dzisiejszy dzień okazał się koszmarnie trudny
na zmianę byłam to po jasnej, to po ciemnej stronie mocy
rano waga ścięła mnie z nóg
nic nie mówiłam, gdy przez cały tydzień stała w miejscu jak zaklęta
- utrwala się, myślałam
a dziś... PLUS 0.8 KG!!!
kur.. skąd??? z powietrza???
tak więc przez cały dzień to miałam ochotę rzucić się na żarcie,
to planowałam przejść na anoreksję...
uratowało mnie to, że chyba rzeczywiście pozmieniało mi się ostatnio w głowie
pofolgowałam sobie, ale kompletnie w ramach rozsądku
zjedzone:
- dwie kromki chleba żytniego z pasztetem, kiełkami, papryką i ogórkiem,
kawa zbożowa z mlekiem
- drożdżówka z jabłkiem
- potrawka z fileta, marchewki, pomidorów i ryżu (duża porcja)
- 2 tosty z żółtym serem, szynką, pomidorem i kapustą
razem: około 1.700 kalorii
to był okropny dzień :(
już dawno nie było mi tak smutno
czuję okropne zniechęcenie
edit 23:45: ponieważ moje skłonności masochistyczne są silnie rozwinięte,
postanowiłam wejść na wagę po całym dniu objadania się
(nigdy tego nie robię, bo widzę wtedy średnio 1.5 kg na plusie)
tymczasem...
minus 0.6 od porannego wskazania...
czy wy rozumiecie coś z szalonej matematyki mojego organizmu?
bo ja nic, a nic
acha! jakby co, to waga ma nowe baterie
dobra koniec tych rozważań, bo to się robi śmieszne