Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dziewczyna. Dwie ręce ma, dwie nogi ma. I brzuch większy niż by sobie życzyła. Wraz z chłopakiem i kotem wynajmuje mieszkanie, na które stać ją tylko w teorii. Mimo wszystko szczęśliwa.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 51765
Komentarzy: 1954
Założony: 25 czerwca 2016
Ostatni wpis: 19 czerwca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cathwyllt

kobieta, 35 lat, Kraków

170 cm, 73.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 października 2017 , Komentarze (22)

Witajcie kochane Vitalijki! Nadaję sprzed mojego laptopa cała upocona po treningu i z milionami wytworzonych dzięki niemu endorfin, więc będę paplać i paplać dzisiaj :) Od czego by tu zacząć? Wpisu z piątku nie było i nie będzie, bo jak pisałam już wcześniej, spędziłam wieczór z ukochanym nie przejmując się dietą, ogłaszam go więc oficjalnym cheat day'em. Do tej pory na dwa i pół miesiąca diety miałam jeden chyba taki dzień, więc chyba czas był na kolejny. Zawiesiłam na ten dzień "fundusz książkowy", bo musiałabym z niego wyjąć chyba wszystko co uzbierałam xD W sumie cały dzień jadłam zdrowo i dietetycznie, jedynie po powrocie do domu wpadło kilka piw i paczka chipsów. I chyba ze trzy pralinki. Generalnie aż takie znowu obżarstwo to nie było. Waga pokazała wartość identyczną jak poprzedniego dnia i taka sama wartość utrzymuje się do dziś, więc uszło mi na sucho.

Sobota też nie była idealna, głównie dlatego, że zaraz po śniadaniu ubrałam się i poszłam do rodziców, ale że dwa cheat day'e pod rząd to byłoby za dużo, to i liczyłam kalorie i kasę na "fundusz książkowy". Mam tylko dwa przemyślenia co do stawek, które sobie założyłam. Któraś z Was, Angelisia chyba, jakiś czas temu mówiła mi, że bez sensu wliczać alkohol do dziennego bilansu, bo on jest metabolizowany inaczej. Ja wczoraj uznałam, że coś w tym jest bo chyba nie o to chodzi, żebym po wypiciu przykładowo 3 piw (750 kcal) zrezygnowała z obiadu i kolacji, żeby konieczcnie zmieścić się w 1400 kcal. To już lepiej zjeść 1400 kcal z pełnowartościowych posiłków i przekroczyć ten limit alkoholem, niż napchać się pustych kalorii i dorobić niedoborów. Także od dziś alkohol wypada z moich bilansów. Po drugie, pisałam, że nie będę liczyć marszu jako treningu i taki mam zamiar, ale hej, wczoraj z marszu spaliłam 600 kcal, więc mam chyba prawo zrobić wyjątek :P

Ostatnia, ale nie najmniej ważna rzecz - zdecydowałam, że czas jest dobry by podjąć wyzwanie Jillian Michaels 30 Day Shred. Oczywiście mój plan dnia (ani zdrowy rozsądek, szczerze mówiąc) nie pozwala mi na codzienne ćwiczenia, ale zamierzam zrobić te 10 treningów z każdego poziomu w jak najkrótszym czasie - mam nadzieję, że nie przeciągnie się to na więcej niż 45 dni. Z myślą o tym wyzwaniu i ciekawa efektów poczyniłam dziś pomiary i pstryknęłam fotki:

Zastanawia mnie trochę nagły skok w talii, ale hej, leci w dół, nie będę narzekać, że leci w dół :P Co do zdjęć to tak oto wyglądam podejmując wyzwanie:

Moje kocisko pozdrawia z półki w tle :) Po zakończeniu wyzwania zmierzę się i sfotograuję po raz kolejny i zobaczymy ile warty jest ten zestaw.

To powiedziawszy, przejdźmy do wczorajszego fotomenu :)

Śniadanie: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z pastą brokułowo-jarmużową i ogórkiem konserwowym - 341 kcal

Przy okazji bardzo polecam tę pastę, nie należy do najtańszych i nie wiem czy można ją kupić gdzieś indziej niż u Ogrodników, ale spójrzcie tylko na ten skład! Samo zdrowie!

