Tak, tak nie może być lekko. Zbyt gładko i pięknie chyba było u mnie. Zaczęło się wczoraj od złego samopoczucia, chociaż na dworze pogoda piękna jak na ten czas. Ale mogłam się tego spodziewać bo jesienią jestem raczej nie do życia, często pogadam w nostalgię następnie pojawia się przygnębienie. Wygląda to trochę tak jakby depresja mnie dopadła :( Co w związku z tym..... nieodparta chęć na jedzenie, o rany pożarłabym chyba wszystko w zasięgu wzroku, słodkie, słone, kwaśne i tak na przemian aż do bólu żołądka. Próbowałam być silna, ale wyglądało to dosłownie jak jakaś scena z komedii a może raczej z horroru. Moja dłoń dosłownie sięgała po ciastko, a ja biłam się z myślami.... zjem tylko jedno, przecież to nic takiego, innym też się zdaża.... Nie, nie, nie! jednak nie mogę się tak łatwo poddać!!! Aż w końcu zamiast ciastka zjadłam 4 śliwki, czułam niedosyt, to jeszcze nie to. Wymyśliłam więc sobie płatki ryżowe na mleku, odrobinę dosłodzone i polane sokiem malinowym (niestety takim ze sklepu) Pomyślałam, że będzie to mniejsze zło niżeli ciastko. I tak się zasłodziłam, że po tym zjadłam kilka, może nawet kilkanaście grzybów z octu. Wciąż czegoś mi brakowało, więc tak do wieczora pasłam się makaronem smażonym z jajkami (oj duża to była porcja :( ) Nadal czułam chęć jedzenia, nie byłam głodna, po prostu chciałam jeść. Nawet nie wiem ile pomidorów pochłonęłam, do tego jeszcze brokuł, tak tak zjadłam praktycznie na raz całego brokuła posypanego słonecznikiem i pestkami dyni. Po takiej przeprawie, że tak to nazwę byłam śpiąca, i oczywiście spałam. Nawet nie wspomnę o jakiejkolwiek aktywności fizycznej. No chyba że wyjście po zakupy, kilka metrów do sklepu, tyle co nic. Do pracy miałam na noc. Ciężka i intensywna, wręcz wyczerpująca nocka.
Dzisiaj rano, troszkę się uspokoiło. Wstałam o 11. Zjadłam całkiem poprawne śniadanie, następnie wyjazd do córki do szkoły, gdzieś tam jeszcze jakieś zakupy i przed 15 w domu. I znów dopadło mnie zmęczenie. Krótka drzemka i pora cokolwiek zrobić w domu. Ful pracy więc pory posiłków niedopilnowane, ale zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Chyba pomału dochodzę do siebie. A jutro, jutro ważenie i pomiary. Aż strach się mierzyć. Mój brzuch znów wygląda jak w zaawansowanej ciąży. Mam jednak nadzieję, że nie zaprzepuściłam tego co udało mi się osiągnąć do tej pory.
I wiecie co, jest mi tak naprawdę wstyd, ogromny wstyd pisać o tym co potrafię zjeść dosłownie za jednym razem. Myślałam, że takie napady mam już za sobą, że nie poddam się temu, jednakże widzę w jakim jestem błędzie :( To takie dołujące, tak jakby siedziała we mnie inna osoba, a może raczej zwierz....to nie jest ludzkie zachowanie!!! Cieszy mnie jedynie to, że nie jest to już tak częste jak kiedyś.... Jeszcze całkiem niedawno :( i to, że próbowałam przynajmniej zjeść wartościowe "potrawy, produkty ". Przerażające, ale prawdziwe :(