Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem jaka jestem. Jak schudne, bede inna. Chudne, bo jestem gruba..

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18886
Komentarzy: 482
Założony: 28 grudnia 2014
Ostatni wpis: 21 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Fedora1

kobieta, 34 lat, Ryki

167 cm, 95.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 maja 2015 , Komentarze (11)

Moje Kochane,

Tak mi wstyd, że tak długo nie pisałam....

Tak mi wstyd, że przytyłam 4 kg...

Tak mi wstyd, że pozwoliłam sobie na taką żarłoczność...

Aktualnie ważę 78 kg. A ważyłam już 74 kg. Żałuję za grzechy i zaczynam od nowa. Muszę sobie wbić do tej pustej głowy, że dietę zmienia się na całe życie, a nie na chwilę. Inaczej nie ma bata, dupsko wróci. Tak właśnie było tym razem. Możecie uznać to za spowiedź, bo to właśnie będę teraz robiła.

Przez ostatni miesiąc szalałam. Potrafiłam zjeść multum cukierków (głównie michałków - om nom nom nom :)), nawpychać się chipsów, kolację zjeść o 22.00 (i bynajmniej nie był to jogurcik). Piłam puste kalorie... (piwo). Omijałam siłownię (choć i tak chodzę raz w tygodniu). Żarłam na potęgę. Na początku miałam wyrzuty sumienia. Teraz już nawet snickers mnie nie rusza. What's wrong with me?!

Przytyłam 4 kg i czuję się jak wielka, tocząca się kupa sadła. Czuję się źle. Nie wyobrażam sobie żebym mogła ważyć 60 kg. Nie przy mojej budowie ciała. Ale 70, a nawet 65 kg mogłabym ważyć spokojnie. A świadomość tego, że sama to zaprzepaściłam, wbija mnie dziś w fotel. No właśnie... w fotel, a nie w orbitreka. Orbi stoi  nieużywany od dłuższego czasu i zarasta okoliczną florą i fauną. Fakt faktem, że mój orbi nie jest idealny. Nie kosztował tysięcy dolarów i źle się na nim biega, ale to jednak jakiś ruch! 

Powinnam stworzyć coś na pokrój inwokacji do samej siebie:

Kobieto puszysta. Kobieto gruba. Kobieto obrastająca mchem i tłuszczem. Weź się wreszcie za siebie! Doskonale wiesz, że czujesz się źle w takim ciele, po co to sobie robisz? Tyle sukienek leży i czeka... Tyle strojów kąpielowych z utęsknieniem patrzy na Ciebie z półki... Tyle chłopa na świecie do wyrwania, a Ty pokrywasz się tłuszczem?! Stajesz przed lustrem i patrzysz każdego dnia, jak brzuch robi się coraz większy, a spodnie robią się coraz mniejsze (choć doskonale wiesz, że to nie ich wina...). Weź się za się kobieto! Potrząśnij tą głową jeszcze raz, zaciśnij zęby i zrzuć te @$@%$ 8 kilo! Tako powiadam Ci ja - Ty sama!

Ja wiem, że zawsze się tak mówi - zaczynam od jutra. Ale dziś zapowiadam mocne postanowienie poprawy. I nie jest to kiełbasa przedwyborcza. Wybory już się skończyły. Prezydent jest jeden - dieta! Dupsko do góry, piersi do przodu i na siłownię marsz! Żeby ludziom kopary opadły, żeby mówili: "Widzisz tą dziewczynę? Jeszcze niedawno taki pulpet z niej był, a teraz?!". Żebym patrząc sobie w ślipka przed lustrem, mogła powiedzieć "Jestem z siebie dumna!". Bo o  to w tym wszystkim chodzi. Nie robi się tego dla kogoś. W dupie mam opinię innych - i tak jestem boska. Ale samej czuć się dobrze w swoim ciele, mieć świadomość tego, że mogę założyć wszystko i jestem laska... To jest coś! Tak było, gdy ważyłam 74 kg. Teraz znów czuję się jak kotlet mielony z dorodnej wieprzowiny, tłusty i wymymłany. To nie dla mnie. Ja potrzebuję drobiu.... Kotlet może być duży, ale chudy :-).

