3 dni we Włoszech i 1 kg do przodu.
Duzo spacerowaliśmy, zwiedzaliśmu, spotkania były wyczerpujące, ale udało mi się nie-schudnąć 😉. Taki mały antysukces.
Dużym szokiem było dla mnie to, że Włosi jedzą kolację bardzo późno (po 20:00) i bardzo obfitą. Po przystawce wchodzą dwa dania, ciasto, espresso i ammazza-caffè - taki szot na trawienie jak się domyślam 😁. Z racji, że kruszynką nie jestem (i nie wyglądam jak niejadek), wstydziłam się odmówić chociaż fizycznie bolał mnie żołądek już po pierwszym daniu. Szczerze mówiąc to po przystawce nie byłam już głodna (poniżej zdjęcie przystawki: plastry cielęciny z sosem z tuńczyka).
Liczę na to, że ten kilogram szybko zgubię. Oszacowałam, że mogłam mieć ok. 500 kcal nadwyżki dziennie 😪. Wczoraj na orbi spaliłam 800 kcal i zaraz znowu zabieram się do roboty.
Kto zgadnie miasto po jednym zdjęciu? 😁