Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 59 lat, Wałbrzych

162 cm, 76.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 października 2021 , Komentarze (28)

Znów milion monet wydałam na kosmetyki. Ja chyba nie mogę oglądać tych urodowych kanałów ;) Niby nie mam zmarszczek, tyle co pod oczami, ale ciągle mam wrażenie, że przydałoby się to czy tamto choćby ujędrnić. Z retinolem jeszcze poczekam, nie jestem przekonana czy potrzebuję. No i jest problematyczny, a na co mi stres przy pielęgnacji, która ma być przyjemnością.

Kupiłam taką, wszystkomającą petardę, tu klik

i ochronę przeciwsłoneczną tu klik

Wiem, że to nie lato, ale taka ochrona powinna być nakładana nawet w listopadowy, pochmurny dzień. Nic tak nas nie postarza, jak ekspozycja na słońce, a ono zdradliwie, nawet zza chmur robi nam kuku.

/Kod zniżkowy 20% na basiclab do 16 października- SEKRETYCERY/

Odkurzyłam mój sprzęt do domowego zabiegu RF. Miałam wrażenie, że robiąc poprzednie sesje, zmniejszyły mi się chomiki, więc oby i tym razem tak ładnie podziałało. 

Plus raz w tygodniu mam zamiar sobie robić peeling kawitacyjny. Podoba mi się ta faza na pielęgnacje :)

No to teraz już na pewno będę piękna i młoda 😁

Odchudzanie nie idzie. Waga 66, w porywach aż 67. Nie potrafię tego ostatnio ogarnąć. Motywacja na minusie, więcej pobłażania, więcej sobie wybaczam, więcej „grzeszę”. A przecież potrafię się spiąć?. Jedzenie monotonne, choć lubiane. Picia wcale, ruch tyle co spacer. Chyba zapadam w sen zimowy, bo i rano dłużej śpię niż do piątej, jak dotąd.

Od jutra wyzwanie- liczenie kalorii. Powstanie tabelka i nie ma przebacz. Jednak jak się pilnuje, to przynosi to efekty. Limit 1600kcal i do roboty kobieto!:)

Dziś jeszcze wypasione ciacho ze śliwkami :) Mąż jakoś jeszcze wytrzepał śliwki z drzew:) Oj, to kolejna faza. Jak nie na banany, to teraz na śliwki. Ciekawe co pokocham jak się kompletnie sezon śliwkowy skończy.

Poza poranną owsianką, tylko tym ciachem będę się dziś żywić:) Kruche ciasto, śliwki i beza, mniam :)

30 września 2021 , Komentarze (33)

Wkręciłam się ostatnio w kanały pielęgnacyjne. Oglądam namiętnie Skin Ekspert i Sekrety Cery na yt i szaleje z zakupami kosmetyków do twarzy;) Po raz pierwszy zastosowałam kwas, którego się do tej pory bałam. Kwas laktobionowy 10%, więc łagodny na początek. Pewnie z czasem dojdę i do retinolu do którego też podchodzę jak do jeża. No niestety latka lecą, grawitacja robi swoje i trzeba dbać, żeby to opóźnić. Zainwestowałam w liftingujący krem pod oczy za milion monet, ale obiecują podniesienie opadającej powieki, więc ryzyk fizyk. Poszłabym na plastykę powiek, ale przeraza mnie wygląd zaraz po, gojenie i ewentualne nie domykanie się powiek potem, czym straszy dr google.

Z zakupów jeszcze butki i sportowy płaszczyk, misiowata bluza na spacery z psem i takaż czerwona tunika i trzy super bluzeczki wyhaczone w lumpie, 3,50 za sztukę :)

I dla zdrowotności , Witaminki ADEK i ostatnio regularnie łykana Gotu Kola, plus odkryty niedawno pyłek pszczeli. I standardowo morwa biała. Tym razem jako kompleks z cynamonem i gymnema/cokolwiek to jest:)/.