I obiecuję, jakiem pulpecik dorodny i uśmiechnięty, że będę gościć tu regularnie. Kiedy tylko będę mogła. I od jutra walka. A Was proszę o wsparcie. Bo za grzechy już żałuję. Pokutę też mam. Tylko wsparcia trochę brak...

Pozdrawiam wszystkie, które czują się jak ja. Choć może jestem jedyna.

Trzymajcie się:).

PS. Nie czytam, nie poprawiam, bo zaraz coś zmienię, wykasuję. Zostawiam jak jest. Moja twórcza improwizacja na temat tłustości mego bytu i tyłka. :*

16 lutego 2015 , Komentarze (11)

Potraficie przytyć kilogram przez weekend? A ja potrafię :-/. W sobotę trochę zabalowałam i z 77,3 poszło na 78,3 kg. Co prawda, ostrzegali mnie, że w fazie spadku waga raz rośni raz spada, ale nie spodziewałam się,że aż tak drastycznie. Ale nic to... Przy następnym ważeniu będzie już sporo mniej. Może nawet 76... kto wie :). Taki wystrzał w górę zawsze motywuje mnie do działania. Nie dam się. Na wakacje będzie to 65 kg, choćby nie wiem co. Wreszcie będę mogła sobie wyjść na plażę w dwuczęściowym stroju, będąc dumną ze swojego ciała. Co prawda, i tak będę większa niż niejedna laska na plaży, ale za to będę miała tą świadomość, że mi się udało. Że zrobiłam to. Dałam radę :). Także... odchudzanie, ciąg dalszy :).

PS. Dziś dorabiam już trzecią dziurkę w pasku. Ubrania, głównie spodnie, zaczynają być za duże.Drażni mnie to i raduje jednocześnie.

PS2. Zastanawiałam się nad karnetem na siłownię. Jednak mój orbi nie motywuje mnie wystarczająco. Basen z rogiem, a ja siedzę w domu. Czy ktoś mieszka wystarczająco blisko żeby śmigać ze mną na basen i siłkę regularnie? Zapewniam wsparcie mentalne :). Zapraszam :).

9 lutego 2015 , Komentarze (3)

Witam po długiej przerwie:).

Jednak nie udało mi się codziennie pisać jadłospisów. Zresztą, nie ma to większego sensu, bo staram się jeść tak aby w dupkę nie poszło :). Chociaż, przyznam szczerze, w weekendy sobie folguję. Nie ma sensu siedzieć ze śliną na brodzie, gdy inni jedzą pizzę. Jeden kawałek mnie nie zabije. Kilka kalorii więcej też ze mnie słonia nie zrobi. Zresztą trąby brak.. :P

W weekend był hamburger, były wafelki, kopiec ziemniaków (które spożywam raczej rzadko, bo nie przepadam - wolę makaron) i piwo (które, z tego co wiem, swoje kalorie ma). I przybyło tylko 0,2 kg, czyli obecnie waga wskazuje 78,4 kg. Nie ma spiny, tym bardziej, że ważyłam się niedługo po obiedzie. 

Przeanalizowałam to co teraz jem  i to co wcześniej jadłam. Moje Drogie Paniochy, ja tyłam, bo jadłam dużo słodkiego, ale ogólnie jem mało. Serio. Wiecie jak ciężko dobić mi do tych 1500 kcal? Chyba, że zjem coś kalorycznego, to wtedy ok. Ale jeśli jem niskokaloryczne posiłki, to ciężko, ciężko... Jeszcze w tamtym roku, potrafiłam zajechać sobie do sklepu i zjeść dwa snickersy na raz. Czekolada? Pfff... Przed okresem liczyłam w tabliczkach, a nie kostkach. I co z tego, że kawa słodzona słodzikiem, jak cała reszta słodzona była czekoladkami? Wystarczyło pozbyć się tego balastu z mojej diety (oczywiście nie całkowicie - zgłupiałabym) i waga spada. Nie mam też problemu z tym, że waga wzrośnie mi o te 0,2 kg. Dodatkowa motywacja,żeby się ogarnąć i wziąć za siebie.

