I po dwóch dniach diety oczyszczającej. Przyznam, że miałam zamiar trochę dłużej, z 5 dni, ale nie wyszło. Ale ważne, że chociaż trochę odciążyłam organizm od trawienia i mam zamiar to powtarzać.
Z rzeczy ważniejszych to od kilku dni chodzę na zajęcia fitnesowe, wybieram takie lekkie, jak pilates, body ball itd. Coś co mogę polubić, a jakoś nie czuję się dobrze w takich typowych "fat burnerach", gdzie trzeba skakać aż żyły na oczach wychodzą ;o) Swoją drogą dużo kobiet z tego klubu zachwala zajęcia rowerowe na schudnięcie, ale jak widziałam przez drzwi jak te babki tam za..suwają (i oczywiście same laski) to wiem, że wyszłabym wkurzona po 10 minutach. A chyba nie o to chodzi. Byłam też na pierwszych w życiu zajęciach aqua-aerobiku (potem 15 min. sauny) - superowe i odprężające. I chodzą tam takie kobiety w średnim wieku i tuszy, nie lachony jak na "fat burnery". Ale chyba nie ma co się łudzić, że od aqua-aerobiku się schudnie. Jak myślicie?
Chciałabym chodzić 2x w tyg na ćwiczenia i 1x na basen, a w międzyczasie 2x w tyg jeździłabym w pracy po pół godzinki na rowerku.
Pozdrawiam :o)