W kwestii odchudzania padaka. Jakbym miała podsumować wrzesień, to zamiast spadku jest wzrost, więc pomińmy to w ogóle, ech.

A jeśli chodzi o jedzenie intuicyjne, to moja intuicja dziś kazała mi kupić i zjeść tiramisu, także ten :) to u mnie nie działa jak należy. W dodatku wcale nie było dobre. Chrzanić taką intuicję

Działkowo nuda. Znów zakwitła marna, samotna róża. Rojniki dokarmiają pszczoły i motyle, a nagietki się rozrosły jak chwasty.

Krzaki malin już żółkną, ale owoców jeszcze na nich sporo. Śliwki się wreszcie skończyły, nie będą kusić. Dwie mąż wyciął, bo za dużo tego było. Młode samosiejki się panoszą, więc nie ma co starych drzew trzymać.

25 września 2021 , Komentarze (22)


To jednak nie może tak być, że weekend wolna amerykanka, a w tygodniu odrabianie strat. Do niczego dobrego to nie prowadzi, jak tylko do tego, że powoli jest mnie coraz więcej. Tak niepostrzeżenie sobie tyję. Musze się zabrać za konkretną redukcję, żeby w grudniu ważyć zdecydowanie mniej niż te lubiane i akceptowane 65. Musi być jakiś zapas :) w razie wu.

Z drugiej strony jeśli nie wprowadzę normalnego żarcia, to odchudzanie nie będzie miało końca. Stabilizacji najwidoczniej nie ogarnęłam, skoro są takie wahania wagi.

Wiedza sobie, a życie sobie, czyli znów weekend i znów… śliwki pod kruszonką i jedzenie niedietetyczne w nadmiarze. Mąż brzęczał, że w niedziele by zjadł ciasto, więc znów będzie śliwkowy pleśniak i się objem po kokardy. Nie mam już do siebie siły. Chyba musze poczekać aż się śliwki skończą, bo mnie za bardzo kuszą i solo i w wypiekach. Nie trzeba, jak widać, jeść batoników i cukierków, żeby grzeszyć i tyć.

Działkowo niewiele się dzieje i nawet nie chodzę codziennie, bo nie ma po co. Tyle co pozbierać spady, pograbić liście. Zostało sporo malin, jeżyn/które chyba wytnę/ i trochę śliwek na czubkach drzew i nie bardzo jest się jak do nich dostać. Coś mi zjadło piękne złocienie wsadzone niedawno, aż żal patrzeć. To pewnie te przebrzydłe ślimaki, ech. Dziś wreszcie wsadziłam tulipany, poprzesadzałam liliowce i takie tam kosmetyczne czynności.

18 września 2021 , Komentarze (38)

Jakoś tak bezboleśnie przeszedł ten odwyk od bananów. Nie jem tyle i już. Jednak zjadanie dziennie koło sześciu sztuk to zbyt duża dawka węgli. I od razu spadek na wadze :) Oj, nie lubimy się z tymi węglami. Jeszcze przydałoby się ograniczyć śliwki , czyli w zasadzie prawie w ogóle wykluczyć z menu owoce. Ale nie jedząc owoców i warzyw, skąd wtedy brać witaminy?

Zwiększyłam ilość zjadanych jajek, jako super food. Ostatnio jadłam ich zdecydowanie za mało, a białko w moim wieku jest bardzo ważne. Byle by nie przesadzić, do czego mam skłonność, żeby znów nie wyszedł mi Dukan, przy moim zamiłowaniu do nabiału. Nie mam ostatnio apetytu i mało jest dań, które bym zjadła. Mięso nie, warzywa nie, to już nie mam koncepcji co jeść. Z tym moim menu to wiecznie problem.