Przed weekendem dostałam @. Żarłoczność została, na szczęście, opanowana. Ale podczas @ całkowicie zrezygnowałam z ćwiczeń. Po prostu nie mogę ćwiczyć, gdy wszystko mnie boli i się wykrwawiam! TO NIELUDZKIE! Za to dziś odkurzyłam orbiego, i dosiadłam go... (jakkolwiek by to nie zabrzmiało :P). 

Tak więc, nie będę Was już zanudzała moimi jadłospisami, bo to bez sensu. Chyba, że zgrzeszę, to się "pochwalę" :p. Czekam aż moja waga dojdzie do 75 kg. To jest mój aktualny cel. Później 70 kg, no i upragnione 65 kg. Zresztą, 65 kg jest moją górną wagą docelową.Chciałabym zrzucić do 63 kg, żeby te 2 kg mieć w zapasie... Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Czytam Wasze pamiętniki i tak sobie myślę... może i ja powinnam zainwestować w jakieś witaminy? Gdy ostatnio się odchudzałam, pod koniec strasznie leciały mi włosy.Myślicie, że zażywanie witamin pomoże mi tego uniknąć? Co ciekawe, robiłam sobie wtedy badania i wszystko wyszło w normie. Tyle, że włosy są podobno bardzo czułe i poczują nawet najmniejszy ubytek witaminy... Prawda, czy fałsz?

Śmigamy dalej, Dziewczynki!:)

3 lutego 2015 , Komentarze (10)

Wczoraj nie chciało mi się uruchamiać komputera, więc dziś załączam jadłospisy z trzech dni (niedziela, poniedziałek i dziś). Trzymam się tego tysiąca kalorii. Staram się uzupełniać wszystkie składniki odżywcze, ale mam problem z uzupełnianiem tłuszczu. Czym mogłabym go uzupełnić? Nie przepadam za mięsem, jeśli już to drób, więc tego tłuszczu wolałabym poszukać gdzie indziej. Ktoś coś? 

Powodzenia wszystkim. Dajmy czadu :)

Ps. Dziś 78,2 kg. Może w sobotę zobaczę 77,9 kg? :)

NIEDZIELA:

Śniadanko:

chleb pełnoziarnisty (kromka), kurczak gotowany (plasterek)

II Śniadanie:

Spaghetti bolognese (robiłam obiad dla rodziny, więc musiałam ciut spróbować, czy dobre - 20 g), naleśnik z białym serem (1 szt)

Obiad:

Warzywa na patelnię (100 g), kurczak z curry i ziołami prowansalskimi, pomelo (200 g) - deser :), szklanka coca coli zero

Kolacja:

Naleśnik z białym serem (1 szt), łyżka jogurtu naturalnego, cynamon, winogrona (4 kulki), kostka gorzkiej czekolady

14 VP / 29,5 VP (808 kcal)

PONIEDZIAŁEK:

Śniadanie:

chleb żytni pełnoziarnisty (kromka), kurczak gotowany (plasterek), papryka czerwona (jeden centymetrowy pasek), kawa late

II Śniadanie:

Płatki owsiane na mleku 0,5%, pół gruszki

Obiad:

Chleb żytni pełnoziarnisty, kurczak gotowany (3 plasterki - musiałam uzupełnić tłuszcze - zawsze mam z tym problem), pomelo (220 g)

Przekąska:

-Brak-

Kolacja:

