No cóż... wyszło jak wyszło ale chyba D został nie tylko moim dobrym kolegą tzn. miłości póki co z tego nie ma ale jak się tak zastanowię to chyba zależy mi na nim. Nie wyobrażam sobie żebym przestała się z nim widywać, smsować czy rozmawiać przez tel... Po prostu jest kawałkiem w moim życiu, gdyby się zagubił to i ja wiem że byłabym zagubiona. Gdzieś kiedyś wyczytałam że największe szanse na przetrwanie związku jest wtedy gdy zwiążemy się z przyjacielem... Może coś w tym jest? Jakiś czas temu (nawet tutaj o tym wspominałam) pisałam że nie wyobrażam sobie z nim być bo nic mnie w nim nie pociąga... Chyba jednak zaczęło... Znamy się już jakiś czas, wiem że zawsze mogę na niego liczyć, rewelacyjnie dogaduje się z moim synem, naprawdę czuję się przy nim dobrze. Mama D naprawdę dobrze go wychowała, nie słyszałam z jego ust aby kiedykolwiek coś paskudnego powiedział na swoją mamę lub kogoś z rodziny. Jego mamę podziwiam, rewelacyjna kobieta która od 35lat zajmuje się chorą córką (starsza siostra D) niemal 24h/24h. Po 35latach ta kobieta nadal ma w sobie takie pokłady cierpliwości że aż trudno w to uwierzyć jaka może być miłość matki do dziecka.
Ale ja tu srety tety... Chciałam tylko napisać że całkiem możliwe że w przyszłości będziemy razem... Nie dziś i nie jutro... Muszę jeszcze się porządnie zastanowić... I zanim się zdecyduję na związek z nim to zapewne szczera rozmowa przed nami... Chociaż D mi uświadomił wczoraj że on chce być ze mną więc teraz decyzja należy do mnie... Dla mnie zawsze najważniejszy będzie syn, i chociaż mój młody uwielbia wujka D to muszę brać pod uwagę że będąc z D już nie będzie tylko takim zwykłym wujkiem D...
A tu sobie taka ja... gdyby nie te nadprogramowe kilogramy to byłabym ekstra laska