Teraz zdjęcie z dedykacją dla Tetrisa - tata, ja, mecz i piwo :)

Obiad: knedle ze śliwkami mojej wspaniałej matuli - 555 kcal

Kolacja: zapiekana kasza gryczana z kurczakiem, serem feta i warzywami - 510 kcal

Razem: 1406 kcal + 2 piwa i kieliszek wina

Woda: 1,75 l (po raz pierwszy odkąd tu jestem wypiłam poniżej 2 litrów wody i czułam się strasznie, nigdy więcej!)

Trening: marsz - 604 kcal

 

Kroki: 7918

Do szkatułki z "funduszem książkowym" wrzucam 1 zł za kalorie, 50 gr za trening i 50 gr za kroki, wyjmuję 2 zł za alkohol i znowu jestem na zero ;( Muszę się ogarnąć, serio.

I tak sprawa wygląda. Jako, że spędziłam wczoraj cały dzień u rodziców i nie zdążyłam posprzątać u siebie, lecę to nadrobić - do Was obiecuję zaglądnąć jak się uporam z bałaganem w kuchni i obiadem. Trzymajcie się ciepło!

13 października 2017 , Komentarze (18)

Witam Was kochane w ten ponury piątek, piąteczek, piątunio :) Mój leń trwa nadal, zachęcony wczoraj przez moją matulę, której nie chciało się ze mną poćwiczyć. Dziś powiedziałam Mojemu, że ma mnie kopnąć tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, żebym chociaż jakieś krótkie cardio zrobiła, ale usłyszałam tylko "nah, nie będę dziewczyn bił". Cały świat przeciwko mnie :P

Przynajmniej dietę trzymam. Poniżej jadłospis z wczoraj.

Śniadanie: serek wiejski z dwoma jajkami i ogórkiem konserwowym - 368 kcal

II śniadanie: 2 małe gruszki - 127 kcal

Lunch: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z ostrym ajvarem i pomidorem - 370 kcal

Obiad: leczo mojej mamy - 366 kcal

Na rozgrzewkę: grzaniec mojego taty - 158 kcal

Kolacja: kromka pieczywa pełnoziarnistego z plasterkiem sera żółtego i kiełbaską z indyka - 146 kcal

Razem: 1536 kcal

Woda:2,5 l

Trening: marsz - 198 kcal

Kroki: 5678

No i tak to wygląda. Do szkatułki wrzucam 1 zł za kalorie i wyjmuję 1 zł za grzańca, jestem na zero. Dziś mam za sobą poranny spacer tą samą trasą, ale na wieczór od poniedziałku mamy zaplanowane piwkowanie z Moim, więc też pewnie do zbyt udanych tego dnia nie zaliczę. Ale hej, jestem na diecie, nie ascezie, umartwiać się i odmawiać sobie wszystkiego nie mam zamiaru. Poza tym tęskni mi się, bo w tym tygodniu Mój robił same popołudniówki i tak: w poniedziałek nie widziałam go w ogóle, we wtorek i środę mieliśmy czas między 23:00 a 23:15 kiedy szłam już do łóżka po zaserwowaniu mu obiadu, wczoraj znów nie widziałam go ani przez minutę. Dziś długo nie posiedzimy, bo w sobotę musi wstać o 5:00. Wróci o 20:00 i za godzinę pójdzie spać, bo w niedzielę wstaje o 4:00. Najgorzej. Jestem zła i zamierzam ten wieczór spędzić nie przejmując się niczym - w tym dietą.

W niedzielę planuję po raz pierwszy zmierzyć się z domową pizzą - macie jakieś fit przepisy na ciasto? Z dodatkami sobie poradzę, ale ciasta się boję. Nigdy w życiu nie dotykałam drożdży, brałam zwykle gotowy spód do pizzy, to będzie moje pierwsze z nimi starcie - rady mile widziane :)

12 października 2017 , Komentarze (24)