Twaróg półtłusty (140 g), dwie łyżki jogurtu naturalnego, łyżka miodu, płaska łyżeczka nasion słonecznika, płaska łyżeczka nasion z dyni

20 VP / 29,5 VP (959 kcal)

WTOREK:

Śniadanie:

Chleb żytni pełnoziarnisty (kromka), kurczak gotowany (plasterek), kawa late

II Śniadanie:

Chleb żytni pełnoziarnisty, kurczak gotowany (plasterek), pół gruszki

Obiad:

Pierś z curry i ziołami prowansalskimi, warzywa na patelnię (50 g), kiwi, coca cola zero (szklanka na deser)

Przekąska:

-brak-

Kolacja:

Twaróg półtłusty (70 g), łyżeczka miodu, nasiona słonecznika (łyżeczka), nasiona dyni (łyżeczka), chleb żytni pełnoziarnisty

19,5 VP / 29,5 VP (956 kcal)

1 lutego 2015 , Komentarze (4)

Za mną pierwszy miesiąc "męczarni". Większość osób wiąże dietę z pewnego rodzaju wyrzeczeniami. "Dieta - więc nie można jeść słodyczy! Jesteś na diecie, czemu pijesz colę?! Mówisz, że się odchudzasz, a pozwalasz sobie na taki kawał mięsa?". I tu mogę Państwa zdziwić. Otóż, po miesiącu korzystania z diety Vitalii, stwierdzam, że wcale dużych wyrzeczeń nie ma. Jadłam słodycze (niewiele, ale zawsze), piłam colę (coca colę zero,  ale to też cola), jadłam dużo mięcha (głównie drób duszony z ziołami - aaaachhh, tak pachniało, że moim domownikom ślinka ciekła), no i nawet dwa razy jadłam pizzę (3 kawałki, to nie w kij dmuchał!). Widzicie tu jakieś wyrzeczenia? Fakt faktem, że z alkoholu praktycznie zrezygnowałam, ale to dlatego, że nie przepadam za nim - lampka, dwie wina na jakiś czas mi wystarczą, więc zrobiłam to z własnej nieprzymuszonej woli, co z kolei na pewno nie było dla mnie żadnym wyrzeczeniem. Musiałam nauczyć się jeść w odpoowiednich odstępach czasu - teraz mój brzuchol już sam wie kiedy zapodać dźwięk na głoda :). Musiałam pić dużo wody - to fakt. Wypić 2,5 l wody dziennie, to sporo... Szczególnie jeśli nie ma się stałego dostępu do toalety. Nawet picie takiej ilości wody na raty nie jest takie łatwe jak się może wydawać. Ale da się to zrobić. Jak widzicie, wyrzeczeń wieeeeelkich nie było! Więc Proszę Szanownych Państwa, którzy mają w zwyczaju "pilnować" osoby będące na diecie (a mam wrażenie, że robią to czasem z większej złośliwości niż niż troski) - spieprzajcie i dajcie mi być na mojej diecie na moich warunkach! Nie ma tu na myśli nikogo konkretnego. Po prostu niektórzy, nawet z moich znajomych, potrafią ciągle dogryzać mi, że tego nie powinnam, tamtego nie powinnam BO JESTEM NA DIECIE! No właśnie! To ja jestem na diecie i to ja mam rozpisany grafik. To ja wiem na co mogę sobie pozwolić i w jakiej ilości, a na co nie mogę. Dla niektórych zjedzenie kostki czekolady (gorzkiej) to grzech śmiertelny! Bo to przecież SŁODKIE jest! Boże, jak mnie to wkurza niemiłosiernie. Tak się składa, że nawet uwzględniając tą pierdzieloną kostkę czekolady, zdarza mi się nie przejadać więcej niż 1.000 kcal dziennie. Idę o zakład, że ta osoba - nawet nie zdając sobie z tego sprawy - przejada dziennie więcej jak 1.500 kcal, a może nawet i ponad 2.000 kcal. Ale oczywiście mojej diety musi się czepnąć...

