Na początku nie rozważałem żadnej aktywności fizycznej. Uważałem, że owszem może dać efekty, ale niewspółmierne do włożonego wysiłku. Zacząłem od diety z serwisu vitalia.pl. Wybrałem Smacznie Dopasowaną i to był strzał w dziesiątkę. W ciągu pięciu miesięcy z 80 kg schudłem do 68. Czułem się coraz lepiej i zbierałem gratulacje od otaczających mnie ludzi, którzy nie mogli uwierzyć, skąd mam taki hart ducha, żeby się głodzić tyle miesięcy mając raptem 5 kilo nadwagi.
Właściwie to nie mogę powiedzieć, żebym się permanentnie
głodził, choć rzecz jasna bywały trudne chwile i nie zawsze wtedy wygrywałem.
Dieta była urozmaicona i smaczna, zgodnie z nazwą. Jej siłą były niskie
wartości kaloryczne posiłków przy jednoczesnym dobrym zbilansowaniu składników
odżywczych, dzięki czemu ograniczona ilość kalorii mieściła się w relatywnie
dużej objętości. Pozwalało to wypełnić żołądek może bez specjalnego poczucia
sytości, ale i bez głodu. Przerwy między głównymi posiłkami pozwalały przetrwać
dodatkowe planowe przekąski. Nauczyłem się, że pięć posiłków dziennie zapewnia zachowanie
w miarę stabilnego poziomu cukru we krwi, co zapobiega atakom głodu. Tej
zasadzie hołduję do dziś (choć przestrzegam tylko tyle, na ile mi wygodnie).
Jakkolwiek lekko powyższe nie zabrzmiało, łatwe nie było, ale gdy każdego dnia waga pokazywała 0.1 kg mniej, było to wystarczającą nagrodą za trud i motywacją do jego kontynuowania. Był tylko jeden problem: logistyka. Cotygodniowe przejrzenie wygenerowanego przez serwis jadłospisu, dostosowanie go pod wieloma kątami tak aby jeść to co się lubi i umie przyrządzić, co można zabrać i odgrzać w pracy, aby wykorzystać składniki z ubiegłego tygodnia nie dopuszczając do ich zepsucia, wreszcie zrobienie zakupów wg ściśle określonej kilometrowej listy… a nade wszystko godzina-półtorej dziennie stania przy kuchni, aby przygotować posiłki na dzień następny... To wszystko dawało się zrobić, ale wymagało dużo planowania, czasu i wysiłku. Mając nadmiar pracy zawodowej, na logistyce właśnie, a nie na braku sytości na co dzień, polegała dla mnie trudność prowadzenia tej diety. Na dłuższą metę była nie do utrzymania. Na szczęście w końcu dobiłem do zadowalającej masy i z ulgą zakończyłem życie wg dyktatu diety. Był luty 2008 roku i waga pokazywała miłe oku 68 kg.