Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 79.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 sierpnia 2021 , Komentarze (12)

Jako, że moja obsesja bananowa trwa i nie chce mi minąć ta faza, postanowiłam przejść na dietę bananową😁 Nie do końca bananową, powiedzmy owocową. Mam zamiar spróbować diety 80/10/10 i obadać czy to tak się da żyć na samych owockach. Nie chodzi nawet o samo schudniecie, raczej o bezkarne objadanie się do rozpuku owocami 🤪 A tak perfidnie sobie to wymyśliłam. Podobno, według autora książki / Douglas Graham/, cukier z owoców nie jest zły, o ile nie łączy się go z tłuszczem. No to jutro poczynię stosowne zakupy i zaczniemy fazę testów 🙂

W ogóle ten tydzień to też testowanie mojej stabilizacji i pozwalałam sobie na wiele z rzeczy zakazanych. W poniedziałek za dużo bananów, we wtorek był to krem/z torebki/ śmietankowy z biszkoptami. W środę markizy i banany, dziś, litrowe lody i ruskie pierogi. Waga stabilna, szok :)

Działkowo padaka, bo cały tydzień pada i od poniedziałku nie byłam w moim królestwie. Udało mi się na szybko posadzić, kupione w sobotę, lawendę i kufeę, zanim się rozpadało. Roślinki, które przyszły we wtorek  kurierem, czekają cierpliwie na balkonie na wsadzenie do gruntu. Kupiłam bodziszek, jeżówkę, kocimiętkę i jeszcze dwa mnie znane.  Malinki pewnie dojrzały, pomidorki też, a ja tu uziemiona bo leje, ech. Kolejne parę dni minie, zanim się uda wejść na działkę bez kaloszy, masakra. Gdzie jest to słoneczko co osuszy te łzy.😪

31 lipca 2021 , Komentarze (22)

Lipiec u mnie, to jakby stabilizacja wagi. Nie ma spadku, nie ma wzrostu, jest względnie dobrze. Dieta była, odstępstwa też, ale bilans jest na zero 😁 Są dni kiedy liczę kalorie i zamykam się w 1800 i są weekendy :) kiedy trochę naginam przepisy. Pełnej mobilizacji nie ma i pewnie póki lody i grille nie będzie. Może jak się lato skończy, to pocisnę, żeby zejść do 62kg. Na razie cieszy mnie przedział 64-65.

Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, względem moich kamieni w woreczku i spróbować je rozpuścić domowym sposobem. Kupiłam sok z czarnej rzodkwi, którym będę się raczyć i chyba zrobię nalewkę. Po za tym moja apteczka wzbogaciła się o tabletki pokrzywy- nie wiedziałam że jest w tabletkach, a herbatek nie lubię.

Działkowo- zaczynają dojrzewać pomidorki :) jako pierwsze, wyhodowane od ziarenka, koktajlowe. Malin coraz więcej się czerwieni. Postanowiłam robić dżem z porzeczek i doceniłam te kilka krzaczków, które mam. A tak psioczyłam, na co mi te chwasty :) Zakupiłam widły amerykańskie i jak się okazało to rewelacyjny sprzęt. Sama, leciutko, jestem w stanie przekopać ziemię. Przygotowałam zatem mieszankę pod truskawki i czekam aż się przegryzie :) Za jakieś dwa tygodnie krzaczki powędrują na przygotowane stanowiska. A i zakwitła mi budleja :) nie dawałam jej dużych szans, bo posadzona na marnym miejscu i kupiona w biedronce. Powojnik obok padł, a ona daje radę.

Mąż miał urlop, to poprzycinał czereśnie i oczywiście jest problem co zrobić z gałęziami. Co mniejsze pakujemy w worki i wynosimy, ale duże kloce, hmm. Spalić na działce hipotetycznie nie można. Poza tym trochę szkoda, może by się komuś do pieca przydały.

Takie rozkoszne robalki mam na działce. Normalnie jakby reagowały, kiedy się do nich mówi :) Te oczy i ta minka :) Nie wiem co to za stworki, ale mnie urzekły. Jak z jakiejś bajki.

27 lipca 2021 , Komentarze (31)

Wczoraj w ramach kolacji zjadłam dwie nektarynki z jogurtem naturalnym. I spoko, fajna kolacja. Ale było mi mało, no to co?

Oczywiście banan, ale jeden było mało, więc kolejny. 

Hmm, jeszcze coś by się zjadło. Mąż zawsze ma jakieś ciasteczka

yeah, pół paczki ciastek ala markizy, zanim miałam dość.

