Przeciętny człowiek nie jest na diecie i je to na co ma ochotę, w dodatku wtedy kiedy jest głodny.
Byłam zatem wczoraj takim przeciętnym człowiekiem. Zapomniałam co to liczenie kalorii, zapomniałam, że słodkie tuczy i że pizza to samo zło. No i o tym, że trzeba jeść co trzy godziny też zapomniałam.
Cheat day w pełnej krasie :) Było tiramisu, chałwa, batonik i pizza. Dietetyczna wczoraj była tylko kolacja, bo nie byłam specjalnie głodna i tylko na surówkę miałam ochotę. Zresztą w ciągu dnia zaspokoiłam swoje zachcianki i do pełni szczęścia właśnie surówki mi brakowało.
Chyba jednak trochę się różnię od przeciętnego człowieka, bo nie zaległam na kanapie. Nie zapomniałam o piciu wody, ani o aktywności fizycznej. Siła przyzwyczajenia :)
A w spalaniu kalorii przeszłam wczoraj samą siebie i spaliłam ich aż 770kcal. Tak w zasadzie przy okazji i bez spiny, że muszę :) Poranny spacer -200kcal, dopołudniowy rower -200, popołudniowy rower -220, wieczorna bieżnia -150. Gdyby nie oglądana w trakcie, ulubiona Magda M. nie byłoby tak lekko, łatwo i przyjemnie.
Ciekawe, że przeciętny człowiek nie tyje po takim menu, albo przynajmniej o tym nie wie, bo się namiętnie nie waży i się tym nie przejmuje... No ale to już ból nas, dietujących, ech.
Dziś i jutro, dwa dni białkowe, więc mam nadzieję zejść z nadwyżki wagi jaka się pojawiła po obżarstwie. W sumie to małe pół kilo zejdzie w moment i nie ma się czym przejmować.
Najważniejsze, że plan wczorajszy wykonałam w 100 procentach i zasnęłam szczęśliwa;)