Przed weekendem
Troszke mnie osłabia to stanie wagi w miejscu. Ale zasłużyłam sobie na to - miałam regularnie ćwiczyć, a idzie mi to raczej średnio... w kierunku do słabo :) Korzystam z otrzymanej rady i nie zmniejszam ilości kalorii, bo jak się organizm przyzwyczai do jeszcze mniejszej, to będzie niefajnie. Myślałam o powrocie do zorganizowanej formy ćwiczeń (siakiś step lub inny aerobik), ale niestety nic się nie zmieniło w moim ulubionym miejscu - ścisk taki, że każdy ruch powoduje, że się wpada na sąsiadkę :( a tego nie lubię. Pozostaje mi się zmobilizować, bo bez ćwiczeń to marne szanse na sukces. Pogoda też mnie nie nastraja zbyt optymistycznie, ale nie poddaję się.
Tym razem zaopatrzyłam się przed weekendem, żeby nie objadać się dziwnymi rzeczami na uczelni (albo nie siedzieć cały dzień o pustym żołądku) - mam pekinkę, pierś z kurczaka i warzywka. Zrobię sobie sałatkę spakuję w plastikowy pojemnik i jakoś dam radę do obiadu. Nie dam się przeciwnościom losu! :)
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłego weekendu.
Waga stoi
Przestrzegam diety, nawet udaje mi się ostatnio regularnie ćwiczyć, a waga robi mne w balona :) 66,1kg bez zmian, a jutro ważenie. Chyba muszę zwiększyć intensywność ćwiczeń, bo jeszcze 6kg przede mną. Zakładam, że mój organizm przyzwyczaił się do zmniejszonej ilości kalorii i ma mnie serdecznie gdzieś - no to mu pokażę :)
Miłej środy.
Wiosenne postanowienia
Witajcie po weekendzie. Dietowo jako tako - oszczędzałam się pomimo mnóstwa pyszności :) Waga na razie stoi w miesjcu, ale się nie poddaję. Wczoraj zaczęłam A6W zachęcona sukcesami innych vitalijek. Zobaczymy co z tego (i ze mnie) będzie :) Słonecznie i ciepło za oknem - aż chce się walczyć o super wygląd na wiosnę i lato. Do dzieła dziewczyny!
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam wszystkim pogodnego dnia.
Weekend :)
Humor mi dzisiaj dopisuje :) Piękna pogoda za oknem, do tego piątek, wyjątkowo nie mam zajęć na uczelni, bo mi przełożyli i mam cały weekend dla ukochanego :) Żyć nie umierać! :) Poza tym waga zrobiła mi super niespodziankę i po wczorajszym dniu spędzonym pod hasłem "maślanka i inne płyny" dzisiaj na wyświetlaczu 65,6 kg! Hurrraaaa!
Byłam mile zaskoczona, bo wczoraj po południu dogadzałam sobie zapiekanym schabem i świeżo upieczonym pszennym chlebem. Nawet z orbitrekiem wczoraj nie za dobrze, bo po 10 minutach musiałam skończyć - okazało się, że moja cudowna siostra ma dzisiaj klasówkę z angielskiego, o której zapomniała wspomnieć :) No i miałam zadanie specjalne.
Jest w tym coś nadzwyczajnego, że w zasadzie bez większego wysiłku chudnę. Nigdy wcześniej nie udało mi się zastosować żadnej diety, bo wszelkie ograniczenia i obostrzenia wzmagały mój apetyt i całymi dniami obsesyjnie myślałam o jedzeniu. Tym razem jest inaczej.