Przepraszam, Drogie Dziewczynki, że było w tym tyle nieprzyjemnych emocji, ale czasem aż się we mnie gotuje. Mówiłam, że nie mam nikogo konkretnego na myśli? Hmmm.... Jak sobie to przemyślałam, to jednak mam. Ale to nikt z Vitalii. sama by lepiej pomyślała jak ten brzuchol wiszący spalić, a nie się czepia! Ja przynajmniej nad tym pracuję! Siąść przed telewizorem, zapalić fajka i nawpieprzać się czipsów, to każdy potrafi, a robić to nie ma komu! .

Okay, już koniec tego gniewu. Teraz wszystko z miłością... :)

Otóż, styczeń upłynął mi na odkrywaniu własnych słabości, na próbie opanowania ich, na nauce prawidłowego żywienia i rozwijania moich umiejętności kulinarnych. Kurczaka umiem już przygotowywać na tyyyyle ciekawych i niskokalorycznych sposobów:). Wiem już, że potrafię odmówić sobie słodkiego. Wiem, że potrafię nad tym zapanować, jeśli bardzo się postaram i bardzo tego chcę. W sklepie nie robią już na mnie wrażenia półki ze słodyczami. Na początku, potrafiłam jeszcze chwycić przy kasie batona, a później beształam się w myślach i odkładałam go na miejsce (Zła Fedora! Zła!). Więc wiem, że umiem sobie dać z tym radę. Wiem też, że potrafię zapanować nad moją żarłocznością, choć czasem jest naprawdę ciężko (szczególnie przed @, a ona już tuż tuż...). Nauczyłam się również, że czasem należy sobie pofolgować. Jeśli mój organizm bardzo czegoś potrzebuję, to daję mu to. W małej ilości, rzadko, ale daję. Tak jak z tą pizzą... 3 kawałki kosztowały mnie 0,1kg więcej następnego dnia. No i co z tego? Zjadłam je i już nie mam na nią ochoty. Teraz już powiedzmy przez miesiąc nie będę o niej marzyć. Nie zabiło mnie to. Styczeń nauczył mnie również, że jeśli chcę to potrafię. Choćby nie wiem jak mi się nie chciało, to te 200 kcal na orbim zrobię (jeden dzień w tygodniu mam wolny). Czasem po pracy jestem tak zmęczona (nie tyle fizycznie, co intelektualnie), że już nie mam na nic siły i ochoty (uwierzcie mi, nauka pięciu uczniów, każdego z osobna i każdego z innym materiałem, wcale nie jest taka łatwa jak się wydaje. I to 60 minut, bez prawa do przerwy - pięć godzin pod rząd), ale mimo to, resztkami sił zakłądam dres i gibam się na orbim... I wiecie co? Wszystko mi przechodzi. Po orbim, brzuszkach, bieganiu, fintnessie jestem co prawda zmęczona, ale te endorfiny... ten pot, który oznacza spalone kalorie jest dla mnie czymś w rodzaju dobiegnięcia do mety. Więc działam i nie przestaję :). Poprzedni miesiąc nauczył mnie też jednej bardzo ważnej rzeczy, że zrozumie Cię tylko osoba, która jest w podobnej sytuacji. Tylko u takiej osoby możesz liczyć na wsparcie, bo cała reszta nie ma zielonego pojęcia z czym się zmagasz każdego dnia i jak ciężko Ci jest ("Boże, po prostu nie jedz słodkiego i schudniesz!" - zdefiniuj mi wyrażenie PO PROSTU!!! To tak jakbym powiedziała: "Po prostu nie oddychaj!"). Ehhh... W każdym razie to Wam właśnie chciałam podziękować za to wsparcie. Bo Wy mnie rozumiecie. Przechodzicie przez to razem ze mną. A w szczególności dziękuję Garfildusowi, do której zawsze mogę zadzwonić z sytuacjach krytycznych (i nie mówię tu tylko o odchudzaniu - if you know what I mean :)). Dacie wiarę, że to dziewczę, pewnego krytycznego wieczoru, kiedy zadzwoniłam do niej zalana łzami, rzuciła wszystko i przyjechała do mnie w późnych godzinach wieczornych żeby mnie pocieszyć? (A należy nadmienić, że ma do mnie ok.100 km drogi...). Dziękuję Ci, Kochana, nigdy Ci tego nie zapomnę :*.

