od waszej " latającej" albo jak kto woli " nieosiadłej" relacjonistki. Zatem ...ciasto się udało, jest pyszne i drogie, jak co niektóre zauważyły, ale co tam...nie będę go piekła co tydzień...jest jeszcze tyle smaków do poznania ...np. tort cygański albo księcia regenta i chyba go upiekę na święta specjalnie dla mojego starszego dziecia, bo jak wyczytałam, jest to tort , który można kupić w każdej cukierni w Bawarii. No to upiekę...niech porówna, który jej bardziej będzie smakował. Hmmmm...ileż we mnie skromności, porywam się na tradycję i uważam iż nie będę od niej gorsza.
Kawałek ciasta wpadkowałam do torebeczki , z tego powodu musiałam wziąć " torebusię" wielkości kuferka weterynarza, żeby koleżanka przetestowała nowy smak. Jak dopełzłam do przybytku...to zaczęłam żartować z koleżankami , które tam pracują i dzięki którym mam bilety na takowe imprezki, że nawet mam swój prowiant. No i jak wywlekłam pudełeczko z ciastem...tak pudełeczko zostało u nich, a koleżanka przyjdzie dzisiaj do mnie , na kawę, ciasto i " ankohol" i dopiero po takiej rozpuście, pójdziemy ( paląc po drodze rozpustę) na Otwarcie sezonu, które będzie prezentował teatr Kwadrat, szczególnie nas zanęciła osoba Olbrychskiego , będzie mu towarzyszyła pani Kasprzyk i jeszcze jakaś młoda dwójka aktorów, ale bliżej mi nie znanych, dalej zresztą też.
Teraz, jakem Babka od orzechów opowiem wam o Dziadku do orzechów...Sala była pełniutka, a nawet było trochę dostawek. Jak przystało na tradycję, czyli baśń dla dzieci i okres przedświąteczny, na sali było sporo dziatek. Technika " wyrównuje" szanse ludzkości (głównie względem cen biletów), więc teraz takie balety, nie ciągną ze sobą orkiestry...tylko pana z laptopem. Ale mnie to akurat nie przeszkadza.Piękna dekoracja , głównym elementem była oczywiści oooooooogromna choinka( namalowana na szmatce) ale gwiazda na czubku i łańcuchy świetlne były podświetlane. Piękne kostiumy ( i dużo ich było) artyści przebierali się kilka razy. Oczywiście do przerwy była mniej znana muzyka z tego baletu, do sławniejszych należał Marsz ołowianych żołnierzyków. W po przerwie ...wszystko co najpopularniejsze i tańce narodowe - niesamowita była choreografia tańca arabskiego , chociaż tancerka wyglądała niczym szkielet, no ale ...była jeszcze jedna dziewczynka ( bo mam wrażenie, że większość tancerzy to uczniowie szkoły baletowej, zresztą o ile mnie pamięć nie zawodzi, to Dziadek do orzechów jest baletem...egzaminacyjnym dla większości uczniów szkół baletowych, ale wracając do owej tancerki, matko jaka ona była chudziutka, nie tylko my zwróciłyśmy na to uwagę. Miała bardzo długie nogi ale chudziutkie i wyglądały jak odnóża pajączka. A tak poza tymi dwoma paniami , to reszta tancerek, nie była zabidzona i psy by na nie nie poleciały. Oczywiście był cudny , różowy walc kwiatów, takowych właśnie sukniach, uroczy taniec ( i pełen trudnych elementów) cukrowej wróżki. No i było ...super, miło przez dwie godziny poczuć się beztrosko i dziecinnie ( nie cofnąć się intelektualnie ) właśnie tak...nieobarczoną problemami dnia codziennego dorosłych.
W drodze powrotnej, postanowiłyśmy wdepnąć na " małe conieco" do którejś z licznych kawiarni , ale zaczęłyśmy dyskutować o figurach jakie wykonywali tancerze, no i zaprezentowałam jedną " figurę" z naszych zajęć pt. zdrowy kręgosłup. Stoimy na prawej nodze, prawa ręka w bok, skłon, lewą dłonią dotykamy stopy prawej nogi, w tym czasie lewa noga ugięta idzie do tyłu, żeby zachować balans. Oczywiście zaprezentowałam to na środku placu Corazziego, koleżanka mało się najpierw, nie zsikała ze śmiechu, a potem z podziwu, że mogę coś takiego zrobić ( w kiecce i paltotku), więc ją natchnęłam nadzieją, że po dwóch miesiącach gimnastyki też tak będzie mogła zrobić....dodatkowo doszłyśmy do wniosku, że możemy wykonywać różne, przeróżne figury akrobatyczne (głównie, chyba jako myśliwce, na pokazach air show)
Część znajomych jak usłyszała że idę na balet...życzyła mi udanego imprezowania, musiałam prostować że idę na PRAWDZIWY balet i to nie ja będę baletowała. Ale po wykonaniu kilku wygibasów, bo jeszcze pokazałam " drzewo" z jogi, dowlokłyśmy się do Marcusa, gdzie zamówiłam sobie herbatkę pt. Rooibos Sahara o jakie to było pyszne : herbata rooibos, miód, laska cynamonu, gałązka rozmarynu i plasterki cytryny, pomarańczy i czerwonej pomarańczy. Pyyyyyyycha, znajoma, która zarządza American Corner , a która przypadkowo trafiłą do tej samej kawiarni, tak się zachwyciła widokiem mojego kubasa z herbatką, że też sobie ją zamówiła . Aaaa do szklanego kufelka z herbatką podają słomkę....więc czaj siorbie się malutkimi łyczkami.
O i to by było na tyle...po tych ucztach zmysłowo cielesnych przydreptałam do domu ...aaaa jeszcze po drodze w parku spotkałam psie towarzystwo, pogadaliśmy chwilkę, nadciągnął nowy pan z nową psiczką bullterierką i w pierwszych słowach spytał " a gdzie jest ten mały czarny , szybki" moja towarzyszka odrzekła, że jest tylko pani " od małej czarnej" . Powiedziałam, że ja wracam z kultury a małż jeszcze w pracy więc psiczki siedzą w domu ale przekażę im wyrazy zainteresowania i troski. I po tych pogaduszkach już dotarłam do domu i padłam ...niczym śpiąca kurewna i obudziłam się dzisiaj 8 30 , relacjonuję wam wypadki dnia wczorajszego, przy kubasie, chłodnej już kawy. Zaraz usmażę bekon , jajeczka potem chyba przygotuję bakalie do keksu ( zamknę je w pudełku i będę miała z głowy jedną czynność) potem przyjdzie kumpela , rozpuścimy się trochę, potem przelecimy do teatru i tak minie dzień.
Życzę wszystkim równie udanej niedzieli Basiom, Basieńkom, Basiulką oraz Hajduczkom wszystkiego najlepszego i ....żyjcie pełną piersią . Ahooooooj, przygodo ....ahoooooojjjj