Witam po długiej przerwie:).
Jednak nie udało mi się codziennie pisać jadłospisów. Zresztą, nie ma to większego sensu, bo staram się jeść tak aby w dupkę nie poszło :). Chociaż, przyznam szczerze, w weekendy sobie folguję. Nie ma sensu siedzieć ze śliną na brodzie, gdy inni jedzą pizzę. Jeden kawałek mnie nie zabije. Kilka kalorii więcej też ze mnie słonia nie zrobi. Zresztą trąby brak.. :P
W weekend był hamburger, były wafelki, kopiec ziemniaków (które spożywam raczej rzadko, bo nie przepadam - wolę makaron) i piwo (które, z tego co wiem, swoje kalorie ma). I przybyło tylko 0,2 kg, czyli obecnie waga wskazuje 78,4 kg. Nie ma spiny, tym bardziej, że ważyłam się niedługo po obiedzie.
Przeanalizowałam to co teraz jem i to co wcześniej jadłam. Moje Drogie Paniochy, ja tyłam, bo jadłam dużo słodkiego, ale ogólnie jem mało. Serio. Wiecie jak ciężko dobić mi do tych 1500 kcal? Chyba, że zjem coś kalorycznego, to wtedy ok. Ale jeśli jem niskokaloryczne posiłki, to ciężko, ciężko... Jeszcze w tamtym roku, potrafiłam zajechać sobie do sklepu i zjeść dwa snickersy na raz. Czekolada? Pfff... Przed okresem liczyłam w tabliczkach, a nie kostkach. I co z tego, że kawa słodzona słodzikiem, jak cała reszta słodzona była czekoladkami? Wystarczyło pozbyć się tego balastu z mojej diety (oczywiście nie całkowicie - zgłupiałabym) i waga spada. Nie mam też problemu z tym, że waga wzrośnie mi o te 0,2 kg. Dodatkowa motywacja,żeby się ogarnąć i wziąć za siebie.
Przed weekendem dostałam @. Żarłoczność została, na szczęście, opanowana. Ale podczas @ całkowicie zrezygnowałam z ćwiczeń. Po prostu nie mogę ćwiczyć, gdy wszystko mnie boli i się wykrwawiam! TO NIELUDZKIE! Za to dziś odkurzyłam orbiego, i dosiadłam go... (jakkolwiek by to nie zabrzmiało :P).
Tak więc, nie będę Was już zanudzała moimi jadłospisami, bo to bez sensu. Chyba, że zgrzeszę, to się "pochwalę" :p. Czekam aż moja waga dojdzie do 75 kg. To jest mój aktualny cel. Później 70 kg, no i upragnione 65 kg. Zresztą, 65 kg jest moją górną wagą docelową.Chciałabym zrzucić do 63 kg, żeby te 2 kg mieć w zapasie... Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Czytam Wasze pamiętniki i tak sobie myślę... może i ja powinnam zainwestować w jakieś witaminy? Gdy ostatnio się odchudzałam, pod koniec strasznie leciały mi włosy.Myślicie, że zażywanie witamin pomoże mi tego uniknąć? Co ciekawe, robiłam sobie wtedy badania i wszystko wyszło w normie. Tyle, że włosy są podobno bardzo czułe i poczują nawet najmniejszy ubytek witaminy... Prawda, czy fałsz?
Śmigamy dalej, Dziewczynki!:)
Maratha
9 lutego 2015, 23:46Snickersy nie dla mnie, ale podoba mi sie Twoje podejscie do diety, w sumie dlatego ze mam takie samo :D Ja rzadze dieta, a nie ona mna, a jak zamiast 1kg w tym tygodniu schudne pol to tez swiat sie nie zawali :) Cel - moc pokazac sie w bikini w lato, wiec jeszcze mam czas i poki co wszystko idzie zgodnie z planem, nawet jak w weekend wpadnie pizza czy obiad w restauracji :) A jak jesz sporo warzyw to witaminy masz dostarczane w sposob naturalny, mnie na diecie i cera i wlosy sie poprawiaja. Na wypadanie polecam odrzywki Wax, tylko je trzeba stosowac, bo jak stoja na polce w lazience to skubane nie dzialaja o_O