Witajcie po weekendzie :)
Czuję się dzisiaj, jakby czołg po mnie przejechał. Miesiączka łaskawie do mnie zawitała. Jestem obolała i spuchnięta.
W piątek udało mi się trzymać fason i na szkoleniu zjadłam jedynie 1 kanapeczkę z pastą jajeczną i sałatkę z łososiem. Pychotka! Weekend nieco gorzej - obiady z 2 dań i kilka chipsów :( Niedziela palmowa zainicjowała powrót do jedzenia słodyczy, także koniec postu w moim wykonaniu. Nawet skubnęłam kawałek czekolady, ale jakoś średnio mi smakowała. Przez to niejedzenie słodyczy przez 5 tygodni zrobiłam się wybredna :)
Z powodu weekendu i miesiączki podejrzewałam problemy z chudnięciem i się nie myliłam - waga bez zmian. Na szczęscie nie poszła w górę, także 66,8kg na wyświetlaczu. Zmieniłam sobie menu na "uboższe w kalorie", żeby szybciej dojść do celu, ale w tym tygodniu wynik ważenia nie będzie dla mnie łaskawy. No chyba, że jakimś cudem schudnę kilogram do czwartku rana :), a taki mam plan: 1kg tygodniowo i waga 60kg na 05.05.2008r. Byłoby cudnie, bo to akurat urodziny mojego ukochanego :) Pożyjemy zobaczymy :)
Miłego wtorku.
Szybki wpis przed szkoleniem
Nastrój nadal nijaki. Ale imieniny mamy nienajgorzej - kawałek rybki po grecku, kilka łyżek sałatki z kurczakiem i pół schabowego (niestety). Dzisiaj może być ciężko, bo od 10.00 do 14.00 mam szkolenie i tam będzie jedynie kawa. Zjadłam obfite śniadanie i mam nadzieję, że dam radę.
Wielkie dzięki za komentarze i wsparcie :)
Miłego weekendu.
Żeby ten dzień się skończył :(
Jakas rozdrażniona jestem. Wszystko mnie boli, mam wilczy apetyt, a miesiączki jak nie było tak nie ma. Powinnam mieć wolne co miesiąc, bo w tych dniach jestem totalnie połamana i aspołeczna :) A do tego głodna i zła! Dobrze, że chociaż diety się trzymam jako tako, bo wpadka w tej kwestii chyba by mnie dzisiaj zdołowała. Jak na razie jestem po śniadaniu (380kcal) i 250ml maślanki (190kcal). Byle do lunchu (13.00)! Najgorsze, że dzisiaj imieniny mamy i pełno smaczności będzie. Spróbuję ograniczyć się do rybki i sałatki, ale nie dam sobie ręki uciąć, że dam radę :(
66,8kg :(
Pochwaliłam się wczoraj wagą 66,4kg, a dzisiaj znw 66,8kg :( To pewnie przez 2 parówki, które zjadłam wieczorem. Nie zjadłam w ciągu dnia planowanej maślanki (byłam na szkoleniu) i potem nie najadłam się rybą. O 19.00 tak mnie ssało w żołądku, że nie mogłam się powstrzymać - 2 parówki cienkie + 2 kawałki chlebka.
Do tego nie wyrobiłam 30 minut, a jedynie kilkanaście (nie wiem dokładnie ile, bo patrzyłam, żeby dojechać na orbitreku chociaż do 100kcal), ale za to pomyłam okna i posprzątałam w pokoju. Chociaż tyle. Ogólnie mam spadek formy - pogoda i nadchodząca wielkimi krokami miesiączka mnie osłabiają. Mam zdecydowanie jesienny nastrój...
Miłego dnia (mimo deszczowej pogody)
66,4kg!
Wiem, że oficjalne ważenie dopiero jutro, ale nie mogłam się postrzymać :)
Wczorajszy dzień przebiegł zgodnie z planem. Z obiado-kolacją zmieściłam się w 400kcal, tak jak zakładałam, także jest ok. Nawet do ćwiczeń się zmusiłam. Zrealizowałam plan 30-minutowy! :) Przez chwilę chciałam skończyć na 20 minutach (miałam lenia), ale pomyślałam sobie, że wstyd mi będzie napisać, że znów nie dałam rady. Ta zbiorowa motywacja działa! :) Wprawdzie ćwiczeń na macie nie było, ale za to pokręciłam się na twisterze i pomachałam hantelkami. Jestem z siebie dumna :)
Dziś na śniadanko była bułeczka z polędwicą sopocką i ogórkiem (260kcal). Na drugie śniadanie zaserwuję sobie sałatkę z kurczakiem (500kcal), bo potem śmigam na szkolenie i nie wiem, o której zjem lunch - czyli maślankę (250ml = 190kcal). Na obiad rybka pieczona w folii i surówka z kapusty kiszonej (350kcal). I znów plan 30-minutowy + ćwiczenia+hantle :)
A jutro z samego rana WAŻENIE! Już się nie mogę doczekać :) Wieczorem się zmierzę, a rano wskoczę na wagę i zobaczymy, co ostatecznie dał mi ten tydzień.