Po kilku dniach niesprzyjającej pogody uniemożliwiającej wizytę na działce, udało się zebrać aż dwie łubianki malin :) Część zamroziłam, część na sok i dżem. Trzeba zebrać śliwki, bo marszczą się już na drzewach. Mimo jakiejś choroby na liściach, trochę tych śliwek na przetwory jest. Aronia pójdzie do mrożenia i potem na sok. Próbowałam z niej zrobić dżem, ale wyszedł paskudny, więc odpuszczę. Podobno dobra jest nalewka, ale ja nie trunkowa, to po co mi. Miałam kupić brzoskwinie i borówki, ale nie wiadomo jak szybko przyjdą mrozy i obawiam się, że mogłyby przemarznąć. Przełożę to na wiosnę. A i do sadzenia zostały tulipany, jakoś się zebrać nie mogę. W drodze są marcinki:)

Miałam dziś spędzić popołudnie na działce, ale się rozpadało. A, że w czasie deszczu dzieci się nudzą :) to postanowiłam zrobić śliwki pod kruszonką. Nie fit, ale pyszne.

15 września 2021 , Komentarze (13)

Znów mi waga podskoczyła po weekendzie i jakoś się nie mogę zmotywować żeby to zbić.

Musiałabym wrócić do liczenia kalorii i jakiegoś sensowniejszego jedzenia, bo sama widzę, że moje menu jest strasznie ubogie. Przewaga owoców, owsianka i kanapki. Obiad przeważnie odpuszczam, bo nie chce mi się ani jeść, ani robić. Myślę, że gdybym zjadła konkret, zamiast owoców, głód nie byłby tak ciągle obecny. I woda, ech. Wczoraj musiałam być już nieźle odwodniona, bo po nią sięgnęłam. Wiem co robić, a nie robię, klasyka.

Nigdy nie robiłam postanowień, bo mam słomiany zapał, ale muszę mieć jakiś bat nad głową, a nie wolna amerykanka jak dotąd. Tak więc…

Pierwsze i naczelne postanowienie- nie kupować bananów. Znaczy kupować trzy- dwa na śniadanie i jeden jak przyciśnie.

Postanowienie nr 2- kiedy poczuje głód, najpierw napiję się wody

Postanowienie nr 3- łykać regularnie morwę białą

I może na razie wystarczy, bo jak za dużo będę nagle musiała, to się szybko zniechęcę. Wychodzenie ze strefy komfortu nie jest komfortowe :)

Na działce coraz mniej kolorów :(. Została jedna, samotna roża, rojniki i miechunki, a i nagietki i mini słoneczniki. Jesiennie się robi...


10 września 2021 , Komentarze (12)

Udało się zrealizować tygodniowy plan, czyli zejść z wagi 67kg do akceptowalnych 65kg 😁

Czwartek to dzień, w którym na przestrzeni tygodnia, spaliłam najwięcej kalorii. Zegarek naliczył aż 1700. Trudno mi uwierzyć, ale…

Tętno dochodziło do 180, a ja rżnęłam, piłowałam i cięłam… drewno na działce 🙂 Pościnane przez męża gałęzie czereśniowe, trzeba było uporządkować.

Zdecydowanie bardziej wolę prace fizyczną w ramach ćwiczeń. Skalpele i inne takie są nudne i bez sensu, a pracując fizycznie widzę od razu efekty swojej pracy. Znaczy może nie jędrność pośladków od razu widzę :), ale jak praca poszła do przodu. To też ćwiczenia aerobowe.

Dziś od rana byłam jak wypluta po tym wysiłku. Połamana jakaś, a tu trzeba dzień przeżyć i to bynajmniej nie leżąc i się regenerując. Apka mi zaleciła regeneracje do soboty. Po porannych zakupach energia wróciła i popołudnie znów na działce 🙂 Zbieranie śliwek i zrywanie aronii, lajtowo. Leżaczek, radler i relaks.

Specjalnie dla Naturalnej, fotki mojej zielonej okolicy, w której mieszkam. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć rozciągają się drzewa i lasy. Jakoś wcześniej nie przywiązywałam do tego wagi. Mieszkam w pięknym miejscu . Takie widoczki mam z okien…

6 września 2021 , Komentarze (15)

Waga mnie dziś zszokowała. 67,1 to ja nie widziałam od lutego. Jednak piątkowe tortowe ciastka, sobotni grill na pożegnanie sezonu i niedzielna pizza to za dużo. Oczywiście, że to woda, a nie tłuszcz, ale taka waga mnie przeraża. Już w niedziele było dużo za dużo, ale pomyślałam, że w moment zejdzie, a tu zonk i jeszcze w górę. Zatrzymuje wodę, nie wiem czemu i obrączki nie daje rady zdjąć od piątku.

