Mam kryzys - inaczej tego nie nazwę. Już wczoraj pominęłam pomiar, bo mi waga pokazała 83 kilogramy. Zawał serca jak nic. Jednak ta waga na pasku jakoś tak lepiej wyglądała więc ją zostawiłam, coby się bardziej zmotywować. Ale mam w domu gości i jakoś tak więcej jedzenia - trochę wytrzymałam ale potem... masakra. Makaron po bolońsku - całymi stertami - przynajmniej dla siebie pełnoziarnisty ugotowałam :( Ale to w sumie żadne pocieszenie jak go popiłam pepsi, piernikówką i zagryzłam pierniczkami z lukrem.
Jakoś tak mi się wydawało, że mam silnijszą wolę, a tutaj - jeść się chce - a ćwiczyć się nie chce.
Kiedy przestrzegam diety waga bardzo mi ładnie spada, ale jak sobie odpuszczę - to jak w tytule - równia pochyła. Muszę się wziąć za siebie, ale jakaś taka się zrobiłam rozlazła. Nic mi się nie chce, tylko spać.
Poczytam sobie pamiętniki aby się bardziej zmotywować i postaram się przezwyciężyć tę ospałość i marazm. Co mnie martwi, to fakt, że mam taką siniusoidę - nie umiem utrzymać równego tempa - tylko jak jest ok - to fala radości - waga spada, a jak już zjem coś niewłaściego to sobie odpuszczam - a potem przy ważeniu płacz i zgrzytanie zębów, nie podoba mi się to :(
aska1277
29 października 2016, 19:18Tak pogoda może mieć wpływ...pokusy także :( ale nie dajmy się... ja dziś zabrałam się za ćwiczenia...na które długo się zbierałam :)
aska1277
29 października 2016, 13:04Kurczę co się dzieje.... co druga z Nas ma kryzys :( Dziewczyny łączmy się w grupie raźniej :) Nie dajmy się.... Pozdrawiam :)
Malrad
29 października 2016, 19:16Może to jesień, może w moim przypadku więcej pokus, ale faktycznie - nie dajmy się ;)
mudid
23 października 2016, 19:55obawiam się, że nie jesteś sama. Ja też jak odpuszczam to odpuszczam i na kilka dni jest high life. Najgorsze jest to, że już jakiś tam sukces na koncie mamy, więc głowa nam podpowiada "hej, poszalej, należy ci się" No i koło się zamyka. Nie pozostaje nic innego jak tylko wyjąć broń większego kalibru i ją zastosować - czyli spojrzeć w lustro najlepiej nago, albo wyjąć ulubione za małe spodnie albo sukienkę i ubrać. Popłakać się i znów postanowić, że od jutra pilnuje się diety. Nie planuj przez najbliższe co najmniej 3 tyg imprez, gościn itp - to pomoże się zdyscyplinować. No i cóż...trzymam kciuki, abyś wróciła na właściwe tory. Acha...rzuciłam wyzwanie: Listopad bez słodkości. Bardziej chodzi o ćwiczenie silnej woli niż zrzucanie kilogramów. Zapraszam :*
Malrad
23 października 2016, 22:00Masz rację, ale właśnie do mnie przyleciał ukochany siostrzeniec i dlatego mam w domu więcej pokus żywieniowych niestety. Żadne usprawiedliwienie w sumie, ale... Jeszcze tydzień zostaną więc będzie trudniej. Ale nic to dam radę, bo muszę, lepiej czuję się w wersji odchudzonej. A z tymi spodniami to niezły patent, mam takie big stary w których wyglądałam super i już prawie się w nich zapinam;) I listopad bez słodkości to dobry pomysł. Dzięki :)
Rojkami
23 października 2016, 19:32Do dzieła ! :)
Malrad
23 października 2016, 19:34Postaram się - dzięki za wsparcie ;)