Hej.
Dzisiaj od dawna normalny dzień. Detoks kawowy nadal trwa, mimo wielkiej chęci. Dzisiaj w końcu zrobiłam coś pożytecznego. Po śniadaniu antybiotyk, potem prysznic. Musiałam zgrać sobie na pendrive'a dokumenty, które muszę zanieść do dziekanatu. Dodatkowo muszę jeszcze zdobyć jakieś podpisy i też patrzyłam co, jak i gdzie. Potem posprzątałam pokój. Moja znajoma wysłała mi kolejne zadania do wykonania w związku z pracą - poszukanie jeszcze 15-20 dodatkowych artykułów. W międzyczasie pojechałam do sklepu i wydrukować te dokumenty. Jak wróciłam zabrałam się za szukanie. Jest 19:09, piszę ten wpis i jestem już po. Znalazłam 20. Coś tam jeszcze bym dopisała do mojej pracy także może będzie dobrze.
Co z tą czekoladą... Byłam w sklepie i mama przypomniała mi o siostry urodzinach. Postanowiłam, że kupię jej coś, a że były tylko słodycze to wzięłam na razie czekoladę oreo. I wróciłam do domu. I zaczełam wątpić. I wzięłam tą czekoladę. Najpierw spojrzałam na tył. Szukałam tabel wartości odżywczych. Ciekawe czemu one są zasłonięte i dopiero jak otwierasz one się ukazują No nic, Prawie 600 kcal za 100 g. Zaczynam tak bardzo powolutku otwierać, ale nie rozrywając w ogóle. Chcę, ale nie mogię! No nic. Myślę sobie... A połamię ją, przecież połamanej jej nie dam... xD Kupię nową hahahah... W końcu pomyślałam o moim facecie i - autentycznie - schowałam ją za roletą haha... No i nie zjadłam.
Pomyślałam sobie... Mama kupiła pączka. Może zjeść jednego zamiast żreć czekoladę? Poszłam do kuchni. Przeszłam obok. Popatrzyłam. Yyy. Pieprzyć. Nie wzięłam.
Śmieję się z siebie do tej pory.
Jutro ostatni dzień i w środę już do pracy. Ale i tak jadę rano, bo muszę pozałatwiać te podpisy i złożyć podania. Ciekawie się zapowiada.