Witajcie Vitalijki :) Dziś czwartek, a to oznacza, że dziś oficjalnie staję na wadze. Ostatnie ważenie (oficjalne) miało miejsce wieki temu, bo aż trzy tygodnie. Potem w Bieszczadach nie miałam się jak zważyć, tydzień później umierałam na grypę i ani mi w głowie były pomiary. Dziś wreszcie mogę uaktualnić mój pasek. Trzy tygodnie temu widniało na nim 63,5 kg, dziś rano waga pokazała 62,6 kg. Jak na trzy tygodnie to wynik bardzo słaby, ale trzeba wziąć pod uwagę trzy rzeczy. Po pierwsze, w Bieszczadach nie miałam warunków do dietowania - brak wagi kuchennej, brak produktów, brak kuchenki czy nawet mikrofalówki, jedyne co miałam to czajnik, więc zostawało żywić się niedietetycznymi kanapkami. Po drugie, tydzień choroby, gdy do diety nie miałam głowy a o treningach nie mogło być mowy - starałam się jeść rozsądnie, ale jak człowiek ma gorączkę i dreszcze to nie bawi się w faszerowanie papryk tylko wrzuca na wrzątek porcję pierogów z zamrażalnika. Po trzecie, to w końcu zawsze spadek a nie wzrost. Także w sumie jestem zadowolona. 2,6 kg i powitam 5 z przodu, może uda mi się to przed urodzinami Mojego (17 listopad), bardzo byłoby fajnie :)

Poza dobrą wiadomością o spadku wagi mam też złą - moje lenistwo wczoraj wygrało i nie zrobiłam treningu. Niestety, jedyne co, to zrobiłam szybki spacer po pracy na 110 spalonych kalorii. Miałam do załatwienia sporo rzeczy po pracy, wróciłam późno i w kiepskim humorze, do tego wściekle głodna - to mi wystarczyło za wymówkę. Dziś idę do rodziców, postaram się namówić mamę na wspólne ćwiczenia...

Ok, pora na fotomenu :)

Śniadanie: serek wiejski z pomidorem i waflami ryżowymi (chleb się skończył :/ ) - 327 kcal

II sniadanie: sok jabłkowo-wiśniowy (tłoczony, bez cukru, lekko pasteryzowany - mój nowy ulubiony napój) i gruszka - 219 kcal

Lunch: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z ostrym ajvarem i ogórkiem - 323 kcal

Obiad: pęczotto z mieszanką meksykańską - 487 kcal

Kolacja: zupa krem z dyni - 132 kcal

Razem: 1488 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: marsz - 110 kcal

Kroki: 4663

Do szkatułki wrzucam 1 zł za kalorie za wczorajszy dzień. Właściwie tylko myśl o niej powstrzymała mnie przed odpowiedzeniem "jasne" na pytanie Mojego czy wracając z pracy ma kupić piwo :P

I to tyle ode mnie. Pracuję nad moim lenistwem, może uda mi się je przezwyciężyć i wrócić do treningów. Teraz lecę czytać co u Was :)

11 października 2017 , Komentarze (5)

Dzień dobry, Vitalijki :) Przydarzył mi się poślizg, pewnie parę dni minie zanim wejdę w rytm codziennego pisania, ale już spieszę nadrobić zaległości!

Poniedziałek

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem i pieczywem pełnoziarnistym - 398 kcal

II śniadanie: jabłko - 104 kcal

Obiad: 3 kromki pieczywa pełnoziarnistego z ostrym ajvarem i ogórkiem - 339 kcal

Kolacja: zapiekanka z kaszy gryczanej z warzywami i pieczarkami (autorstwa mojej mamy) - ok. 423 kcal

Do tego wino - 144 kcal

Razem: 1409 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: marsz 2 km

Kroki: 5754

Wtorek

Śniadanie: serek wiejski z pomidorem i pieczywem pełnoziarnistym - 395 kcal

II śniadanie: sok marchewkowo-jabłkowy i kalarepa - 208 kcal

Obiad: 3 kromki pieczywa pełnoziarnistego z ostrym ajvarem i ogórkiem - 358 kcal

Przekąska w oczekiwaniu na gotującą się kolację: orzechy arachidowe - 140 kcal

Kolacja: zupa krem z dyni (tym razem sama gotowałam) z grzankami z pieczywa pełnoziarnistego - 362 kcal

Razem: 1464 kcal

Woda: 2,75 l

Trening: marsz - 2 km

Kroki: 5330

Tak wyglądały ostatnie dwa dni. W poniedziałek zadebiutowała szkatułka z funduszem książkowym. Postanowiłam zastosować na początek takie stawki:

Codzienne nagrody:
- kalorie pomiędzy 1500 a 1600: 1 zł (dopuszczam 2 cheat day'e w miesiącu)
- zaliczony trening (z wyłączeniem marszu): 50 gr (jeśli potrwa więcej niż godzinę: 1 zł)
- powyżej 6000 kroków: 50 gr (powyżej 10000: 1 zł)

