..."mojej" Asi - organizowany przeze mnie. Z ta organizacją to śmiesznie było, bo siedziałam na wakacjach, w Hiszpanii, w sumie nie bardzo miałam dostęp do internetu a tu trzeba było zrobić taką bibkę, żeby Asieńka była zadowolona. Dziewczyny na początku mnie zirytowały wielce, ponieważ z kilkunastu do których pisałam odezwały się trzy - jedna, że nie będzie jej, bo wakacjuje w tym terminie, druga, że się jeszcze odezwie (i się nie odezwała...) a trzecia, że ona chętnie będzie uczestniczyć i pomoże w organizacji (w rezultacie odwołała przybycie dzień przed imprezą... ;)). Z czego osobiście znałam jedną (i to ledwo-ledwo) a dwie były mi zupełnie obce. Przyjaciółki i koleżanki mnie olały... Stwierdziłam, że jednak nie uniosę się honorem, bo to nie chodzi o moją urażoną dumę a o to, żeby Asia miała niezapomniany wieczór. I wiecie co? Rzeczywiście miała niezapomniany wieczór :) W sumie było nas sześć sztuk. Spotkałyśmy się najpierw u niej - w planach było zjedzenie czegoś (no OCZYWIŚCIE, że żarcia było za dużo :)) i zaprawienie się przed lansem na stricie. Dziewczęta zaczęły zacnie:
Oprócz tego był i gin i piwo i Sangria - normalnie dzika orgia. Ja jako kierownica w stanie błogosławionym musiałam tylko pilnować, żeby przyszła panna młoda nie ściemniała, tylko piła równo z innymi, bo na trzeźwo się niektórych atrakcji przejść nie dało ;) Prezentów było mnóstwo - część wspólnych, część to była moja inwencja twórcza. Ale poszły wszystkie hurtem - uznałam, że nie będę się wychylać i zaznaczać "a to, Asiu, tylko ode mnie" :P:P:P Najpierw był tort - w odpowiednim kształcie:
Zatytułowałam go*** "dla przyjemności". Bielizna prześlicznej urody (czarna koronka - koszulka i stringi) dostała etykietkę "dla obowiązku małżeńskiego". Marcin na pewno się ucieszył ;) Zdjęcie posiadam wielce rozmazane, to sobie podaruję wstawianie. A zresztą - mam nadzieję, że mnie Asisko, Werka i Daria nie ubiją za pokazywanie ich facjat tudzież biustów:
Kolejny był zestaw, który ochrzciłam mianem "dla gier i zabaw ludowych". Wyglądał tak:
Oprócz tego była moja własna, osobista podwiązka*** - bo na ślubie musi być coś starego/używanego, błękitnego i pożyczanego. No idealnie się nadawała :) Podwiązka była opisana "do oddania". Dwa kolejne prezenty były żartem. Asiek wzbrania się zawsze przed piciem alku, ma bardzo wysoki próg kontroli. Jej standardowym hasłem jest "Nie, nie, ja dziękuję. Mam swoją herbatkę". Piwo albo drink wystarczają jej na całą imprezę - strasznie trudno było nam ją ubzdryngolić :) No i właśnie z etykietką "ze złośliwości" oraz "z wredoty" dostała ode mnie dwie paczuszki:
Drugi z żartobliwych prezentów to koszulka z napisem:
zatytułowana "z poradnika żony doskonałej". Dla niewtajemniczonych - jest to hasło z Wilqa, komiksu, którym zaraziła mnie właśnie Asia :) Oprócz tego wykonałam kawał roboty z IrfanView i Paintem i Asiek dostała także prezent "dla porównania". Rezmerka postanowiła nie zmieniać nazwiska i pozostać przy swoim (Marcin nieszczęśliwy wielce). Podjechałam do nich dzień przed imprezą, zabrałam ich dowody osobiste (obiecałam, że nie wezmę kredytu, ale też powiedziałam, że niestety - biletów na samolot też im nie kupię ;)) i zrobiłam dla Asi dwa nowe dowody. Jeden z samym nazwiskiem Marcina a drugi z dołożonym drugim członem. Żeby wiedziała, jak by to w dowodzie wyglądało. W dzień imprezy latałam jeszcze po punktach ksero, żeby mi to ładnie zalaminowali. Cudnie wyszło :)
Po prezentach (za odpakowanie każdego podarunku Asiek zmuszona była wypić trzy łyki drinka - dobrze, że zapakowałam każdy osobno ;)) ubrałyśmy świecące uszy na czaszki, girlandy hawajskie na szyję, Asia ubrała mój ślubny welon (sama nie planowała mieć, to chociaż musiała w moim polatać ;)) i zapakowałyśmy się do fury. I pojechałyśmy do Barbadosu. Uszy i girlandy miałyśmy po to, żeby się wyróżniać na tle innych ludzi w knajpie i po to, żeby Asia sama w welonie nie musiała biegać
Wyglądałyśmy zaiste ślicznie... ;)
Impreza była wielce zacna. W Barbadosie co i rusz ktoś podchodził i gratulował Asi, zabierał nam uszy i girlandy albo pożyczał od Asi welon. Muza była dobra. Wytańczyłyśmy się do bólu (dosłownie...). Drinki przednie (uwierzyłam dziewczynom na słowo - ja się bawiłam przy Kropli BezKitu) - wszystkie laski się (mniej lub bardziej) zrobiły a skończyłyśmy, jak było całkiem jasno :) I wracałyśmy w uszach ;) Najlepszym dowodem na to, że naprawdę wszystko się udało było hasło Asi:
(Daria) - Rany, ile tej wódki zostało...
(Werka) - Musimy się umówić i ją wykończyć, bo się jeszcze zmarnuje ;)
(Asia) - Dziewczyny, proponuję za tydzień zrobić poprawiny panieńskiego. W Węsiorach***
(ja) - Asiu, za tydzień, to Ty masz ślub ;)
No powiedzcie sami - gdyby się jej panieński nie podobał, to czy by zapomniała, że ma ślub? ;) Bardzo się bałam, jak to wyjdzie - pierwszy raz organizowałam panieński. I jeszcze do tego tak bliskiej mi osobie. Na maksa mi zależało, żeby wszystko wyszło, jak należy. No i wyszło :):):)
Buziaki piątkowe po raz drugi :)
PS. A to futrzaste dzieci Asi i Marcina: Felek i Tołdi
___________________________________________________________
***W ogóle każdy z prezentów nazwałam :)
***Chociaż wcale nie jestem pewna, czy taka moja własna. Całkiem możliwe, ze pożyczyła mi ja moja Siostra ;)
***Asi Rodzice mają dom letniskowy, w którym odbyło się parę naprawdę grubych i wartych zapamiętania (i zapomnienia też!!!) imprez)