Moja metoda na głoda :)
Mój mężczyzna spojrzał właśnie przez moje ramię na ekran kompa no i ten pełen wsparcia i zrozumienia komentarz: obsession.... Wczoraj pomyślałam sobie, że zdecydowanie wolę czuć głód niż to coś takie bliżej nieokreślone pod wpływem czego biega się po półkach lodówki i szafek w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Je się wtedy wszystko co wpadnie w oko i nic nie zaspokaja tego czegoś nieokreślonego. Głód przynajmniej jest czymś określonym, czymś co można racjonalnie wytłumaczyć. Dzisiaj większą część dnia spędziłam poza domem. Nie trzymałam się dokładnie planu diety ale nie zjadłam nic co przekroczyłoby wyznaczone kalorie. Nadal czuję się fantastycznie :)
Pierwsza skucha
Dziś znów nie było różowo :/ jestem głodna krótko po posiłku. Doszłam do wniosku, że spróbuję zmienić wariant z 4 posiłków dziennie na 5. Dzisiaj też w UK jest tzw. "naleśnikowy wtorek". To taki ich "tłusty wtorek". Naleśników nie tknęłam ale skusiła mnie drożdżówka mojej roboty, którą upiekłam w zeszłą sobotę dla rodzinki. Potem zmniejszyłam troszkę wyrzuty sumienia spacerem.
Kryzysik :/
Mam dziś taki mały kryzysik. Czuję niesamowite ssanie w żołądku. Czuje głód mniej więcej jedną godzinę po posiłku! Ale, ale, nie dałam się! Przestrzeganie diety na plus i picie wody jeszcze bardziej na plus bo chciałam jakoś oszukać ten głód. (Latałam do toalety nadzwyczaj często.) Jestem z siebie dumna i mój zapał nadal utrzymuje się na wysokim poziomie :D Jest jeszcze coś co "pomaga" mi w utrzymaniu tego wysokiego poziomu zainteresowania i zaangażowania. To jest nieudane życie osobiste. Zajmowanie się dietą, pisanie, analizowanie, czytanie, rozmawianie na forum odwraca moją uwagę od tych problemów. Do tej pory zajadałam stres. Teraz, energię, którą wkładałam w zajadanie skierowałam na dietę.
:)
Czy pół godziny szaleńczych pląsów z sześciolatkiem liczy się jako aktywność fizyczna?
A miało byc tak pieknie........
no i klapa w wyznaczonym dniu ważenia wyszła. Miałyście rację, waga płata figle za to niektóre z pomiarów dodają otuchy. Tak czy siak, zaczynam nowy tydzień diety.
Jutro też wschodzi słońce :)
Jutro jest pierwszy dzień mojego oficjalnego mierzenia i ważenia. Mam nadzieję, że spełni moje nadzieje ;)
Głupia gęś jestem, pepa do kwadratu
Czekałam na ten dzień. Miałam wizytę u ginekologa w sprawie ewentualnej cysty na jajniku. Dziś miało się wyjaśnić dlaczego zwijałam się z bólu na podłodze czekając na karetkę pogotowia. Duży stres i smoki w głowie. W Irlandii Północnej bardzo długo czeka się na wizytę u specjalisty. Procedura jest następująca: wizyta u lekarza pierwszego kontaktu (jeśli chcę umówić się na spotkanie z polskim lekarzem czekam ok. dwóch miesięcy; lekarz miejscowy jest dostępny prawie z dnia na dzień ale na wszystkie dolegliwości przepisuje paracetamol); lekarz pierwszego kontaktu wysyła list z prośbą o konsultację u specjalisty; resort zajmujący się rejestracją pacjentów po mniej więcej dwóch lub trzech tygodniach przesyła na domowy adres pacjenta list informujący o tym, że pacjent został zapisany na listę oczekujących i może zadzwonić i konkretnie umówić się na wizytę. Pierwszy wolny termin dostępny jest w przeciągu dwóch-trzech tygodni od momentu telefonicznej rejestracji. Specjalista ginekolog po przeprowadzeniu wywiadu i badania ginekologicznego oraz konsultacji z innym lekarzem ginekologiem stwierdził, że moje dolegliwości z którymi bujam się co najmniej od 2 lat nie mają podłoża ginekologicznego więc USG transwaginalne nie zostanie przeprowadzone. Ale jak to! Przecież mój lekarz prowadzący skierował mnie właśnie na takie badanie! Zatkało mnie! Pani doktor uprzejmie powiedziała, że skieruje list do szpitala (2-3 tygodnie oczekiwania na list potwierdzający możliwość rejestracji na konkretny termin i kolejne tygodnie oczekiwania na wizytę) na badanie do specjalisty od "brzucha". Jestem pepa do kwadratu bo nie wyraziłam swojego niezadowolenia głośno, nic nie powiedziałam! Na pytanie "czy mam jakieś pytania?" grzecznie odpowiedziałam "nie". I do wiedzenia! Normalnie myślałam, że zjem pączka i zagryzę paczką chipsów. Ale na całe szczęście nie ukarałam siebie w ten sposób. Piję właśnie lampkę czerwonego, wytrawnego wina.................. i nie wiem co dalej, co mi tak na prawdę dolega. W każdej chwili mogę spodziewać się tego potwornego bólu. Ryczeć mi się chce ale w sumie teraz bardziej ze złości na siebie. Jeśli chodziłoby o moje dzieci to krzyczałabym głośno i walczyła do upadłego. A ja.... no idiotkę ze mnie zrobili i tyle. Sama się dałam zrobić.
Zguba
Zapodziałam gdzieś 3 rzeczy. Bardzo ważną, ważną i mniej ważną. Gdzieś w domu i to już jakiś czas temu. Szukam prawie codziennie. Nie daje mi to spokoju. Wierci mi tunel w głowie i brzuchu. Jestem przez te zguby bardzo rozdrażniona. Dlaczego tak się dzieje, że kiedy coś nam zginie, zgubimy coś co należy do nas to robi się dziura w naszym jestestwie? Nie potrafię powiedzieć sobie "nic się nie stało, trudno". Myślę i myślę o tych rzeczach i latam po mieszkaniu jak wariatka.
Nie wytrzymałam.....
No nie mogłam wytrzymać i w trzeci dzień diety musiałam się zważyć! Wiem, że należy ważyć się raz w tygodniu, o tej samej godzinie najlepiej i w tych samych ciuchach. Tak mnie korciło! Jest maleńki pozytywny efekt :) małymi kroczkami do celu. Wczoraj byłam z siebie taka dumna bo potrafię oprzeć się pokusom a to nie łatwe pracując w kuchni. Potrafię, potrafię, potrafię! Jestem pełna energii i czuje się na prawdę dobrze. Wieżę, że mi się uda.
nieidealnie :\
Jednak nie poszło mi idealnie :\ Na późną kolację zjadłam grejpfruta, 3 kawałki pieczywa sucharkowego i wypiłam 1 1\2 kubka kefiru. Potem zjadłam kilka ciemnych winogron. Pierwszy dzień za mną. Proponowane smaki i zestawienia są dla mnie nowe. Muszę się przyzwyczaić.