Codzienne kary:
- kalorie powyżej 1700: -50 gr (powyżej CPM danego dnia: -1 zł)
- poniżej połowy dziennego celu kroków (3000): -50 gr
- jednostka alkoholu (1 piwo, 1 kieliszek wina, 1 drink): -1zł (każda następna: -50 gr)

Co tydzień:
- co najmniej 6 treningów: 1 zł
- poniżej 4 treningów: -1 zł za każdy trening poniżej 4 (w tym tygodniu zasada zawieszona ze względu na chorobę)

Na koniec miesiąca:
- zero słodyczy: 5 zł
- zero słonych przekąsek: 5 zł

Zobaczę jak mi się będzie to wszystko układało z takimi stawkami :) Póki co za poniedziałek dodaję 1 zł za kalorie i odejmuję 1 zł za kieliszek wina, czyli jestem na zero. Za dzień wczorajszy dodaję 1 zł za kalorie.

Dziś planuje wrócić do treningów. Chce podjąć wyzwanie Jillian Michaels 30 Day Shred, ale nie wiem czy po takiej przerwie mądrze będzie tak z kopyta zacząć. Całkiem możliwe, że dziś skończy się na jodze, zobaczymy. Nie będę ukrywać, że wpadłam z rytmu i ciężko mi do niego wrócić. Ba, wręcz szukam wymówek. Ale trzeba spiąć pośladki i się ruszyć, bikini body samo się nie zrobi...

9 października 2017 , Komentarze (19)

Witam Was kochane! Jeeejku, nie było mnie grubo ponad tydzień, za co Was przepraszam. Przywiozłam z Bieszczad jakąś paskudną grypę, tydzień chodziłam nieprzytomna a kilka dni spędziłam siedząc na kanapie i patrząc jak Mój gra na konsoli bo nie byłam w stanie zrobić nic. Od patrzenia w komórkę dostawałam wręcz nudności dlatego wzięłam tydzień wolnego od Vitalii. Diety nie trzymałam w 100% bo nie miałam siły wszystkiego ważyć, wymyślać, gotować, pilnować. Myślę jednak, że rzadko przekraczałam mój ustalony limit. Z Bieszczad wróciłam z wagą 63,3 kg - dziś rano waga pokazała 63,1 kg, więc jest dobrze. Dziś już funkcjonuję w miarę normalnie, choć kaszel wciąż męczy. Dziś zaczęłam wszystko z powrotem ważyć i pilnować, jutro więc pewnie nastąpi pełna relacja z dzisiejszego dnia. Póki co kończę relację z Bieszczad i obiecuję powoli nadrabiać zaległości u Was :)

Środa

(ze szlaku zawróciło nad błoto nie do przejścia, dlatego dzień wpadł słabo, poprawiliśmy wieczorem spacerem)

Czwartek

(degustacja bundza i oscypka prosto od bacy :) )

Piątek

Sobota

(nasze schronisko, najlepsza miejscówka w Bieszczadach)

(nareszcie w domu z ukochanym, kupon na 20 zł z pyszne.pl był jak znalazł)

Uff, koniec. Jak mówiłam, dziś wróciłam do diety na 100%, do ćwiczeń dopiero jutro bo kaszel wciąż męczy i dziś się trochę bałam. Dziś również debiutuje mój fundusz książkowy, chociaż po dzisiejszym dniu kasetka zostanie pusta, bo kara za kieliszek wina zje wszystko co wypracowałam :P Ale to jutro. Teraz lecę łyknąć jakiś Rutinoscorbin i wskoczyć pod kołdrę. Do zobaczenia jutro w Waszych pamiętnikach!

27 września 2017 , Komentarze (16)

Witajcie kochane! Spieszę z relacją z Bieszczad. Nie mam wiele czasu a i internet słaby, więc wrzucam notkę typu "Bieszczady w obiektywie". Do Was postaram się zaglądnąć jutro. Enjoy :)

Niedziela

Poniedziałek

Wtorek

23 września 2017 , Komentarze (28)

Witam Was, kochane! Dziś tylko na szybko wpadłam, bo wieczór przed wyjazdem zawsze jest chaotyczny. @ mnie trochę męczy, wczoraj bolał mnie przez nią każdy mięsień w ciele, oczywiście odpuściłam trening. Dziś nie miałam na niego czasu, jutro dzień w samochodzie. Nie bardzo mi się to podoba, ale cóż. W Bieszczadach nadrobię ;) Dziś humor kiepski. Cieszę się na wyjazd, ale jest mi bardzo smutno. Pożegnanie z Moim było ciężkie, popłakałam się, chociaż wiem, że to tylko tydzień. Będę strasznie tęsknić :(

Co do diety to nie liczyłam kalorii ani wczoraj ani dziś, ale raczej nie przekroczyłam limitu. Dziś byłam tak zestresowana (rozstaniem z ukochanym), że od śniadania wepchniętego na siłę aż do kolacji nie byłam w stanie nic zjeść. Jadłospis wyglądał tak:

Piątek:

Śniadanie: jajecznica na wędlinie z pieczywem żytnim - 365 kcal

Obiad: zapiekanka ziemniaczana - ???