Dietę z Vitalii przestrzegam z mniejszą lub większą dokładnością (czasem nie mam kiedy zajechać do sklepu i korzystam z tego, co mam pod ręką), ale zobaczyłam jak łączyć pewne rzeczy, żeby dostarczać organizmowi wszystkiego co potrzebuje i się przy tym nie obżerać. Już kiedyś pisałam, że mój problem nie tkwi w tym CO jem, tylko ILE jem. I teraz staram się ograniczać ilości, co jak widać wychodzi mi na dobre :) Udało mi się przezwyciężyć stan, w którym apetyt miał nade mną kontrolę. Teraz nawet jak jestem głodna to nie lecę od razu jeść - mam wyznaczone godziny i ich przestrzegam, a głod to nie koniec świata, tylko normalny stan :)
Ale dziś mi się na mądrości zebrało :) Koniec pisania, trzeba się wziąć do roboty :)
Życzę Wam miłego piątku i weekendu. Trzymam kciuki za Wasze postępy w dietkowaniu!
66,1 kg :)
Kolejny spadek wagi odnotowany :) Biorąc pod uwagę minione święta, to wynik niczego sobie :) Wracam chyba do tempa 0,7 kg na tydzień, bo 1 kg jest dla mnie zbyt dużym wyrzeczeniem i boję się, że stracę motywację przez to.
Wczorajszy dzień - poprawnie. Wprawdzie zamiast warzyw na patelnię był pieczony schabik, ale za to z sałatką (sałata lodowa, pomidor, szczypiorek i jogurt naturalny), także ok. Do tego 25 minut na orbitreku. Wprawdzie nie zobaczyłam 65,9 na wyświetlaczu wagi dzisiaj rano, ale i tak nie jest źle :) Nic więcej mi się wczoraj nie chciało - przewiało mnie i boli mnie pół twarzy, ledwo mrugam lewym okiem, a usta zdobi opryszczka :) Jak nie urok to... przemarsz wojsk :)
Dzisiaj mam moją wersję oczyszczania - 750ml maślanki do końca pracy (560kcal), a na obiad może wreszcie warzywa na patelnię :) bo się im ważność skończy hehe :) Oczyszczanie jest wymuszone wspomnianym wcześniej przewianiem - boli mnie lewa część szczęki i gardło (też z lewej strony), także mam średni apetyt na pokarmy, które trzeba gryźć :) Byle do jutra.
Miłego czwartku (u nas kolejny nawró zimy)
:)
Wczorajszy dzień zakończyłam na 1200kcal. Troszke pozmieniałam menu, bo jakoś niemrawo się czułam (żołądek mi dokuczał). Udało mi się pośmigać na orbitreku 20 minut. Wiem, że to poniżej planu, ale czułam się wczoraj jak złom.
Dzisiaj muszę dać czadu z ćwiczeniami, żeby jutrzejsze ważenie nie było kompromitacją :) Jedzeniowo poprawnie:
- śniadanie - 350kcal
- II śniadanie - gruszka + 2 kiwi 200kcal
- lunch - gorący kubek Krem z kury - 80kcal
- obiad - może wreszcie uda mi się zrobić warzywa na patelnię z ryżem :) 450kcal
Marzy mi się 65 z przodu - może być nawet 65,9kg :) Rano było 66,1kg, więc cień szansy jest hehe :)
Pozdrawiam i życzę miłej środy.
Święta, święta i po świętach :)
I całe szczęście! Pogoda nie zachęcała do spacerów (przynajmniej u nas), a ileż mozna jeść? Nie ukrywam, że nie liczyłam kalorii podczas świąt. Starałam się jednak jeść małe porcje - dzięki czemu mogłam spróbować różnych rzeczy nie objadając się. Na wagę na wszelki wypadek dzisiaj nie weszłam :) Ważenie we czwartek - wtedy wyjdzie szydło z worka :) Pocieszam się, że jakoś spodnie na mnie dzisiaj wiszą, więc nie może być aż tak źle.