Okazało się, że do tego stopnia miałam dość, że zaczęłam się źle czuć. Ból głowy, senność, wzdęcie, brak koncentracji, niepokój, czułam się jakbym była pijana. Nie pomógł prysznic, ani łyknięcie morwy białej, żeby znormalizowała poziom cukru, więc poszłam spać. Męczyłam się jakieś dwie godziny zanim wszystko się rozeszło po kościach i mogłam normalnie zasnąć.

Zdarzały mi się takie akcje po słodkim, ale nie lubię tego stanu. Wiem co robię źle, ale z uporem maniaka wracam do słodkiego znając skutki. Błędne koło.

A niby to takie proste:)

To tak ku przestrodze ten wpis :) wiem, że wiele z nas ma problem z cukroholizmem i silną wolą. Myślałam, że opanowałam sytuacje robiąc raz na jakiś czas słodki dzień, ale to jak widać nie działa, ech.

Waga, paradoksalnie, dziś w dół.

25 lipca 2021 , Komentarze (22)

Znów mam fazę na banany. Wróciłam do jedzenia ich wieczorem. Nie potrafię się powstrzymać. Normalnie jak narkoman, kiedy widzi strzykawkę. Muszę, bo się uduszę. Masakra. Tak to ja nigdy nie schudnę… Poza tym lato, to nie jest dobry czas na odchudzanie. Jak nie lody, to owoce w nadmiarze, albo inne pokusy typu grill i radler. Całe szczęście, że nie lubię piwa.

Ten tydzień był średnio dietetyczny, ale pułap poniżej 65kg zachowany. Mogłabym w zasadzie uznać to za sukces, gdyby nie to, że chciałabym dobić do 62kg. Już widzę, że w lipcu mi się to nie uda. Trudno.

Od rana liczę kalorie i się pilnuje jedzeniowo, ale wieczór juz nie jest tak grzeczny i tak to się kręci.

Może przyszły tydzień będzie lepszy…

19 lipca 2021 , Komentarze (19)

Pousuwałam sporo osób z listy znajomych. Jeśli ktoś się czuje urażony, trudno. Zresztą nie wydaje mi się żeby ktokolwiek to zauważył, bo na odstrzał poszły przede wszystkim osoby nie prowadzące swoich pamiętników od pół roku. Za jakiś czas zrobię kolejny przegląd, bo co to za znajomy, którego nie interesuje co u mnie słychać… Staram się komentować wpisy każdego, kto jest na mojej liście znajomych, czasem wspierać czasem ganić, ale pamiętać. Nie mam zwyczaju iść na ilość, ale na jakość, to samo na fejsie.

Moje plany poniedziałkowe musiałam zweryfikować, bo się rozpadało, wrr. Dobrze, że zdążyłam zaliczyć biedronkę z samego rana. Całe przedpołudnie ma padać, więc ani wypadu na działkę, ani do centrum. Mąż ma urlop przez najbliższe dwa tygodnie, to mnie wyręczy w spacerach z psem w południe, pomoże na działce i pomarudzi😉 w ciągu dnia.

Wczoraj nietypowa popołudniowa kawa, bo mąż zaproponował żeby wypić ją na działce😍 No więc poszliśmy i tak na łonie natury rozkoszowaliśmy się kawą, fit ciastem, które upiekłam rano, potem piwem i resztką zebranych czereśni. Totalny relaks. Fajna niedziela.

18 lipca 2021 , Komentarze (6)

Tydzień klasyczny, więc nawet nie ma po co wstawiać tabelki. Kroki na poziomie10k, woda ładnie pita, waga w normie z tendencją wzrostową, wrr. Przekraczałam limit w tym tygodniu za sprawą czereśni i radlerów. Dodatkowo słodki dzień w piątek, więc nie miała waga jak spaść. Ale nic to, może kolejny tydzień zbliży mnie znów do 63 :), bo jak na razie to bliżej mi do 65. Musze się sprężyć z tym odchudzaniem, bo założyłam, że utrzymam w lipcu 63 na wadze, a może nawet zejdę do 62, a tu się nie zanosi. Słomiany zapał to moje drugie imie.

Nowy smartwatch skrupulatnie liczy kalorie i mogę zapomnieć o zawyżonych wskazaniach poprzedniego, typu 700spalonych kalorii . A taka byłam dumna :) tu skromniutko, zaledwie 300kcal.