Na kolację to samo

Do tego piwo - zdjęcie z dedykacją dla Tetrisa :)

A pod kapslem... :D

Sobota

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem i pieczywem żytnim - 365 kcal

Kolacja: dynia makaronowa z ajvarem i fetą - ???

Deserk: sernik z musem malinowym i białą czekoladą, oczywiście autorstwa mojej wspaniałej mamy - ???

I to tyle. Jutro w samochodzie będę miała mnóstwo czasu to nadrobię zaległości w Waszych pamiętnikach. Kiedy następny wpis nie umiem powiedzieć, chociaż będę się starała wrzucać moje wyjazdowe menu regularnie. Teraz znikam upewnić się, że wszystko wzięłam i życzę Wam przyjemnej niedzieli!

22 września 2017 , Komentarze (33)

Witajcie kochane! Dziś już o niebo lepszy nastrój - decyzja zapadła, że jedziemy mimo wszystko, tylko przesuwamy wyjazd na niedzielę. Tak więc Wetlino, nadchodzę!

Dziś oficjalny dzień pomiarów przesunięty w wczoraj. Po nadbagażu z zeszłego tygodnia nie ma śladu - dziś 1,1 kg mniej :) Niestety przez ten wypadek przy pracy z zeszłego tygodnia, dwutygodniowy wynik to tylko -0,7 kg, ale i tak się cieszę. Reszta pomiarów wygląda tak:

Nie mam pojęcia skąd te +0,5 cm w łydce. Może nie umiem się mierzyć. Dwa tygodnie temu miałam przyrost w bicepsie, który dziś rano zniknął, więc się szczególnie nie przejmuję. Brzuch mnie za to cieszy ogromnie!

Nie mam za bardzo czasu siedzieć i pisać, musimy się zaraz z Moim zebrać i iść na zakupy, żeby zostawić mu dobrze zaopatrzoną lodówkę na ten tydzień, kiedy mnie nie będzie, dlatego teraz szybko jadłospis z wczoraj:

Śniadanie: serek wiejski z pomidorem i pieczywem pełnoziarnistym - 445 kcal

II śniadanie: winogrona - 104 kcal

Lunch: risotto z kurkami mojej mamy (zapomniałam trzasnąć zdjęcia więc wklejam z poprzedniego dnia - porcja była tej samej wielkości) - 296 kcal

Obiad: kluski śląskie (8 szt.) z sosem pieczarkowym (to jest mały talerzyk, kanapkowy, dlatego nalane po brzegi :D ) - 403 kcal

Kolacja: 2 kromki pieczywa żytniego z wędliną i ketchupem - 226 kcal

Razem: 1476 kcal

Woda: 3 l

Trening: marsz - spalone 222 kcal

Kroki: 5678

Odpuściłam wczoraj trening. @ nawet aż tak bardzo nie dawała w kość, ale cały dzień coś mnie kłuło w kolanie, a mając przed sobą wyjazd w góry wolałam go nie przeciążać. Czy dziś będę trenować nie wiem, prawdopodobnie tak, ale to się zobaczy. No to tyle moje drogie. Wsunęłam śniadanie tworząc ten wpis, więc teraz lecimy do sklepu. Gdy wrócę obiecuję poświęcić czas na nadrobienie zaległości u Was :)

21 września 2017 , Komentarze (33)