Dzisiejszy dzień zaczęłam dwoma małymi kanapkami z ciemnego chlebka z pasztetem (wiem, że to bomba kaloryczna, ale nie mogłam się powstrzymać) - myślę, że daje to spokojnie jakieś 400kcal. Na drugiew śniadanie szklanka maślanki - 180kcal, lunch: sałatka (pół małej sałaty lodowej, pół ogórka, średni pomidor i odrobina sosu vinegret) - 150kcal. Nie wiem jeszcze co z obiadem - albo zupka serowa (jeśli coś zostanie), albo zrobię sobie jakieś warzywka z ryżem.
Dzisiaj już nie ma zmiłuj - 30 minut na orbitreku + ćwicznia na mięśnie brzucha + hantelki.
Miłego dnia!
waga bez zmian
Miałam rację - nic przez miniony tydzień nie schudłam. Ale nie załamuję się, tylko wyciągam wnioski. Po świętach zdecydowanie więcej ruchu - od poniedziałku do czwartku codziennie ćwiczę, choćby nie wiem co! Specjalnie to piszę, żeby mi było głupio jak się nie wywiążę z tej obietnicy.
Poza tym muszę ograniczyć objętość posiłków. Problem bowiem nie tkwi w tym, że jem niedietetyczne rzeczy, tylko, że jem ich za dużo. Np. wczoraj o 22.30 zaserwowałam sobie kawałek świeżo upieczonego, jeszcze ciepłego chlebka razowego (moje dzieło) - chleb sam w sobie bardzo zdrowy (z siemieniem lnianym, słonecznikiem i dynią) tylko NIE O TEJ PORZE!
Od dzisiaj obowiązuje mnie zasada ŻP (żryj połowę). Nie po świętach, ale od dzisiaj. Nie ma zmiłuj. Zawaliłam tydzień, a czas leci. Trzymajcie kciuki.
Pozdrawiam i życzę miłego czwartku.
P.S. Dzisiaj przypada 4 rocznica związku z moim ukochanym (obecnie narzeczonym). Wprawdzie nie możemy się dzisiaj zobaczyć, bo mieszkamy 200km od siebie, ale i tak czuję się dzisiaj odświętnie :) nawet ubrałam się odświętnie dla niego :) Także humor dopisuje mimo porażki w odchudzaniu.
symulacja wagi
Zrobiłam sobie symulację wagi.
O ile z obecnym stanem rzeczy mogę się ewentualnie zgodzić, to wersja odchudzona jakaś taka anorektyczna jest :) przy wadze 60kg na pewno nie będę tak wyglądać, bez przesady :) A do tego jaki biust mały hehe :) Wiem, że te symulatory nie są doskonałe, ale ten to przegięcie :)
Buziaki
Powrót zimy mnie rozleniwił :(
Jakoś nie mogę sięw tym tygodniu zorganizować. Pogoda, miesiączka i ogólny spadek formy spowodowały, że nic mi się nie chce. Diety raczej przestrzegam. Wczoraj:
- na śniadanie musli z mlekiem - 300kcal
- II śniadanie - gruszka - 80kcal
- lunch - kanapka z wędliną drobiową i serem - 220kcal
- obiad - pierogi ruskie (w pracy zamawiali :( ) - 500kcal - na szczęscie zjadłam je o 15 i to był ostatni mój posiłek wczoraj.
Dzisiaj:
- na śniadanie musli z mlekiem - 300kcal
- II śniadanie - sałata lodowa z kurczakiem, oliwkami, ogókiem konserwowym i sosem - 350kcal
- lunch - druga połowa sałatki - 350kcal, o ile dam radę
- obiad - dzisiaj zrobię sobie jakąś zupkę lub warzywa, bo po takiej dawce kurczaka nie mam ochoty na mięso :)
Najgorzej w tym wszystkim wypadają ćwiczenia - tylko w poniedziałek udało mi się trochę poruszać. Teraz w natłoku zakupów, sprzątania i innych przedświątecznych czynności nie mogę się zebrać.
Jutro ważenie - już się boję. Po -1,2kg w pierwszym tygodniu, teraz będzie pewnie 0,0kg :) Ważne, żeby nie było na plusie.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłego dnia.