Dziś będzie fit ciasto z porzeczkami, więc odchudzanie od jutra :) Ruchu też będzie dziś mniej, bo odpadają zakupy w biedronce i pada, ech. Na działce byłam wczoraj i w zasadzie nie ma dziś po co iść. Zaczynają nieśmiało dojrzewać malinki i już się nie mogę doczekać zbiorów, a zapowiadają się spore. To samo z pomidorami, które ładnie obrodziły na krzakach. Bardzo mnie cieszę zwłaszcza te, które sama wyhodowałam od ziarenka. Ładnie też się rozrosły poziomki, które samodzielnie wyhodowałam. Truskawki, które popikowałam czekają na przesadzenie do gruntu, ale to za jakieś dwa tygodnie, aż się ładnie ukorzenią. Te krzaki, które były na działce nie bardzo owocowały i nie mam pojęcia ilu letnie były, pora na odmłodzenie plantacji.

Martwiłam się jak to będzie z podlewaniem, bo nie mam wody na działce, ale jakoś deszczówka daje rade.

10 lipca 2021 , Komentarze (11)

Niestety nieliczenie kalorii nie wyszło mi na dobre. Na wadze plus 1.5kg, wrr. Jak się je lasanie w sobote i pizze w poniedziałek, zagryza kilogramem czereśni, to tak się dzieje. Łakomczuch jestem, ale i tak dobrze, że to nie słodycze. No co z tego, jak waga wzrosła. ech. Nic to, wracamy do skrupulatnego podliczania jedzonka, czyt. liczenia kalorii. To zawsze daje zamierzony efekt, co pokazał grzeczniutki piątek, dając sobotni spadek wagi. Weekend z pizzą i grillem, więc znów rozluźnienie obostrzeń :D

Wpis Ani, zmotywował mnie do zakupu nowego smartwatcha :) Miałam taki najprostszy chiński, budżetowy, który ciągle się rozłączał i zliczał ruchy ręką,zamiast kroków. Jednak co markowy, to markowy. Wybór padł na klik 

 Bo ja lubię kiedy zegarek, wygląda jak zegarek, no i ta odrobina luksusu :) Mam już inteligentną wagę Huawei, to będzie komplet dla apki.

Postanowiłam kupić sobie też kolejną parę butów 😁 Bo jak się okazuje, pełne mam tylko zamszowe i jak mokro, to kiszka. Kaloszki wylądowały na działce, a w botkach w lato nie bardzo. Wybór padł na oksfordki, bo cenię wygodę. klik

Z większych zakupów to jeszcze w tym tygodniu było serum pod oczy. Ponoć daje efekt wow i to od razu od pierwszej aplikacji-jakoś nie zauważyłam. klik 

Muszę nawieźć uniwersalnej ziemi na działkę, bo na tych moich nieużytkach nic nie chce rosnąć. Przydałaby się regularna wywrotka tej ziemi, póki co ładujemy po 10 worków z biedronki w auto i jakoś się powoli do jesieni nawiezie. Całe szczęście, że tego poletka niedużo. Będę flancować truskawki, bo pędy wszędzie, to i jakiś nawóz by się przydało kupić. Maliny trzeba porozsadzać, bo rosną za gęsto. Czarne porzeczki poprzesadzać na słonko. Chcę jeszcze dokupić borówkę amerykańską i drzewko brzoskwiniowe, no i jakieś rośliny ozdobne. Wszystko chciałabym na już :) Mąż też, bo się nie może doczekać kiedy drzewka przestaną owocować i je będzie mógł poprzycinać. Fakt, że dużo nasadzeń zostawili poprzedni właściciele, ale bez ładu i składu. Ziemia wyjałowiona, a drzewka nigdy nie przycinane.

4 lipca 2021 , Komentarze (7)

Waga jak to ona, żyje własnym życiem, ale pułap jaki osiąga jest ok. więc w porządeczku. Wczoraj miałam w zasadzie dzień bez diety, bo lasania na obiad, poza tym też niedietetycznie, więc ten niewielki wzrost wagi, to mała cena za niesubordynację. W ogóle wczoraj leniwie było bo… na porannych zakupach wpadł mi w oko, prześladujący mnie ostatnio, słony carmel. Ale nie, że jakoś sam był, tylko we flaszeczce :) krupnik słony carmel. Jako, że ja nietrunkowa jestem, a to mnie tak kusiło i popiłam nieźle, to mnie zmogło . Nie dla mnie alko, bo po nim źle się czuje, jak nie ja, czyli pijana. Co innego niewielka ilość w kukułce, truflu, czy nawet baryłce, a co innego prawie pół flaszki. Słaby ze mnie zawodnik :)

Niedziela bardziej aktywna. Skoro świt spacer z psem ,potem szybkie farbowanie włosów, żeby polecieć na działkę, po niezbędne do kompotu, czerwone porzeczki. Czereśni pojadłam przy okazji :) Obiadki trzy, wiadomo i lulu :) Po drzemce szybka kawka i znów na działkę, tym razem na dłużej i efektywniej. Popieliłam, popłakałam nad zjedzoną przez ślimaki kapustą i hostami

popsikałam moje śliwki preparatem na paskudztwa atakujące listki, mąż zebrał czereśnie.

