Czas już najwyższy wziąść sie w garść. Codziennie odkładam rozpoczęcie diety a obiecałam sobie od nowego roku.
Trudno 5 styczeń 2012 też może być.
Wczoraj przesadziłam nie kłamiąc zjadłam pewnie ok. 10.000 kcal. tak się obżerałam. Po świętach waga 88,9. Po nowym roku 90,2. Dzisiaj się nie ważyłam (a pewnie jest więcej), ale jako wagę z którą zaczynam przyjmuje te nieszczęsne 90,2 to i tak katastrofa.
Czuję się fatalnie. Nie chodze a toczę się. Codziennie znajduje miliony wymówek żeby nic nie zrobić dla siebie. Jestem okropna a wesele tuż tuż.
Poza tym mój P. Ach chyba wyczuwa mój nastrój nieatrakcyjność i pewnie dopatrzył się dodatkowych 4 kg w fałdach brzusznych, bo jest niemożliwie miły dla innych kobiet a dla mnie nie. Chyba że zmienia się pryzmat mojego postrzegania świata przy 90 kg.
W każdym razie. Na śniadanko przygotowałam sobie sałatkę. Dużo sałaty. ponidor, ogórek ok. 10g żółtego sera i odrobina oliwy z oliwek.
II śniadanko: pomarańcza
Obadek: jeszcze nie zaplanowany ale może jakieś warzywka na patelnie z kurczaczkiem
potem pomyślę o reszcie.
Miałąm w planach skoczyć dzisiaj na siłownię ale kiecuch chodzi po kolędzie więc nie wiem czy dam radę.