Wiem, że na początku waga spada najszybciej i nie ma co się ekscytować za bardzo, ale po prostu cieszę się, że widać efekty. Szczególnie, że nie czuję się jak na diecie - jem smaczne potrawy, nie chodzę głodna. Nie jem jedynie słodyczy (ale od początku postu, także zdążyłam się przyzwyczaić) no i sera żółtego - to akurat nowość, ale obarczam go winą za dodatkowe kg, dlatego jest na czarnej liście :) Mogłabym dodawać ser do wszystkiego i zapiekać zapiekać zapiekać :) A to, jak wiadomo, cudownie idzie w boczki. Ogólnie jestem zadowolona z tego tygodnia. Mam nadzieję, że tak będzie do końca.
Miłego dnia.
Kolejny piękny dzień
Wczorajszy dzień poprawny pod kątem diety:
- śniadanie 380kcal
- potem dentysta i długo długo nic :)
- maślanka - 370kcal
- obiado-kolacja 600kcal
Razem: 1350kcal.
Nie jest źle. Szkoda, że nie dałam rady z ćwiczeniami, ale wolałam spędzić czas z narzeczonym - normalnie widuję go tylko w weekendy. Dzisiaj dam sobie wycisk w ramach rekompensaty :)
Dzisiejszy dzień w pracy upłynie mi pod hasłem warzyw. Wg planu posiłków miałam mieć 2 sałatki - jedną z pomidorów, drugą z sałaty, ale zrobiłam sobie miksa :) i mam jedną z sałaty, pomidorów i ogórków.
Śniadanie: zgodnie z planem: 2 małe kanapeczki z chleba pszenno-żytniego (własnej roboty) i 1 plasterka polędwicy sopockiej (po pół na kanapce) + odrobina majonezu (wiem, że to puste kalorie, ale wolę majonez niż masło) = 185 kcal.
II śniadanie i lunch: wymieniona wyżej sałatka w 2 porcjach + 2 kanapeczki mojego chleba bez masła (piszę "kanapeczki", bo są naprawdę małe :) ) - łącznie 600kcal
Obiado-kolacja: miały być warzywa na patelnię, ale jakoś nie mam na nie ochoty dzisiaj. Zrobię sobie zupę brokułową - mniam mniam. Myślę, że zmieszczę się w 400kcal :)
I najważniejszy punkt dnia: 30 minut na orbitreku + ćwiczenia na macie + hantelki. Brrrr :)
Dziś mam super nastrój i niesłabnący entuzjazm do odchudzania, bo weszłam rano na wagę (wiem, miałam tego nie robić, ale byłam ciekawa, jak odbił się na moich kilogramach weekend) i zobaczyłam 66,8kg, co jest szczególnie pocieszające, jeśli wziąc pod uwagę fakt, iż lada dzień będę miała miesiączkę :) Oficjalne ważenie we czwartek rano - mam nadzieję, że nie zaprzepaszczę dotychczasowego efektu :)
Miłego wtorku.
Witajcie po weekendzie :)
Wreszcie poniedziałek! :) Weekend wypadł dietowo tak sobie w kierunku do kiepsko :) Spodziewałam się tego, bo ciężko jest się zorganizować mają zajęcia na uczelni od rana do wieczora. Ale nie będę zganiać na biedną uczelnię :) Po prostu za tydzień przygotuję sobie sałatkę w plastikowym opakowaniu i będzie ok. Podsumowując weekend: sobota 1 400 kcal, niedziela 1 600 kcal (o zgrozo!). Ale przynajmniej sporo warzyw znalazło się w menu (tak się pocieszam hehe). Dzisiaj jak na razie jedynie śniadanie (zgodnie z planem posiłków - 380kcal), bo potem był dentysta i dopiero mi zeszło znieczulenie :) Zaraz muszę coś zjeść, bo padnę z głodu - mam maślankę i kefir. Na więcej, po tym weekendzie nie zasłużyłam. Za to po pracy obiado-kolacja z ukochanym - pyszny rosołek i sałatka z grillowanym kurczaczkiem mniam mniam :)
Miłego dnia.
Startuję od dzisiaj :)
Dzisiaj początek mojej vitalijkowej diety. Wczoraj dostałam plan posiłków i byłam w szoku - strasznie dużo jedzenia :) Dlatego mam plan ograniczać trochę te dawki, żeby być bliżej 1000-1100 kcal, bo wg planu dietetyka jest ok. 1300-1400kcal.