Tak refleksyjnie się zrobiło... Nie wiem co mnie napadło z rana:). Jakbym Vitalijkowy rachunek sumienia robiła :P.Bilans zysków i strat :D. Na szczęście tylko pozytywnych strat: 5,4 kg do przodu! :)

No dobra, na koniec same konkrety (czyli nuda). Kto nie chce czytać, proszę pominąć dalszą część, bo już nic ciekawego nie będzie :P.

Wczoraj wtranżoliłam:

ŚNIADANIE:

*naleśnik z białym serem (póki jeszcze są :)) 1 sztuka.

*gruszka

II ŚNIADANIE:

*winogrona (20 g)

*dwa plasterki kurczaka gotowanego

*kromka chleba żytniego pełnoziarnistego

*plasterek mozarelli

OBIAD:

*pierś z curry i ziołami prowansalskimi

*plasterek mozarelli

*gruszka

KOLACJA:

*naleśnik z białym serem (ostatnia sztuka moja! :D)

Przejedzone 16 VP/ 29,5 VP, czyli 864 kcal. Do tego tylko 0,5 l wody - nie miałam weny wczoraj-, no i dzień wolny od ćwiczeń. Tzn. jakieś tam kroki na pewno były, ale nie mierzyłam, więc się nie liczy :P.

Oby dziś poszło mi równie dobrze. Pozdrawiam i buziakuję Was wszystkie :*

31 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Wczoraj było chyba jakieś święto... Bo zjadłam tyyyyle (choć bardzo się starałam tyyyyle nie zjeść) a przytyłam tylko 0,1 kg. Dzięki temu mogłam spojrzeć w oczy mojej dietetyczce:). Zjadłam:

ŚNIADANIE:

*chleb żytni pełnoziarnisty (kromka)

*kawa late (filiżanka)

*mozarella (ostatnio ubóstwiam, choć kupiona w Intermarche nie zachwyca...:/)

DRUGIE ŚNIADANIE:

*gruszka

*kostka czekolady gorzkiej (a co se będę żałować :P)

OBIAD:

*ryż brązowy (dwie płaskie łyżki nieugotowanego)

*pierś w curry

*papryka (ok 15 g)

*szklanka coli zero (na szczęście 0 VP :))

PODWIECZOREK:

*plaster twarogu półtłustego

*plaster mozarelli

*kostka czekolady gorzkiej (po raz kolejny  "a co se będę żałować" :))

*jedna mandarynka

*dwie łyżki jogurtu naturalnego

KOLACJA:

*2,5 naleśnika z serem

II KOLACJA:

*trzy kawałki pizzy hawajskiej

Podsumowanie: przeżarte 2007 kcal (oj! dużo za dużo! zwykle staram się trzymać 1000 kcal), ponad 1500 kroków, 200 kcal na orbim i 0 brzuszków (bo się nie wyrobiłam zanim poszłam do knajpy pałaszować pizzę :P)

Za to wody wypiłam pełne 2,5 l. No i to wszystko kosztowało mnie 0,1 kg... Kurczę, było warto :P

No dobra, bijcie, noooo... :)

Dziś jednak wzięło mnie choróbsko (stale nawracające zatoki), więc leżę i kwiczę... Mam nadzieję, że chociaż Wy się macie lepiej. Pozdrawiam :*

30 stycznia 2015, Skomentuj
seks,1519,56,395,4841,0,1422639917
Dodaj komentarz

30 stycznia 2015 , Komentarze (10)

