Hej piękne :)
Muszę przyznać, że dzisiejszy dzień był hmm ciekawy
O porannych treningach z KFO nie piszę bo to już jest norma
Ale około 10 wyszłam z Juniorem na jak my to nazywamy "rowerowy spacerek" tzn junior jedzie na swoim rowerku, a ja idę/biegnę obok niego jako asekuracja przed nagłymi i niespodziewanymi wypadkami (od razu zaznaczę, że jechać obok niego się nie da, gdyż ponieważ Junior używa jeszcze bocznych kółek i zdarzają się momenty, kiedy trzeba mu po prostu pomóc albo złapać gdy rower zaczyna się wywracać ) Tylko ten mały skurczybyk zaczyna dostawać coraz lepszej formy i więcej jest tego biegu a mniej spacerku (nawet pod górę czym mnie dzisiaj zaskoczył), co mi zasadniczo nie przeszkadza gorzej kiedy bieg przemienia się w sprint młody jeszcze przed wyjściem upomniał się 2 razy że mam wziąć telefon i mu liczyć kilometry do fundacji (więc grzecznie włączyłam mu endomondo a Junior był dumny i blady ze swoich 2,5 kilometra )
A teraz tytuł dzisiaj wypadł dzień mojego biegania a jak na złość młody poprosił właśnie mnie, żebym poczytała mu na dobranoc, a ja nie potrafiłam odmówić. Więc z domu wyszłam po 20. Godzina nie była zła, ALE tak powoli zaczynało się mroczyć, zaczął się porywisty wiatr, po prostu burza wisiała w powietrzu. Ale to przecież nie jest powód żeby nie pobiegać. I ruszyłam. Muszę przyznać że uczucie fenomenalne wiatr, korony drzew szumiące nade mną i co jakiś czas rozbłysk błyskawicy gdzieś w górze Gdy wracałam słyszałam już trzask łamanych gałęzi ale jeszcze nie padało, zaczęło padać jak wybiegłam z lasu, w deszcz, pod wiatr. Lunęło dopiero gdy dobiegałam do domu ale i tak nie została na mnie sucha nitka
Moje kochanie było delikatnie mówiąc na mnie trochę zdenerwowane Ale co tam, niech też się trochę podenerwuje. To był mój czas, moje bieganie NIE ODDAM
Tylko co zrobić, żeby determinację do sportu skopiować na determinację do ograniczenia słodyczy?? pytanie za milion :P
Niech moc będzie z wami