Aleee mi się nie chiało pisać, więc w skrócie: 40.- ok.2000kcal zjedzone, 2400 spalone - praca na ulotkach 5h i 1h ćw. rehabilitacyjnych
41- wolne od liczenia, dzień na zregenerowanie głowy i ciała, bo miałam już straszne doły spowodowane prawdopodobnie niedoborami tryptofanu; generalnie zjadłam jeden zdecydowanie za duży jak na dietę posiłek: banan, kawa z kakao, duża micha owsianki i masło ze zblenderowanej filiżanki pestek słonecznika z łyżką oleju kokosowego nierafinowanego. Zdrowo i niedietetycznie. Potem miałam przynajmniej trochę sił na trening (niestety nawet przy wartościowej- ale z deficytem kalorycznym- diecie nie mam ochoty wgl się ruszać)- rozgrzałam się 15min w tym ćw. na stopy, potem 8km luźny bieg w terenie na górkach, 15min ćw lekkoatletycznych typu skipy, 3x rytm 80m, 400m trucht, 400 brzuszków , planki 3min, 30min cardio, rozciąganie. Więc długo, ale przyjemnie. ;) Bez spiny i męczenia się. Potem już grzecznie sałatka o 19 i o 21 druga. Użyłam szpinaku, kiełków, kukurydzy, pomidora i kurczaka wędzonego, trochę młodego bobu, a do pierwszej dałam łyżkę lnianego.Przyszły moje kochane i oglądałyśmy "7". Zarąbisty film, powiem wam. Bardzo stresujący, sikałyśmy tam normalnie, ale warto obejrzeć.
Przed tym wielgaśnym posiłkiem było 2 h wcześniej zwykłe śniadanie: wielki banan, 150g jogurtu greckiego z czubatą łyżką kakao i kawa z mlekiem.
Dzisiaj już normalne liczenie. Dieta na 100% i do przodu. Wpis "42" napiszę wieczorem. Trzymajcie się ciepło!