Jak to jest z tym tyciem? Czy epidemia otyłości jest spowodowana spożywaniem 2500kcal dziennie?
Pytanie oczywiście retoryczne.
Problemem jest oszukane jedzenie. I diety! Które wg wielu osób z nadwagą oznaczają obcięcie wartości odżywczej do minimum.
Pewnie czytałyście już tryliard artykułów o wpływie diety poniżej wartości ppm na metabolizm i generalnie- zdrowie. Więc ja dodam od siebie tylko praktykę. Jak to wyglądało u mnie. Jak jedzą chudzielce. Kurczak i marchewka? No nie do końca...
Zaczęłam się odchudzać w wieku 11 lat, w 5. klasie podstawówki. Oczywiście uważam, że była to skrajnie kijowa decyzja, ale patrząc na zdjęcia- na dzień dzisiejszy też nie chciałabym utrzymywać takiej sylwetki. Tylko że w życiu nie zaproponowałabym dziecku niskokalorycznej diety. Teraz postawiłabym na sport wytrzymałościowy i byłoby super. Ja jednak trenowałam łyżwiarstwo i byłam na tyle niedouczona (po prostu mała :)), że dieta niskokaloryczna wydawała mi się optymalna. Ważyłam niewiele ok.46kg/ 158cm, ale to było dziecięce "skinny fat".
Szerokie biodra, sporo tłuszczyku, dojrzewająca dziewczynka. Nie podobało mi się to. Teraz też nie. Mimo zupełnie innych proporcji sylwetki to teraz, a nie wtedy mam okres, ale teraz nie o tym...
Zaczęło się od zamiany słodyczy na owoce. W baaardzo dużych ilościach. To oczywiście błąd, ale służyło. Chudłam. Potem produkty light i liczenie kalorii. Najpierw 1500, potem 1000... Masakra. Wytrwałam tak 2 miesiące, jak widzę , ile osób z nadwagą zabiera się za takie diety to łapię się za głowę. "Nie czuję głodu" "Nie wcisnę więcej" Co za bullshit. Będąc drobną dziewczynką czułam olbrzymi głód na diecie 1200-1500kcal więc jakim cudem osoba ważąca 100kg nie chodzi głodna. I dlaczego jeszcze waży 100kg? Chyba coś jest nie tak... W każdym razie, bo 2 miesiącach wyglądałam tak:
trochę się położyłam xD
Schudłam do 38kg/158cm, nie wiem, co ta dziewczyna za mną robi leżąc pod bandą. :D
2 miesiące diety w przedziale 1000-1500kcal sprawiło, że miałam problemy ze snem, zaczęłam traktować jedzenie emocjonalnie, okrutnie się stresować WSZYSTKIM, płakać z powodu wewnętrznego, nieuzasadnionego niepokoju, mieć problem z krzepnięciem krwi- siniaki na całych nogach, bo wiadomo, że trenując figurowe zdarzają się spotkania z taflą lodu. Oczywiście wszyscy wytkną mi anoreksję, ale życie nie jest biało-czarne i ja wiedziałam, jak wyglądam, stwierdziłam, że koniec odchudzania i od razu weszłam na dietę 1800kcal. Na obozie, na którym zrobiono zdjęcie jadałam powyżej 2tys. Dokładnie pamiętam menu:
obóż (duża aktywność (do 6h dziennie- 2h na lodzie, taniec, ogólnorozwojówka, trening imitacyjny)
1. porcja owsianki/muesli i 2 kromki razowego chleba- jedna na słono (szynka, ser, pomidor), druga na słodko (twarożek, miód/dżem) + kakao na mleku
2. sportowy batonik, owoc, czasem kanapka z 2 kromek chleba i szynki
3. to, co dawali na obiedzie: zupa+ całe drugie danie. Kotlety bez panierki, dużo surówki
4. owoce, jogurt
5. sportowy batonik lub kawałek czekolady, owoc
6. kromka razowego z czymś na słono, sałatki
Na wyjeździe wakacyjnym (to jest masakra żywieniowa, ale chociaż widać, że żeby utrzymywać sporą niedowagę nie trzeba jeść 1300kcal..):
1. owsianka (ok.30g płatków) z dużą ilością owoców
2. 2-3 gałki loda, owoce
3. 3 łyżki kaszy/ryżu, kawałek (ok.100-150g) mięsa lub ryby, 0.5kg warzyw gotowanych + surówki
4. owoce, 2 gałki lodów
5. owoce, jogurt, kromka chleba razowego z szynką/serem i warzywami