Dzień dziś mega aktywny, bo mąż zapomniał zostawić w domu klucze od działki, a ja się umówiłam z gościem na odbiór drzewa i dylałam na piechtę do niego do pracy po te klucze. Pomyślałam, że to nie tak daleko, /małe 4km/ przelecę przez uzdrowisko i prawie jestem. Szło się super fajnie i gdyby nie to, że obtarłam do krwi palec od nogi, wracałabym też na piechtę. Potem znów spacerek na działkę i doliczając to co zrobiłam z samego rana, zrobiło się 16k kroków i 760kcal spalonych 😁. Doszłam wreszcie jak ten mój zegarek zlicza kalorie i teraz wychodzi mi czasem i 1200 spalonych. Wiem, że to orientacyjne, ale buzia się cieszy na takie wskazania. Szkoda, że waga nie spada w tak dynamicznym tempie.

Nie liczyłam dziś kalorii z posiłków, a jadłam:

Na śniadanie-owsianka z bananem

Na drugie-3 małe kanapki z serkiem białym i powidłami

Na obiad –3 naleśniki z powidłami :)

Na kolacje-dwa banany, śliwki

Woda- tu porażka-trzy kawy, półlitrowy radler i szklanka coli zero do popicia tabletek.

Mam nadzieje, że uda mi się do końca tygodnia zejść znów do 65kg.

2 września 2021 , Komentarze (11)

Wrzesień mnie wczoraj powitał ładnym spadkiem na wadze. Znów się pojawiło 64 ;) dokładnie 64,7, pięknie.

Dziś dzień mega aktywny, bo do południa miałam już 11k kroków. Najpierw biedronka, potem rundka po centrum, w poszukiwaniu ciepłej bluzy. Znalazłam 😍 jestem zadowolona.

Od długiego czasu próbuję znaleźć idealną pomadkę do ust.. O ile pomadkę trafiłam, to lipfinity z max factora. O tyle z odcieniem kiszka. Albo za jasny, albo za ciemny, albo coś tam. W efekcie mam już cztery, które ewentualnie nakładam z samego rana, kiedy ciemno:) i idę z psem na spacer. No nie umiem z domu wyjść bez pomalowanych ust. Wydaje się sobie taka nijaka, przezroczysta. Dziś kolejne polowanie na ideał, bo promocje w rossmanie. I następna do kompletu, oczywiście znów nieidealna, ech. Ale już prawie, prawie :) żeby tak była o ton ciemniejsza…

Ale znalazłam drugie idealnie perfumy. Pierwsze to Lacosta- Pour femme, a ostatnio odkryte to Laura Biagiotti-Laura. Przecudne zapachy.

Znów poszalałam z zakupami roślinek :) nowe cztery do domowego buszu/Calathea, Ceropegia Woodii, Epipremnum, nieoczywista paprotka / i kilka na działkę, bo to już czas sadzić cebulki. Trzy lilie drzewiaste i jakiś krokus wielkokwiatowy. Do tego oczywiście tulipany i inne takie, kupione jakiś czas temu w biedronce.

Działka beze mnie przez cztery dni niespecjalnie tęskniła, nic się nie zmieniło, poza pokiereszowaną przez dziki siatką i dwoma kilogramami malin do zbioru :)

Chyba nici z węgierek, bo co która dojrzała, to w środku jakieś dziwne brązowe kropki, ech. A tak liczyłam na pyszne powidła :(

31 sierpnia 2021 , Komentarze (10)

Podsumowanie sierpnia, to raczej kontynuacja stabilizacji, niż odchudzanie. Waga chwilowo wskoczyła na 66, ale zasadniczo jest w okolicach 65. Miesiąc zaczynałam z wagą 65,3, kończę z wagą 65,4kg. Jest dobrze.

