Jutro ważenie, a waga ani drgnie...
To jest właśnie moment, kiedy całe to odchudzanie mnie wkurza - męczę się i dręczę, a waga ez zmian. Niepotrzebnie się ważyłam rano, bo teraz cały dzień upłynie mi pod hasłem "zły humor"... ehh :( Pozostaje mi zacisnąć pasa i czekać aż znów zacznie spadać, żeby przyszły tydzień okazał się lepszy, jeśli chodzi o rezultaty.
Szarlotka... marzę o niej i śnię :)
Szkoda, że nie ma diety składającej się z ciast i czekolady :) Z chęcią zrezygnowałabym dla niej z mięsa, makaronu i innych rzeczy, które bardzo lubię... Ale słodkości to zdecydowanie największa moja słabość... Zjadłam dziś 1 małego marcepanka w formie cukierka... ehhh :( Ale z dwojga złego wolę sobie pozwolić na bardzo małe co nieco niż odmawiać sobie do momentu, gdy rzucę się na słodycze jak gdybym nie jadła nić przez tydzień :)
Poza tym dietowo nawet ok .Wprawdzie nie zastosowałam się do menu z diety, ale kalorycznie wyszło podobnie. Ciężko mi było się dziś ogarnąć - Męża pokonała grypa i wymaga opieki większej niż roczna córka, a Mała miała dziś szczepienie, co nas obie kosztowało dużo stresu. Ale byłyśmy dzielne :)
Zmykam bo góra rzeczy do prasowania mruga do mnie z kanapy :)
Pozdrawiam
Gubienie kg po ciąży - 1 tydzień za mną :)
Do wszystkiego trzeba dojrzeć... żeby w drodze do celu nie poddawać się na pierwszym zakręcie.
Tak chyba jest z moim odchudzaniem. Czuję, że po raz pierwszy jestem gotowa na stosowanie odchudzającej diety. Wcześniej byle pretekst i już wracałam do starych nawyków.
Rok temu urodziłam śliczną, zdrową córeczkę. W ciąży przytyłam 25kg (o zgrozo!) :) Wiązało się to nie tyle z jakimś strasznym objadaniem, co z całkowitą zmianą stylu życia. Z osoby aktywnej zawodowo, pełnej energii itd. stałam się gospodynią domowa, która miała mało ruchu, za to wiele pomysłów na to, jak dogadzać kulinarnie mężowi i sobie :) Tym sposobem z 70kg dotarłam do 95kg przed samym porodem. Po powrocie ze szpitala 87kg.
Marzyło mi się, że wszystkie zbędne kg znikną dzięki karmieniu piersią... Ale karmiłam tylko 4 m-ce i jakoś nie zdążyły :) Zaczęłam uważać na to co jem i jadłam całkiem zdrowo, tyle, że w zbyt dużych ilościach i w sumie dzienna dawka kalorii pozwalała mi nie przytyć, ale z chudnięciem było gorzej. Poza tym ma jedną wielką słabość - uwielbiam słodycze! Powolutku udało mi się jednak gubić kilogramy - w połowie zeszłego roku było 77kg, a na koniec 73kg.
Z tym bagażem rozpoczęłam Nowy Rok i obiecałam sobie, że po 1-wszych urodzinach córki biorę się za siebie. Wykupiłam dietę z Vitalii, bo już raz pomogła mi w gubieniu ciała (przed ślubem) i jak na razie jestem zadowolona - posiłki są zróżnicowane, a ja nie chodzę głodna. A dzięki gotowemu menu nie muszę sama wymyślać kolejnych posiłków. No i najważniejsze - gubię kilogramy! :)
Mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć wyznaczony cel w terminie podanym przez Vitalię i wbić się w ulubione ciuchy :)
Trzymajcie kciuki!!!
Pierwszy kilogram za mną! :)
Muszę się cieszyć z każdego, nawet najmniejszego sukcesu, żeby nie gubić motywacji i chęci walki z nadwagą :)
Z niejedzeniem słodyczy bywa różnie, bo non stop jakieś okazje - imieniny, urodziny, komunie itp. Ale poza małymi wyjątkami (kawałeczek ciasta) daję radę - ważne, że nie jem słodkości codziennie, jak to bywało ostatnio. Do tego gotowane mięsko + warzywa zamiast smażonych kotletów i pierwsze efekty są.
Ponadto zaczęłam chodzić na fitness 2 razy w tygodniu. Małżonek zostaje z córunią, a ja fikam i skaczę przez godzinkę :) Poza oczywistymi plusami tych ćwiczeń dochodzi jeszcze możliwość oderwania się na chwilę od codziennej rutyny w postaci pieluch i mleka :) co świetnie wpływa na moją psychikę.
Pozdrawiam i niezmiennie 3mam kciuki za wszystkie WALCZĄCE :)
Nie takie straszne te początki :)
Weekend spędzony na przyjęciach komunijnych sprawił, że dziś bez problemu porzuciłam słodycze :) Mąż nie dał rady (dostaliśmy wczoraj ciasto na wynos) i planuje wspierać mnie od jutra. Pożyjemy zobaczymy..
Ja planuję przygotować sobie jutro zupę kapuścianą, żeby się trochę oczyścić. Nie będę jednak restrykcyjnie trzymać się opartej na niej diety, bo wiem, że nie dam rady przeżyć kilku dni na tym paskudztwie :) Nie interesuje mnie zresztą żadna dieta cud, ani szybkie efekty, tylko trwała zmiana nawyków żywieniowych. W związku z tym stawiam na warzywa, pieczone lub gotowane mięso i ryby oraz ZERO słodyczy.
