Dzień trzeci okazał się większym wyzwaniem, czułam się głodna momentami. Jednak nie byłam w stanie skończyć obiadu czy kolacji.
Zastanawia mnie kaloryczność tych potraw, ale nie jest chyba zbyt wielka. Liczę, że ok 1200-1500 kcl - śniadanie 1+2 dały łacznie ok 450 kcl. Co oznacza, że obiad i kolacja były w zakresie 400-500 kcl. A nie zjadałam wszystkiego. Wiem, że muszę jeść trochę więcej, by nie zasłabnąć albo nie zmasakrować sobie przemiany materii na amen. Przy chorej tarczycy nie wydaje się to trudną sprawą.
Aktywność fizyczna: zaliczone:)
Rzec mogę - jestem dziś dumna. Mam ten wieczorny ciąg do słodyczy...wzięłam magnez, niby ma pomagać z takim apetytem. Zobaczymy, jak będzie dalej. To taka moja zmora to wieczorne podjadanie. Albo piątki wieczorem, gdy czuję się rozluźniona..kupuję sobie wino, paczkę chipsów, dorzucam coś jeszcze np. ptasie mleczko, włączam tv i co? Zjadam to wszystko, a brzuchol rośnie. Ale koniec z takimi piątkami.
Jutro gotuję zupę z brokuła, na kolację będzie sałatka caprese ( czwartek, piątek).
W czwartek wychodzę na miasto zjeść obiad i wiem, że nie skusze się na sałatkę - ale jest to zamierzone i kontrolowane. W piątek mam zaś imprezę - mam nadzieję, że nie przegnę. Na pewno nie będę pić alkoholu. Będą mnie namawiać, ale nie skuszę się.
Podoba mi się ta moja siła, motywacja, chęć do walki. Dawno takiej nie miałam. I obym wytrwała jak najdłużej. Jeżeli uda mi się 1 miesiąc to i drugi powinien pójść gładko.
angelisia69
24 lutego 2016, 06:19wyszalej sie na imprezce i nie martw sie o kcal,zdecydowanie za malo jesz,pozniej ci zwolni metabolizm i bedziesz musiala jesc jeszcze mniej zeby schudnac.Duzo sily!!
ellephame
23 lutego 2016, 22:30Super ! Tak trzymaj a będą tego piękne efekty! Pozdrawiam