Pomidorki się pojawiają, fasolka szparagowa o dziwo wzeszła, bo dostała sklepowej ziemi, czarna porzeczka zaraz będzie i czerwony agrest. Czekam na maliny, których mam multum krzaków :) niech żyją owocki :)

30 czerwca 2021 , Komentarze (9)

Tydzień bez liczenia kalorii. Próba charakteru 🤪 Póki lato trwa i gorąco, to się mniej jeść chce. Konkretów, bo owocki na porządku dziennym. Na poniedziałek został mi kawałek tortu z niedzieli, więc skończyłam w ramach drugiego śniadania. Na obiad nie miałam ochoty, więc dzień wyszedł w miarę ok. kalorycznie. I spadeczek wagi we wtorek 😉 jakoś mi bezkarnie znów uszedł słodki dzień.

Podsumowując czerwiec, to spadek wagi był prawie żaden/0,8kg/. Rzutem na taśmę dziś, waga osiągnęła najniższy dotąd poziom 63,8 😀 Tak wiec lipiec będzie pod hasłem utrzymania tego 63, ewentualnie, przy dobrym wietrze, zejścia do 62.

Na działce dojrzewają czerwone porzeczki, więc mój kompocik z rabarbaru zmienił się na kompocik z czerwonych porzeczek i truskawek, pycha. Powoli dojrzewają truskawki, samosiejki poziomki są smaczniejsze od tych kupnych, sadzonych na wiosnę. Druga czereśnia zaczyna się ładnie czerwienić i całkiem spoko już smakuje. Szpaki są dla niej łaskawe, póki co. Winorośl pięknie rośnie i jest szansa na owoce. Jakaś zaraza mi weszła na węgierki i bób czarnieje, kapustę zjadają ślimaki, ech. I mrówki, wszędzie mrówki wszelkiej maści. Walczę z nimi cynamonem, którego o dziwo się boją. Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie… działkę . Ale niezmiernie mnie cieszy ten kawałek pola, mimo że nieurodzajny.

27 czerwca 2021 , Komentarze (20)

Kupiłam sobie na imieniny ekstra prezent. Nie jakiś tani zapchajdziur, nie ciuch czy słodycze, ale praktyczny. Bo ja do bólu praktyczna jestem. Ale do brzegu. Ten prezent to… podkaszarka akumulatorowa 😁 Jak tylko mąż złożył poleciałam na działkę testować Wypróbowałam, działa jak talala🙂 jestem mega zadowolona.

Co do mojej pogryzionej nogi, to jest znaczna poprawa. Chyba za sprawą włączenia do leczenia Olfenu we wtorek. Pije wapno, łykam olfen, smaruje maścią sterydową. Uff, a już myślałam, że bez lekarza się nie obejdzie, bo wyglądało paskudnie. Teraz prawie śladu nie ma.

Wprowadziłam małą zmianę, żeby nie żreć bananów wieczorem. Otóż śniadanie robię dopiero rano, nie wieczorem jak dotąd. Jest postęp, bo trzymam fason i bananki wieczorem to przeszłość. Brawo ja😉

Dietowo, hmm. W tygodniu wpadły baryłki z whisky😛 Mąż dostał na dzień ojca, musiałam mu pomóc, żeby się nie ubzdryngolił :) Ale prawie w bilansie było, to jakby się nie liczy. Waga bez zmian, co i tak jest cudem, bo zwykle po włączeniu leków przeciwzapalnych rośnie o 2 kilo. No i miałam w tym tyg. problemy kibelkowe. Wczoraj miałam jakiś kryzys i jak mnie dopadło ssanie, to zjadłam z rozpędu i z dziką rozkoszą dwie porcje bitej śmietany z proszku. Co za błoga ulga. Kto zna ten ból, ten zrozumie.

Waga na stałym poziomie/64,4/, więc nie wklejam tabelki. Kalorie średnio 1700, woda ładnie pita/1,8l/, kroki średnio 10k.

Za chwile/jutro/ mamy z mężem rocznicę ślubu, taką piękną, okrąglutką, 35 lat razem i postanowiłam zaszaleć. Jedzeniowo 🤪 słodko znaczy, jak to ja. kasiaa..kasiaa kusiła bezą i tak za mną ta beza chodziła, że wychodziła. Bezy piec nie umiem i chyba nie chce się naumieć, wiec poszłam na łatwiznę i kupiłam na allegro małe beziki :) i krem w proszku. Powstało coś takiego:

Miód na moje serce, czyli słodki dzień, nawet baaardzo słodki:)


© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.