Człowiek to jednak dziwne i nieufne stworzenia... i głupie niestety:) Wróciłam chwilkę temu ze spacerku.... Wybrałam się tą ciemną, wietrzną nocą żeby "odebrać pana męża" od przyjaciela po niewielkim pijaństwie:) Pomyślałam, że fajnie będzie się razem przespacerować, a i ja będę spokojniejsza, że bezpiecznie wróci do domu. Ja tam z tych co dwa razy nie myślą. Pomyślałam i poszłam:) Co już samo w sobie szczególnie mądre nie było. A tu już kolejna głupota- mam bardzo poważnego psa... kiedy z nim idę szansa na to, że ktoś mnie zaczepi jest raczej mała. Właściwie to zerowa. No ale po co brać pieska na nocne wycieczki? Zimno, wieje, pieskowi nie byłoby pewnie miło, a i dom zostawiać bez opieki... Nie no... niech lepiej siedzi sobie w ciepełku i szczeka na ewentualnych nieproszonych gości. Bardzo pożałowałam tych przemyśleń kiedy nagle za moimi plecami pojawiła się facet. Bóg jeden wie skąd się wynurzył. Niemniej szedł 5 kroków za mną i przyprawiał mnie o dreszcze przy każdym kroku. Zwłaszcza, że trasa nieco odludna i zakrzaczona. Gość nie zaatakował, ale ja wciąż myślę o tym, że człowiek musi być jednak pierwotnie zły, i w głębi duszy to wiemy. Mamy to zakorzenione gdzieś bardzo głęboko, w hipokampie i ujawnia się to właśnie w takich momentach. Kiedy ciemną nocą, na odludziu, jakiś człowiek ustawia się za twoimi plecami nigdy nie cieszysz się z towarzystwa. Nie myślisz "fajnie, że nie jestem tu sama". Czujesz, że zaraz staniesz się ofiarą, że ten człowiek ci zagraża. I w sumie jest to dość smutne i zaskakujące mnie odkrycie. Chciałabym spodziewać się po ludziach tylko dobrych rzeczy...
Buziaki:)