Tak tak... Każdy posiłek to kwestia wyboru. Przed każdym jedzeniem trzeba wybrać, czy chce to zjeść? Czy jest mi to potrzebne? Czy to będzie dla mnie dobre? Ile zjeść? Powoli do tego dochodzę. Taki przykład z dzisiaj. Jutro Wszystkich Świętych, zawsze robię 2 ciasta, bo przy okazji odwiedzania grobów wpada rodzinka na kawę. A że dzisiaj niedziela, więc upiekłam tak, żeby było na dzisiaj do kawy też. Więc sernik z kruszonką i murzynek przekładany maślanym kremem z kaszy manny, oblany polewą czekoladową. Normalnie zjadlabym bez zastanowienia po 2 kawałki każdego. Tak, to straszne. Ale jestem w stanie to zjeść i mnie nie zmuli. A dzisiaj zjadłam po małym kawałku każdego. I już mialam sięgnąć po drugi kawałek sernika, bo przecież ten był taki cieniutki, ale w połowie drogi do tylerza pomyślałam, że po co mi to? Zjadłam już, dobry mi wyszedł. Ale przecież starczy mi 1 kawałek. I nie wzięłam jednak. Wiem, 2 kawałki ciasta to i tak dużo. Ale pokolei. Najpierw kontrola nad ilością, a na kontrole nad tym, czy wogole zjeść też przyjdzie czas. I pisze o tym, bo jest to dla mnie taki mały sukces. A każdy taki sukces będzie budował we mnie ta motywację, której szukam.
A na kolację zjadłam pyszną sałatkę, salata lodowa, papryką, kukurydza, mozzarella, pomidory suszone i kilka pestek slonecznika. A i jeszcze kilka winogron. Z ziołami śródziemnomorskimi. Pycha😋😋😋