Gdyby ktoś myślał, że mnie tu nie ma, to wyprowadzę go z błędu... nadal jestem :) :D
W ogólnym rozrachunku z wagą (ani tym bardziej wymiarami) nic się nie zmieniło. Oczywiście nie trzymałam się diety i nie ćwiczyłam, więc w sumie nie ma się czemu dziwić ;) Pogoda też niesprzyjająca...za oknem było zimno i szaro. Nawet nie było mowy żebym piła wodę skoro siedziałam głównie przy kaloryferze z kubkiem gorącej herbaty. Potem zaczęła się zbliżać @ a ja dodatkowo się przeziębiłam, więc już w ogóle był to gwóźdź do trumny :P
Postanowiłam, że w tym tygodniu muszę powoli zacząć wychodzić z tego zimowego letargu i jakoś się ogarnąć. Od kilku dni zainteresowałam się tematem 'jedzenia tylko gdy jest się głodnym'. To bardzo ciekawa sprawa i myślę, że chyba zacznę podążać w tym kierunku. Oczywiście trochę to przysposobię do siebie, ale wydaje mi się, że może to być dobry kierunek. Nie chodzi mi tutaj o to, żebym jadła gdy będę głodna same niezdrowe rzeczy, bo nie o to mi chodzi, ale myślę, że jeśli do potraw zdrowych dorzucę szczyptę mniej zdrowych to osiągnę złoty środek. No i trzeba pamiętać o nie przejadaniu się, bo właśnie ja jestem osobą, która ma tendencję do zjadania resztek z talerza, bo szkoda wyrzucić.
Jakiś czas temu byłam zafascynowana 'jedzeniem jak francuzki', ale mimo iż wydawało mi się, że wiem co i jak, to jakoś mi to nie wychodziło... i może teraz przy połączeniu modelu francuskiego oraz jedzenia tylko przy uczuciu głodu jakoś znajdę model żywienia dla siebie. No zobaczymy jak to będzie. Niby nie trzeba jednak jeść śniadań jeśli się nie jest głodnym, ale myślę że warto cokolwiek zjeść byle lekkiego. Jak ogląda się różne dziewczyny na youtubue albo instagramie, które pokazują co jedzą np. na śniadanie, to często myślałam, że ja to bym padła z głodu pijąc tylko jeden mały koktajl albo jedząc same owoce. Jednak jak tak się głębiej nad tym zastanawiam to to może właśnie ma sens... bo po co mam wciskać w siebie kanapkę czy dwie i to tego jogurt z owocami (bo zdrowo), skoro rano nie czuję się aż taka głodna... Często mnie też zaskakuje właśnie wielkość porcji... dziwiło mnie zawsze, że szczuplutkie dziewczyny (w dodatku ćwiczące lub biegające) jedzą np. malutką miseczkę owsianki i to nawet nie całą pełną tylko połowę plus owoce... na moje oko to tam się może ze 3-4 łyżki owsianki mieszczą się i takich miseczek to używam do resztek warzyw z krojenia itp a do owsianki biorę normalną miseczkę. Nawet nie wiem ile taka moja miseczka ma pojemności, ale myślę że spokojnie 300ml będzie :D To nawet już nie chodzi o to, że powinno się jeść na małych talerzykach, bo optycznie wygląda na więcej itp. ale o to, żeby się nie przejadać... hmm... normalnie od kilku dni tylko ten temat zaprząta mi głowę :P
Żeby nie było... myślę też i o ćwiczeniach, ale nadal jestem zdania, że nie chcę się katować. Wolę coś spokojnego, nadal lubię swój Walk z Leslie, ale kupiłam też sobie nowe hantelki (2kg) i chcę zacząć z nimi powolutku ćwiczyć. Zawsze to jakaś odmiana ;)
Pamiętam jak w styczniu planowałam, że będę chodziła na pieszo do Biedronki po zakupy (1,5km), ale potem przyszedł śnieg, mróz, choróbska i nic z tego nie wyszło. Za to dziś mnie podkusiło i poszłam :] Co prawda już byłam zgrzana po kilkuset metrach, i ciągle lał mi się katar z nosa, ale dałam radę, rozpięłam lekko płaszcz i ręce starałam się trzymać na zewnątrz, bo w kieszeniach to czułam jakby były w łaźni parowej :D Wbrew pozorom nie byłam jakoś grubo ubrana, bo tylko podkoszulka i na to cienki sweterek rozpinany, ale tak się zgrzałam jak nie wiem co. Oprócz samego marszu jeszcze dodatkowymi ćwiczeniami było wchodzenie po schodach, raz bez zakupów a drugi raz z zakupami ;)
W sumie to jestem ciekawa jak mi się to wszystko ostatecznie w głowie poukłada i co z tego wyniknie. Już nawet nie łudzę się, że cokolwiek zrzucę do Świąt, bo nie da rady raczej, ale miło by było do wakacji mieć trochę mniej sadełka ;)