Ze smutnych wieści - ukradli nam stelaż od wózka.... brak słów normalnie
Trzymam kciuki za wszystkie odchudzające się!
Start w poniedziałek
Po namyśle zmieniłam termin rozpoczęcia walki o lepszą sylwetkę na poniedziałek. W nadchodzący weekend mamy aż 2 komunie w planach i ciężko byłoby mi się powstrzymać od zjedzenia kawałka ciasta. Nie planuję się jakoś szczególnie opychać, ale chciałabym być od początku konsekwentna i jeśli decyduję nie jeść słodyczy, to nie ma wyjątków. Także przesuwam start na poniedziałek i od tego terminu już nie ma odwołania.
Powrót do formy po ciąży
Moja niunia kończy jutro 4 miesiące (17 tygodni). Jest pogodna, przesypia całe noce i budzi się z uśmiechem na twarzy. Mam w związku z tym coraz mniej wymówek i muszę wreszcie wziąć się za siebie - swój powrót do formy i dobrego samopoczucia.
Dwa lata temu udało mi się dojść z Vitalią do 64kg (przed ślubem). Mam nadzieję, że teraz też dam radę... I tym razem już na stałe pozostanę przy niższej wadze. Planuję rozpocząć walkę z kilogramami od czwartku, bo jutro mamy gości na urodzinach męża. Poza tym mój małżonek zobowiązał się, że razem ze mną od czwartku rzuca słodycze, także będę miała jego wsparcie. Słodycze to mój największy i w sumie jedyny nałóg.
Będę się starała na bieżąco opisywać swoje postępy - dzięki temu głupio mi będzie się wycofać :)
Wielki come back motywacji :)
Nie wiem jak to się dzieje. Diety przestrzegam różnie - tzn. nie zawsze mam czas, żeby zrobić zakupy i przygotować posiłki zgodnie z planem Vitalii, ale generalnie nie objadam się. Ćwiczę też średnio regularnie. A mimo to cały czas chudnę! Zdecydowanie działa dieta ŻP (żryj połowę) :) Tylko takie wytłumaczenie zndajduję, bo nie liczę maniakalnie każdej kalorii, ani nie wylewam siódmych potów na aerobiku. Tak czy siak zachęca mnie to do dalszych starań :)
Miniony weekend był cudowny jeśli chodzi o powrót motywacji. Byliśmy z Ukochanym w odwiedzinach u jego babci i kuzynki. I co? Wszyscy zauważyli, że schudłam! Ci, co widują mnie codziennie aż tak tego nie dostrzegają, ale jak ktoś widzi mnie raz na miesiąc albo i rzadziej, to co innego. Tak mi to poprawiło samopoczucie, że szok :)
Aż chce się działać dalej. Szczególnie, że kupiłam sobie lekko przyciasne spodnie i jak nie schudnę, to wyrzuciłam pieniądze w błoto :) Na razie jest fajnie, bo mieszczę się w rzeczy, w których już dawno nie mogłam się dopiąć, a inne spadają mi z tyłka :) Dziś rano równe 65 kg! Wczoraj dostałam pas neoprenowy, także wracam do ćwiczeń. Trzymajcie kciuki :)
Pozdrawiam
ktoś nade mną czuwa :)
Jednak ktoś nade mną czuwa. Moje wczorajsze narzekanie na stanie wagi w miejscu dało efekt - dzisiaj pół kg mniej na wyświetlaczu :) Moje ciało daje mi sygnał, żeby jednak nie rezygnować hehe :)
To szczególnie miłe zaskoczenie, bo wczoraj był i kawałek czekolady z orzechami i bułka maślana własnej roboty, ale za to na obiad zapiekany filet z ryby z kawałkiem ciemnego chleba, a do tego jedynie krótkie podejście do orbitreka, bo padnięta byłam i wolałam iść wcześniej spać :)
A dzisiaj taka nagroda :) Aż się chce dietkować dalej! Jutro ważenie, także muszę sobie dać ostro w kość ćwiczeniami, to może uda mi się wyrobić tygodniowy limit - czyli minus 0,7kg :)
Buziaki
zastoju ciąg dalszy
Witajcie.
Nie pisałam nic, bo u mnie bez zmian. Wraz z załamaniem pogody, moje nastawienie do odchudzania też się załamało. Próbuję się zebrać i ćwiczyć regularnie, ale na razie przybiera to postać pojedynczych zrywów. Wczoraj 200kcal spalonych na orbitreku + hantelki na ładne ramiona.
Jeśli chodzi o dietę, to staram się mieścić w przedziale 1200-1400kcal i zazwyczaj mi się to udaje. Niestety mój organizm bardzo szybko przyzwyczaił się do zmniejszonej dawki energii i waga nadal stoi w miejscu. To mnie bardzo demotywuje. Jednak Ukochany miał rację - bez sportu nie da rady. Ale na razie mu tego nie powiem :) I tak nie jest źle, bo był moment, że ważyłam ponad 70kg, więc obecne 66,1kg i tak widać. Ale tak sama dla siebie wolałabym jednak być bliżej 60kg :)
Pożyjemy zobaczymy. Niestety nikt za mnie tego nie zrobi, więc dopóki się nie zmobilizuję, to mogę mieć pretensje jedynie do siebie.
Cieszę się, że u Was widać postępy :) Pomaga mi to dalej podejmować walkę z samą sobą :) Nieustannie trzymam za Was kciuki.
Pozdrawiam serdecznie.