Cześć! Wiecie, że ostatnio przytyłam 4 kilogramy. Od razu pojawił się strach, że wrócę do poprzedniej wagi. Oczywiście był to dla mnie mega szok i cios. Przynajmniej się otrząsnęłam i ogarnęłam. Kalorię liczę znowu, jem poprawnie. Nie przekraczam 1600 kcal dziennie.
Wczoraj było 1513 kcal, dziś mam już 1038 a większa połowa dnia za mną.
Codziennie też się ruszam, spełniam moje założenia. Tylko boje się wejść na wagę. Czekam do piątku. 👍😉
Trochę te 4 kilogramy odczułam. Ubrania się lekko "skurczyły". Od razu oczywiście w swoich oczach to jestem o 14 kg cięższa niż o cztery.
Dostałam zaproszenie na komunię w rodzinie. Tak sobie pomyślalam, że gdybym tam pojechała i przytyła jeszcze więcej to na pewno wszystkich by to ucieszyło.
Zaczęłam rozmyślać o tym i doszłam do wniosku, że rodzice + rodzeństwo, to nie życzyli i nadal nie życzą mi dobrze.
Bardziej cieszą się z moich potknięć i jakiś porażek. Ostatnio była akcja z tymi alimentami.
Jak powiedziałam mimochodem, że nie zarabiam tak dużo jak im się wydaje, to jakby się wszyscy ucieszyli.
Ciocia kiedyś powiedziała, że jestem ulubionym tematem ich plotek.
Na komunii wszyscy będą. Dziecko nic złego mi nie zrobiło więc pojadę. A z rodzicami i rodzeństwem nie rozmawiam od tej akcji gdzie wysłali mi pismo o alimenty dla rodziców. Jednak nie jesteśmy oficjalnie pokłóceni, bo oczywiście cała rodzina to bagatelizuje.
Uważają, że skoro nie doszły do skutku, to nic się nie stało.
Na ostatnim spotkaniu kojarzę, że nawet za bardzo ze mną nie rozmawiali. A gdy już doszło do rozmowy, to o nic mnie nie pytali, nic ich nie obchodziło oprócz własnego nosa.
Gdybym nie była taka rozgadana i rezolutna, to milczelibyśmy i byłoby niezręcznie.
Skoro już się z nimi spotkam to planuje zaobserwować całą sytuację i wyciągnąć jakieś wnioski.
Tym razem nie będę tą dyplomatyczną stroną i będę w końcu sobą.
Najwyżej wyjdę wcześniej i nigdy się już nie spotkamy.
Jeśli ktoś z Was się dziwi czemu mam takie rozkminy wieczne z tymi rodzicami i rodzeństwem, to jest to ... skomplikowane.. Ja już miałam wszystko ułożone i właściwie temat zamknięty.
No i nagle oni chcieli odnowić ten kontakt i zaczęli mnie zapraszać, dzwonić, zaczepiać.
Dalsza część rodziny naciskała abym się z nimi pogodziła. "Pogódz się z rodzicami, oni są starzy, mieli ciężko w życiu też". "Po co się będziesz gniewała całe życie". Słyszałam z ust wujków i ciotek.
Ja sama już wtedy specjalnej urazy nie czułam, bo przerobiłam niemal wszystko na terapii.
A potem zaczęło się na nowo i istna moda na sukces w małomiasteczkowym wydaniu.
Lecę na spacer, bo jeszcze brakuje mi 2 tysięcy kroków do celu. Trzymajcie się!