Aktywność w tym tygodniu zadowalająca, a to za sprawą działki. Trzeba było poporządkować, przekopać, poprzesadzać, to i się zmachałam słusznie. Posiłkowo na piątkę, płyny też. Wagowo szału nie ma, bo tylko odrobiłam straty ale nic to, ważne że nie jest więcej. I od razu podsumowując październik- równy kilogram w dół. Wynik taki sobie, no ale jest na minus. Dzisiejszego dnia nie liczę kalorii, bo dziś lasania, jutro będzie wagowo na plusie, znając życie i mój organizm. Jutro będę piekła dietetyczny sernik, którym się objem po kokardy. Do liczenia kalorii wrócę od poniedziałku.
Coraz częściej się łapie na tym, ze robię kardynalne błędy ortograficzne. Gdyby nie pisanie w wordzie, który mi byki podświetla, to byście miały ubaw po pachy w każdym wpisie. Ostatnio z rozpędu napisałam szefc :) Jestem wzrokowcem, więc mi nie pasowało, ale mózg mi się starzeje i pojawia się jakiś wtórny analfabetyzm, orzeszku… Porażka , zwłaszcza że jestem wyczulona na czyjeś nieortograficzne pisanie, nawet na brak interpunkcji.
Pielęgnacyjnie znów zakupy. Kupiłam olej z czarnuszki i krem okluzyjny, bo mam wrażenie, że musze odbudować barierę hydrolipidową. I nowy spf 50 z SVR do twarzy, bo ten z Basiclab strasznie mi się świeci, musze matować bibułką, zanim się mogę ludziom pokazać. Stary zużyję na dłonie, które mi się nieładnie starzeją i też będę je traktować retinolem. Doszedł jeszcze żel do mycia twarzy i serum z niacynamidem też z Basiclab. I czekam na peptydowy tonik koreański. Jak po każdych kolejnych zakupach, obiecuje sobie że to już koniec, że wystarczy. Życie zweryfikuje…