Zauważyłam jedną wstydliwą rzecz: zdarza mi się myśleć, że gdy jem coś i nikt nie widzi, to wszystko jest okay. Nieważne ile to ma tych wrednych żyjątek (kcal).Tak więc, postanowiłam (biorąc przykład z innych Vitalijek), że będę pisała, co jem danego dnia. Może w ten sposób, publicznie okazując jak słaba i głupia czasem jestem, zmotywuję się wreszcie do uczciwego zabrania się za siebie. Nie to żebym żarła jakoś bez opamiętania, ale czasem zdarzają mi się jakieś grzechy, które ciężko mi jest później sobie wybaczyć. Po tym tygodniu, wiem już, że jutrzejsze ważenie będzie bez zmian. Moja dietetyczka będzie miała minę taką - (-.-) a ja będę biła się w piersi, że to już się więcej nie powtórzy.Treningi z Vitalii mi się nie podobają, więc sporadycznie ćwiczę korzystając z nich. Mam swój standard (wiem, że to niewiele, ale zawsze coś) 200 kcal na orbitreku, co najmniej 1.000 kroków na krokomierzu i 100 brzuszków dziennie. Wszystko to jest skrzętnie realizowane. No i oczywiście dieta. W każdym razie, ile by tych ćwiczeń nie było, wierzcie mi, to i tak więcej niż do tej pory. No i jak tylko zrobi się cieplej (czyli ok marca) zaczynam biegać. Na początek 2 km, później 4 km. Nie ma co przesadzać :P. W lato jest łatwiej, bo a to sobie na siatkówkę pójdę, a to nad staw, czasem z mamą 20 km na rowerach zrobię. No i zawsze mogę  w lato (jak będę miała urlop) przyjechać do bratowej, żeby pozwiedzać Lublin - pieszo of course! Choć był plan wybrać się na tydzień do Londynu... Zobaczymy. Anyway, tyle wczoraj wsunęła moja silna wola (możecie mnie publicznie batożyć, pozwalam :P):

ŚNIADANIE:

*jogurt naturalny (dwie łyżki)

*mandarynka

*kawa late (mała filiżanka)

DRUGIE ŚNIADANIE:

*płatki owsiane z jabłkiem

OBIAD:

*chleb żytni pełnoziarnisty (jedna kromka)

*pierś z kury z curry i ziołach prowansalskich

* papryka (ok 100 g)

PRZEKĄSKA:

*winogrona (70 g)

*parówka z kurczaka (1 szt)

*plasterek mozarelli

*zapiekanka z serem i pieczarkami (mama kupiła, nie mogłam się powstrzymać :-/)

KOLACJA:

*plasterek mozarelli

*batonik cini minis(na wyjeździe byłam i tak jakoś mnie naszło....)

W sumie 25 VP / 29,5 VP, czyli ok 1.285 kcal - to wszystko przez tą cholerną zapiekankę!!! Do tego 100 brzuszków, - 200 kcal na orbitreku, 1.056 kroków i 2 l wody niegazowanej.

Chyba nie jest źle. Zresztą, zawsze staram się zjadać znacznie mniej punktów niż mam rozpisane... A właśnie... odnośnie punktów. W fazie natarcia miałam do "przejedzenia" 32 VP, potem 30,5 VP, a teraz spadło do 29,5 VP. Pytam, bo u mojej bratowej zwiększali ilość punktów, gdy przechodziła z fazy do fazy, a u mnie redukują. Nie żeby mi to przeszkadzało. Po prostu pytam :)

Pozdrawiam wszystkie dziewuszki i część męską. Do boju! ^^

29 stycznia 2015, Skomentuj
krokomierz,1056,9,63,3344,697,1422555819
Dodaj komentarz

28 stycznia 2015, Skomentuj
krokomierz,1145,10,69,2632,756,1422472175
Dodaj komentarz

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.