#shithappens #methismorning

Witajcie kochane. @ nadeszła, apogeum dyskomfortu, irytacji i zmęczenia. Na szczęście za bardzo nie boli. Jeszcze. Dziś ostatni dzień w pracy przed urlopem, ale wczoraj stało się nieszczęście i wszystko może jebnąć. Ktoś skasował rodzicom bok auta od strony pasażera. Wychodzą z domu, chcą jechać na zakupy, a tu lusterko wisi smętnie na jednym kablu a bok cały pognieciony i zrysowany. Oczywiście natychmiast wszystko zgłosili, ale rzeczoznawca ma 5 dni, żeby się skontaktować i powiedzieć czy zdjęcia przesłane internetem wystarczą do wyceny. Bez lusterka jeździć nie można, a i naprawiać nie bardzo, bo jak zechce rzeczoznawca sam przyjść i ocenić a tu samochód naprawiony to co wyceni? A w sobotę mieliśmy jechać i teraz nie wiadomo. Najbardziej wkurwia mnie, że chuj musiał wiedzieć co zrobił i nic - po prostu odjechał! A żeby mu kutas usechł! Przepraszam za łacinę, ale jestem naprawdę zła. Do tego pogoda jakby w zmowie przeciwko nam, bo na pół wyjazdu zapowiadają deszcz. A że pada już od tygodnia to szlaki pewnie tak rozmoknięte, że na dupach będziemy z połonin zjeżdżać. No wszystko się sypie :(

Wczoraj musiałam zrezygnować z tradycji spaceru do tramwaju z rana, którą próbuję wprowadzić, bo strasznie się guzdrałam i za późno wyszłam z domu, nie zdążyłabym dojść na przystanek, więc złapałam autobus pod blokiem - szczęśliwym trafem miał odjazd za 2 minuty. Do rodziców za to się przespacerowałam po pracy. Atmosfera była raczej grobowa, tata w ogóle się kilka godzin nie odzywał, nawet obiadu nie zjadł, my z mamą też nawet nie myślałyśmy o jakimś treningu. Jedynie z dietą nie najgorzej...

Śniadanie: całonocne płatki jaglane na maślance z bananem (nie polecam, wyszło paskudne xD ) - 391 kcal

II śniadanie: 3 brzoskwinie ciasteczkowe - 131 kcal

Obiad: 4 kromki (ale malutkie) chleba żytniego z wędliną drobiową i zielona papryką - 385 kcal

Kolacja: risotto z kurkami mojej mamy - 296 kcal

A na odstresowanie: wino - 288 kcal (nie, nie wypiłam wszystkich trzech :P )

Razem: 1491 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: marsz - spalone 216 kcal

Kroki: 5812

No i tyle. Zła dziś jestem. Planuję trening po pracy ale nie wiem czy @ pozwoli. W każdym razie spróbuję. Oficjalne ważenie i mierzenie przełożone na jutro, bo miało być dzień przed wyjazdem. Jeśli wyjazd nie wypali to kolejne będzie zgodnie z planem. Teraz lecę poczytać co u Was, może jakieś optymistyczne wpisy poprawią mi humor :)

20 września 2017 , Komentarze (24)

Witam Was Vitalijki w ten ponury środowy poranek. Wczorajszy dzień zdecydowanie lepszy niż poniedziałek. W końcu zrobiłam pełnoprawny trening, dietetycznie nie najgorzej, waga ciut w dół :) Wczorajszy dzień w obrazkach poniżej:

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem i oliwkami, do tego 2 kromki chleba pełnoziarnistego - 426 kcal

II śniadanie: sok marchwiowy - 172 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z wędliną drobiową i zieloną papryką - 341 kcal

Przekąska: piwo - 215 kcal

Kolacja: pełnoziarnisty makaron ze szpinakiem i serem feta - 409 kcal

Razem: 1563 kcal

Woda: 3 l

Trening: marsz + Jillian Michaels' 30 Day Shred lvl 1 - spalone 411 kcal

Kroki: 6370

A teraz coś na poprawę humoru w ten deszczowy dzień - moje koty :) Ostatnio widziałam kilka Vitalijek, które chwaliły się swoimi, więc i ja się pochwalę. Przedstawiam Filipa: staruszek, 18 lat mu na wiosnę stuknie, ale wciąż pełen energii i w dobrym zdrowiu. Mieszka u moich rodziców, więc od półtorej roku tylko odwiedzam go raz - dwa razy w tygodniu.

A oto Tofik: to moje adoptowane dziecko, dostałam je w pakiecie z chłopakiem, gdy zamieszkaliśmy razem. Znajda, ok. 11 lat, według wszelkich znaków na niebie i ziemi rasowy mau egipski. Najbardziej towarzyski kot świata.

No, pochwaliłam się, to lecę nadrobić zaległości w Waszych pamiętnikach :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.