Mój plan na dzisiaj to:
śniadanie: bułka z polędwicą sopocką i ogórkiem + herbata zielona
II śniadanie: danio waniliowe + jabłko
lunch: smaczna sałatka z brokułów (ale chyba nie dam rady zjeść całej, bo strasznie dużo wyszło wg podanego przepisu) + herbata zielona
obiad: 1 gołąbek + herbata zielona
W tzw. międzyczasie popijać będę wodę niegazowaną.
Wychodzi mi ok. 1100kcal.
Ćwiczenia odpadają, bo prosto z pracy śmigam do miasta T, gdzie jest mój narzeczony i uczelnia. W weekend zajęcia, także wracam do orbitreka i hantli od poniedziałku. Wczoraj udało mi się wytrzymać 25 minut. Może w poniedziałek wykonam plan 30-minutowy :)
Entuzjazm jak na razie nie opada. Mam nadzieję, że utrzyma się aż do osiągnięcia celu :) Faktem jest, że nadal nie jem słodyczy (do świąt) i wcale mnie do nich nie ciągnie. Wręcz przeciwnie - od samego zapachu mnie mdli. Wg Coveya odzwyczajenie się od słodyczy (taki 40-dniowy post) to świetny początek i pierwszy krok do zmiany własnego życia. W momencie jak uda ci się odzwyczaić od cukru (który uzależnia, jak wiadomo), to potem wydaje ci się, że możesz wszystko, ża każdy kolejny cel jest do osiągnięcia, że masz kontrolę nad własnym życiem, że masz wolę i samokontrolę. Zaczynam w to wierzyć.
Miłego dnia i weekendu.
Ważenie, mierzenie itp.
Przygotowania do piątku trwają :) Wczoraj zrobiłam pomiary różnych części ciała, a dziś rano stanęłam na wadze. Będę się ważyć zawsze we czwartki - muszę przestać wchodzić na wagę 2 razy dziennie, bo to może dobić :) Wczoraj zmusiłam się do 20 minut na orbitreku. Sukcesywanie wydłużam czas śmigania na tym urządzeniu, bo czuję, że za mało się męczę. Dzisiaj spróbuję 30 minut. Dobrze, że mogę w czasie jazdy pooglądać tv, bo inaczej bym się zanudziła :) Odnotowuję u siebie duży entuzjazm, jeśli chodzi o odchudzanie, mam nadzieję, że mi nie minie.
Stwierdziłam wczoraj, że coś ze mną nie tak :) Zazwyczaj kobitki myślą, że są grubsze niż jest w rzeczywistości. Zawsze w programach o odchudzaniu, dietach itd. babeczki dodają sobie dobrych kilka kg i cm. A ja wręcz odwrotnie - myślę, że jestem szczuplejsza niż jest naprawdę. Dramat! Wczoraj specjalnie sobie pstryknęłam fotkę brzucha (w tym miejscu tyję zawsze najwięcej), żeby sobie na nią spojrzeć, jak mi się zachce zjeść coś słodkiego :) Nie wiem, może to dlatego, że mam słaby wzrok hehe :) Ale oglądam się w lustrze w okularach, więc nie mam pojęcia skąd to się u mnie bierze. Potem widzę siebie na zdjęciach i jestem załamana. Wszystko jest ok, dopóki jestem fotografowana na stojąco :) ale jak siedzę i widać moje cudne wałeczki, to już gorzej. Też tak macie?
Dzięki za wsparcie. Czytam wszystkie komentarze i naprawdę dodają mi otuchy :) Teraz czekam na 11.00, bo wtedy będę miała dostęp do dietki. Po pracy zakupy i do dzieła! Miłego czwartku.
Już się nie mogę doczekać :)
Od piątku startuję i już się nie mogę doczekać.
Poinformowałam już szanownego narzeczonego, że przechodzę na dietę. On w diety w ogóle nie wierzy. Uważa, że powinnam postawić na sport. Ale skąd ja mam wziąć czas na codzienne bieganie? Nie wspominając już o towarzystwie, bo sama się boję po ciemku :) (narzeczony mieszka w innym mieście). Mądrala! Staram się ćwiczyć w domu - orbitrek + ćwiczenia na mięśnie brzucha + hantelki. Oczywiście jak na razie wychodzi mi to średnio regularnie :) ale komu chce się ćwiczyć zimą?!
Ale mam postanowienie, że wraz z rozpoczęciem diety, będę ćwiczyć 3 razy w tygodniu. Więcej nie dam rady bo weekendy spędzam na uczelni od rana do wieczora. Już ja mu pokażę! Umówiliśmy się, że pogadamy za miesiąc. Zobaczymy kto ma rację :)
Miłego dnia.