Może zacznijmy od tego, ze dostalam opiernicz, ze ostatnio zaniedbuje Vitalie. Prawda to, przyznaje sie do winy. Ale zbliza sie koniec roku, mam naprawde mnostwo rzeczy do roboty. Wymowka wymowka, ale na vitalie czas wrocic:)
Nie wazylam sie od dwoch dni... I znow, nie mialam kiedy albo juz bylam po posilku, a zawsze waze sie przed. Jutro stane na ta smiercionosna maszyne. A tak sie sklada, ze dzis nabroilam. Zacznijmy od tego, ze zaspalam do pracy (co nigdy mi sie nie zdarza... Cholerne drzemki) i wyruszylam do pracy bez sniadania, a nawet bez kawy. Po pracy postanowilam pojechac do Lidla i trzymalam sie dzielnie. Kupilam tylko owoce i nowe legginsy. Mialam juz wracac do domu, gdy zadzwonila mama, ze jest na miescie i czy nie moglabym jej odebrac, a przy okazji pojsc do playa cos zalatwic, bo byly jakies niejasnosci w umowie. A wiec o pustym brzuszku pojechalam gdzie mnie proszono. Tak sie (nie) szczesliwie zlozylo, ze tego dnia u mnie w miescie jest targ., wiec postanowilysmy z mama zawedrowac tam na chwile... Na chwile czyli do 12.00. Gdy wrocilam do domu, niemalze rzucilam sie na jedzenie. Zjadlam reszte moich warzyw meksykanskich, bulke grahamke z wedlina z kurczaka i kawe. Za godzine brat jadl pizze i oczywiscie sie podlaczylam, choc byla ohydna, bo mrozona z tesco. A kolo 15.00 zjadlam dwa tosty z mozarella i dzemem brzoskwinkowym niskoslodzonym. ZA DUZO WEGLOWODANOW!!! Tak mi to siadlo na sumieniu, ze nic później nie jadlam. Nic. Wypilam 3 litry wody i przez 40 minut katowalam sie cwiczeniami. Myslicie, ze to pomoze?
Smiercionosna maszyna lypie na mnie wyświetlaczem spod polki. Boje się na nia wejsc. Boje sie jej. Ona mnie nigdy nie slucha i robi mi na zlosc. Podla, szklana menda...
Mam nadzieje, ze Wam poszlo lepiej, Okruszki.
Do nastepnego:)