Ostatnio zrobiło się chłodniej, a kiedy taka paskudna pogoda, to marznę wieczorami. Jest z tego zasadniczy plus. Zamiast pakować się pod kocyk, w ramach rozgrzewania, wsiadam na stacjonarny rower :) Nie za długo pedałuje, bo nienawidzę się pocić, ale zawsze to jakiś ruch i kilka kalorii spalonych. Rozgrzewa bardziej niż kocyk i zdecydowanie szybciej.

Dziś dzień inny niż zwykle , bo ulewny deszcz unieruchomił mnie w domu. Sennie i ciemno. Generalnie mam dziś lenia. Miałam poodkurzać, ale puściłam stefana:) niech zrobi to za mnie. Ja w ramach ruchu wsiadłam na rowerek, jak nigdy do południa :) no bo jak kroków dziś tyle co nic, to choć w inny sposób kalorie trzeba spalić.

Niestety dziki się rozszalały i zryły mi działkę, ech. Rozwaliły poletko z nowymi zasiewami kwiatów. Nie byłam od soboty, dziś też nie pójdę, przeraża mnie co zastanę. Kończą się kwiaty na działce i smutno będzie bez tych bukietów w domu… Maliny nadal owocują i aronia nie zebrana, węgierki powoli dojrzewają, ale na przetwory się jeszcze nie nadają. Jeżyny chyba , przy tej pogodzie, nie dojrzeją, szkoda. Jest ich cała masa, a czarnych tylko dwie, trzy się pokazują.

Na przekór pogodzie złej, zrobiłam sobie neonowe paznokcie :) Lato, nie odchodź…

26 sierpnia 2021 , Komentarze (51)

Miałam dziś nie iść do biedry bo pada, ale przecież dzień bez Biedronki, dniem straconym :) a tak serio, to musiałam nabić kroków, jak co dnia. Taki spacer daje mi ich prawie 4k, więc warto dla własnego zdrowia i przyjemności z zakupów i radości domowników, że mają co jeść :) Działka dziś odpada z racji pogody, więc dobre i te trochę kroków do sklepu.

A na działce… dalej sezon malinowy😁 Mrożę, robię soki i czekam na węgierki. Powidła z pierwszych śliwek wyszły przepyszne i pewnie je zjem do zimy :) Uchował się, mimo zarazy, jeden przepiękny, wielki pomidor. Miałam gości na działce, którzy zostawili obraz nędzy i rozpaczy. No może nie aż tak tragicznie. Dziki🐷. Pokiereszowały ogrodzenie, złamały jedną malinę i kilka kwiatów. Na szczęście nic nie poryły, bo bym się chyba popłakała.

Jakby mi było mało roślinek na działce, to i balkon upiększam . Nigdy mi się nie udało przechować przez zimę wrzosów, ale niech cieszą oko, póki się da. Jesiennie się zrobiło…

A to mój domowy busz :)

Kwiaty są jeszcze na przeciwległej ścianie, ale już w przyzwoitej ilości :)

Przytyło mi się regularny kilogram i nie potrafię znaleźć motywacji, żeby go przepędzić. No nie wychodzi mi jakoś. Picie też leży i kwiczy.

Wkurzyłam się dziś z rana za sprawą pewnego pamiętnika. Może mi ktoś wytłumaczy, może ja czegoś nie wiem, nie ogarniam, nie umiem. Dziewczyna pisze, że spala dziennie miedzy 2-4 tysiące kalorii. Jak, ja się pytam. Nie potrafi mi odpowiedzieć, ale spala. Może ktoś mi podpowie jak to możliwe, jak to obliczyć, bo mnie to nurtuje i nie daje spokoju. Mój zegarek przy 12k kroków, pracy na działce, pokazuje ledwo 300 kalorii spalonych, hmm?

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.