Może byłoby łatwiej gdybym liczyła od tyłu i np założyła sobie, że za 100 dni mam mieć ileś kg mniej. Może to jest lepsza metoda, widzieć jak czasu coraz mniej i mniej. W 100 dni, przy spokojnym rozstawaniu się z kilogramami można stracić ich 14 (100/7=14 z kawałkiem) a przy trochę szalonym rozstaniu to i 20 się uzbiera.
Setny dzień wypadałby 6 kwietnia. Czy ja tak umiem? Czy ja potrafię? Czy w świetle tego co się dzieje teraz znajdę w sobie motywację? I będę trochę szalona a trochę spokojna? Może.
Przed świętami odpuściłam totalnie i oczywiście waga podskoczyła. W czasie świąt ubyło mi 2kg - to cud jakiś, ale naprawdę nie jadłam, bo co zjadłam to albo strasznie mi zamulał żołądek albo byłam częstym gościem w wc (wiem, że to jest mało interesujące) :)
Odbiłam sobie to wczoraj i się najadłam. Normalnie się najadłam. Dzisiaj też nie byłam głodna,ale przynajmniej zrobiłam 3km na kijach. Ciągle się poddaję a później żałuję, bo gdybym się nie poddała to już by mnie było ileś tych kg mniej. Ech. Moja silna wolo przybywaj :)