Tak, jechałam na cukrze jak szalona. I ważyłam 38kg. Było widać mięśnie, żaden skinny fat. Byłam aktywna. Ale za to strasznie sfrustrowana. To nie było życie, byłam za ścianą, z resztą daleko od maksymalnej sprawności fizycznej a marzenia o sportowej karierze były ogromne. Tak więc poszłam do psychiatry. Niestety okazała się beznadziejna. Przepisała mi leki, nie kontrolowała ich działania, kazała przytyć, inaczej szlaban ze sportem. Zabroniła jakiejkolwiek aktywności fizycznej. I wtedy zaczął się szał... Napady kompulsywnego jedzenia, które ciągną się jak smród po gaciach do teraz! Jestem dojrzalsza, wiem, czego chcę, więc jest milion razy lepiej, ale nieodpowiedzialność pani doktor odcisnęła piętno na całej mojej młodości. Teraz walczę o jej resztę. :)
No to przytyłam do 43kg i zaczęłam trenować w klubie. Niby super, tylko nawyk panicznego pochłaniania słodyczy został. No więc dobiłam do 45, 47 i na koniec 54kg. Tak, rok wcześniej, przed odchudzaniem ważyłam 46. To była jedna z gorszych sylwetek w moim życiu. Ogromne kompleksy. Chciałam wtedy mieć chłopaka, szłam do gimnazjum, bardzo płytki okres w głowie nastolatki- z całym szacunkiem do gimnazjalistek! Ale 1 gimnazjum to jakiś kosmos. Nie miałam okresu, nie miałam piersi, byłam tylko pulchna. Brak pewności siebie tuszowałam kiczowatymi kieckami i mocnym makijażem, który w przypadku 13-latki kojarzył się z młodocianą kurtyzaną. :/
Wypychałam stanik skarpetami, bo chciałam być jak koleżanki. Brak pasji, poczucia własnej wartości... tylko pogoń za seksualnością. Diety przeplatane napadami. Mega syfiaste żarcie, wszystko takie sztuczne. Wstydzę się tego, ale zaciskam zęby i pokazuję, trochę oczyszcza...
Pod koniec 1 kl gimnazjum wzięłam się w garść i poważnie odchudziłam, ale nie tak jak pod koniec podstawówki. Znowu dieta była głupia, nikt nie nauczył mnie, jak się odchudzać nie tracąc zdrowia, ale o dziwo wtedy nie miałam żadnych problemów zdrowotnych. Jadłam dużo warzyw, zero słodyczy, mniej owoców, generalnie bardziej wartościowo niż wcześniej.
46kg/160cm
W drugiej gimnazjum wciąż trenowałam łyżwiarstwo i taniec towarzyski naraz, ale średnio się układało i w tym i w tym. Lód rzuciłam, a gdy partner taneczny nie uczęszczał na treningi to biegałam. No i się zakochałam. W tej wolności, sile, w tym, jak lekko mi to przychodzi. Robiłam codziennie 12km po górkach ze średnią poniżej 5' na km. Potem doszły ćwiczenia, znowu kompulsywne. Cięzki okres. Ok. 4-5h treningu 7 razy w tygodniu. Nie pytajcie, bo nie wiem, jak to wytrzymywałam. W zasadzie przestałam przejmować się wagą i tym , jak wyglądam , nie liczyłam kcal, jadłam ogromne ilości, bo chciałam to spalać. Jak się nie obżarłam to też spalałam. Dziwny okres. Wydawało mi się, że to kocham, ale w gruncie rzeczy bardziej się bałam tego nagromadzenia energii. Wyglądałam zajebiście, tylko z głową dalej nie było ok.
Po obozie raz się ważyłam i było to 49kg/160-162cm . Moja najlepsza waga w życiu, idealna do biegania.
Ale napady trwały dalej, poszłam do psychiatry, stosuję Asertin do teraz, trochę się uspokoiłam i trenuję dla efektów a nie spalania kcal. A tamten okres wylazł dopiero w tym roku . Wysokie CK, mocznik, kortyzol, niedoczynność tarczycy, no i waga oczywiście w górę- rekord to 59kg na progesteronie. Szybko zrzuciłam. 18 lat i pierwotny brak miesiączki. Teraz dostałam, mimo diety redukcyjnej, obecnie wciąż ok.53kg/162cm, więc dużo, ale wyglądam sto razy lepiej niż wtedy z wcięciem w talii i zaokrąglonym tyłkiem. Walczę o zdrowie psychiczne i fizyczne. I najważniejsze- schudłam przynajmniej (dawno się nie ważyłam) 6kg na diecie ok.2000kcal! Nie wmawiajcie sobie, że nie jesteście głodne. Jeżeli uważacie, że dieta 1000kcal przynosi dobre rezultaty to zapraszam do lektury wpisu od początku. ;)
I polecam kanał Ani Gruszczyńskiej, super babka, wie o czym mówi.
P.S: Kiedy trenuję, moje CPM wynosi nawet 4000 kcal i nie- nikt, kto trenuje wyczynowo nie tyje przy takiej ilości, o ile nie ma napadów kompulsywnego obżarstwa i nie głodzi się potem