIEJ !!!
Już od dawien dawna planowałam, że mój
następny wpis będzie miał taki tytuł. Miało być szokujące zdjęcie (ja w
moich starych spodniach - mieszczę się w jedną nogawkę teraz
)...
miało być, ale...
już od dłuższego czasu za Chiny nie mogę owych spodni zlokalizować, co
więcej w nie posiadam własnego aparatu (współlokatorka się wyprowadziła
razem ze swoim)... nie posiadam też porządnego lustra ani kogoś kto by
mi takie zdjęcie zrobił... krótko mówiąc nic nie pisałam, licząc że
pewnego dnia zbiorę się w sobie i na przekór wszystkim przeciwnościom
losu sporządzę pełnowartościowy wpis podsumowujący
ze zdjęciem.
Tak się chyba jednak nie stanie... leń ze mnie i tyle!
W każdym razie: (wreszcie po prawie 2 latach walki)
Waga: 72 kg
BMI: 24,06 (Prawidłowe)
Ponieważ wpis z lekka spóźniony, jest mnie już o trochę ponad połowę mniej!!!
PS 1 Do wszystkich, którzy czytali mój pamiętnik i wspierali ...mam się dobrze i
dzięki PS 2
To jeszcze nie koniec tego pamiętnika, a już na pewno nie odchudzania,
ale teraz traktuje wszystko swobodniej (organizm potrzebuje odpoczynku) -
taka mała stabilizacja z tendencją spadkową można powiedzieć...
Straciłam nad sobą kontrolę...
Ta przeklęta operacja poprzestawiała mi cały jadłospis... nie mogę się z tego otrząsnąć... ogarnęła mnie kiślowo-sucharkowo-bananowa
opsesja... straciłam kontrolę nad tym co, kiedy i ile jem...
ok na razie nie zdarzyło mi się przekroczyć 1800 kcal.... ale nie w tym rzecz. Dotąd zawsze miałam kontrolę i wszystko było według z góry założonego planu, a teraz planuje sobie obiad i kończy się zwykle tak, że nie potrafię przestać jeść, wyciągam potem z lodówki jakiś owoc, albo co tam mam, a potem jeszcze coś (drobiazgi jakieś) ... czasem wytrwam 2 lub 3 dni zupełnie bez skuchy... a potem jest znowu to samo...przez 2 kolejne...
Waga wciąż się waha między 75-77 kg, zależnie od tego ile zjadłam poprzedniego dnia. Wiem, wiem to pewnie tylko woda... ale wkurza mnie to.
Znowu przeraża mnie to wszystko, przecież ja już do końca życia muszę kontrolować dietę, a tu wystarczy raz sobie odpuść bo szpital, bo nic normalnego nie można zjeść po operacji (tylko kleiki i kisielki - swoją drogą uwielbiam i to i to) i człowiek traci kontrolę.
Czy kiedyś przyjdzie taki dzień, że stanę na wadzę i zobaczę 65 kg? (tyle właśnie chciałbym ważyć) Jeszcze całkiem niedawno myślałam, że to tylko kwestia czasu, teraz już sama nie wiem...
Już po operacji....
Już po wszystkim... laparoskopia...
W piątek była operacja, a dziś już jestem w domu (ja minus pęcherzyk żółciowy)... i czuję się... eee w każdym razie lepiej niż wczoraj...
Leżałam na Banacha... opieka naprawdę dobra, pielęgniarki (ja to mam chyba szczęście do pielęgniarek, ilekroć leżę w szpitalu to trafiam na takie, które lubią to co robią i naprawdę troszczą się o pacjentów) słowem wszystko byłoby w porządku, gdyby nie upały - po prostu nie do wytrzymania... dobrze, że jestem w domu bo jeszcze chwila i bym padła...
Kamień był tylko jeden, za to w sam raz w takich rozmiarach i o takim kształcie żeby wywoływać kolkę... był na tyle duży, że musiałam go mieć już przed odchudzaniem... wiec przynajmniej nie mam sobie co zarzucać i mogę zwalać na skłonności dziedziczne :)
Swoją drogą wiem, że jem zbyt mało tłuszczu... i mam zamiar w przyszłości coś z tym zrobić, jak już zacznę normalnie jeść...
A tak z innej beczki wygląda na to że zrzucenie 73 kg zrobiło prawdziwą rewolucje w moim organizmie.. np zawsze miałam ciśnienie w górnych granicach normy... teraz mam za niskie (jak u sportowców)... tak samo jest z cukrem i tym podobnymi...cholesterol i trójglicerydy są sporo za niskie... (na szczęści poziom "dobrego" cholesterolu jest normalny, więc w sumie to wcale nie są złe wyniki).... co tu dużo mówić innym człowiekiem jestem....