Moje kiełeczki rosną. Fajnie, bo nie mogę się doczekać jakiejś kanapeczki z awokado, jajeczkiem i kiełeczkami <3
Na zajęciach daję z siebie coraz więcej.
Wyszła mi ogromna ilość kolacji na kolejne 2 dni, ale to w większości rukola i szpinak ( pomidorki, awokado, gruszki, cebula, orzeszki). Objętościowo jest to dużo, ale kalorycznie nie aż tak bardzo.
Moja mama gotuje teraz takie dobre rzeczy...zjadłabym! Podobnie jak ptasie mleczko, czekoladę czy coś. Nie mam na to jednak jakiejś wielkiej chcicy. Słodycze są - ok. Nie odmówiłam sobie dziś np cappuccino. Ale to była taka moja mała przyjemność.
Jutro chyba znów zrobię sobie jakiś koktajl - np. z natki pietruszki, jabłka i pomarańczy.
Czuję potrzebę rozciągania mojego ciała. Takiego głębokiego i długiego. Moje mięśnie niestety się przykurczyły. Jakieś pół roku temu złapał mnie przykurcz mięśni lędźwiowo-biodrowych. Nie chcę by się to powtórzyło. Będę sobie robić takie sesje raz w tygodniu, a jak będę sprawniejsza, to pójdę na zajęcia grupowe. Widziałam, że np. Fitness Academy proponuje streching lub jogę. Takie zajęcia wydają się proste, ale jak się waży tyle, co mały słoń i trzeba utrzymać to na swoich kościach, to robi się to trudne. Zwłaszcza mój prawy nadgarstek tego nie lubi.
Dzień jedynasty i dwunasty będzie super.
Trochę boję się weekendu - zaprosiłam na babski wieczór moje przyjaciółki. Jedna z nich jest na diecie, więc może będziemy się wspierać i nie objadać niedozwolonymi rzeczami. Nie chce zabraniać reszcie jedzenia tego, na co mają ochotę. Z drugiej strony, to, czego nie zjedzą będzie mi żal wyrzucać. Może zaproszę brata, to zje wszystko?:D