Ale:
1. pączki były dość małe więc na pewno miały mniej kalorii niż wszędzie o tym piszą,
2. jednego z nich spaliłam wieczorem na rowerku - przejechałam 14 km w 33 min.,
3. przez pół dnia sprzątałam, prasowałam (45 min) prałam, gotowałam więc drugi pączek też uważam za spalony,
4. nie zjadłam drugiego śniadania i pomniejszyłam sobie obiad,
5. poza tymi pączkami przestrzegałam diety więc kalorycznie nie wyszło tak najgorzej.
To by było na tyle a sobotnie ważenie pokaże jak to moje liczenie ma się w praktyce.
Rano byłam z córcią w szpitalu na kolejne badania i po wypis. Znowu ją kuli w rączkę i paluszek i biedulka strasznie płakała. A ja razem z nią.
Okazało się, że na wyniki trzeba długo czekać (jedno badanie krwi powtarzali bo zrobił się skrzep) więc dostałyśmy dalszą przepustkę i mamy się znowu stawić w poniedziałek rano. Tym razem już mam nadzieję, że nie będzie kucia. Osłuchowo jest już lepiej ale nie najlepiej - dalej inhalacje.
Za to synek w nocy miał bardzo wysoką gorączkę. Podałam mu Ibufen i spałam do rana koło niego. Teraz jakby mniej kaszlał. Widocznie te inhalacje na niego tez maja pozytywne działanie.
Zabieram się za zrobienie obiadku dla maluchów i dla siebie. Ja mam dzisiaj brokuły z ziemniakami i piersią z kurczaka. Mniam. Pychotka. Im zrobię dokładnie to samo bo lubią. Nie ma to jak dietkowy przepis dla całej Rodziny (no nie całej bo mąż ma schabowego)