Jakoś dziwnie chce mi się kopytek - nie wiem skąd to się bierze. Znalazłam kilka "zdrowszych" wersji ale ta, które najbardziej mi pasuje to przepis na sześćdziesiąt parę sztuk, tak że tego, chyba zaczekam do weekendu i pomrożę sobie porcje po kilka sztuk. Oczywiście pod warunkiem, że mi do soboty nie minie ;).
Dziwna taka zachcianka, zwłaszcza, że z realizacją wyzwania - zero słodkości w listopadzie nie mam większych problemów. Cóż...
Ruchowo trochę lepiej, ale jeszcze bez rewelacji, zobaczymy, czy przyniesie to jakieś efekty wagowe, chociaż po zrzuceniu trzynastu kilogramów waga zaczęła raczej być stała :( No ale nic to, nadal jestem pełna nadziei i nadal przestrzegam diety. Więc może, może - zobaczymy.
Tyle u mnie, żegnam kopytkowo i życzę powodzenia.
aska1277
16 listopada 2016, 18:05miałam kopytka chyba jakoś dwa tygodnie temu....hihii
Malrad
16 listopada 2016, 18:25A na moich karteczkach z przepisami nic takiego nie ma niestety - dlaczego tak sprawdzam kaloryczność i inne wartości, żeby mi się bilans kalorii zgadzał.
roweLova
16 listopada 2016, 17:25Kurde, mam podobnie. Nie z kopytkami tylko ze stabilizacją wagi i z aktywnością. Ten sam etap. Ehhh, trzeba walczyć.
Malrad
16 listopada 2016, 17:41Przynajmniej nie jestem sama ;) Jeśli chodzi o kopytka to sama nie wiem skąd to dzikie pożądanie - to nigdy nie była moja ulubiona potrawa - a teraz aż mnie ssie - jednak jestem dziwna.
angelisia69
16 listopada 2016, 16:45ja jak mam takie przepisy to robie z polowy porcji,albo sama probuje kombinowac z iloscia.Robilam kiedys jaglane bez ziemniakow,pyszne byly ale na slodko zjadlam.Tez mam nieraz takie "chcice" na cos,i jak juz mam zamiar sie zabierac to mija ochota :P Pozdrowionka
Malrad
16 listopada 2016, 16:50Dzięki, tam coś było z jajkiem, że chyba tylko jedno i dlatego stwierdziłam, że zrobię całą porcję na kilka posiłków. Ale może faktycznie się odechce ;) Ja lubię najbardziej z topionym masłem, to w ilości kalorii mojego obiadu będę mogła zjeść pięć sztuk - ale jak mi chciejstwo nie minie to i tyle jest dobre ;)