Witajcie!!
Czas leci nieubłagalnie :) Już nie mogę doczekać się lata i mojej nowej sylwetki w zwiewnych ciuszkach. Tylko pytanie czy dotrwam :) po moich wyznaczonych 88 dniach chcę zacząć nową dietę + wskoczyć na siłownie :) teraz w ogóle nie ćwiczę bo jedno wykluczałoby drugie. Tak wiec sobie jeszcze egzystuje na diecie przez 24 dni :)
Wczoraj dietkowo idealnie.
- *6 kiwi
- *pare kotlecików mielonych + mizeria
- *placuszek otrębowy z pomidorkiem i cebulką :))
Zero tego co mogłoby mi pokrzyżować plany :)
Posprzeczałam się ze swoim R. Doszło do mocnej wymiany słów. Nie odzywam się do niego od wczoraj. Czekam aż on zrobi to pierwszy. A jak tego nie zrobi, trudno. Nie będę pierwsza wyciągać ręki. Najbardziej boli mnie to, że przeprowadziłam się do wielkiego miasta zupełnie sama i spontanicznie - z miłości. Jestem ponad 100 km od rodziny i od rodzinnego miasta. Sama jak palec. Ale nie dam za wygraną. Jak się rozstaniemy, rzucę to wszystko w kąt i wrócę do siebie, nie będę się męczyć. Od ponad roku tu mieszkam, on nie pomaga mi w ogóle, sam ma ciagle jakies problemy z samym sobą. Kiedy byśmy się nie widzieli to miauczy. Miauczy, że nie ma na poprawki, że nic mu nie wychodzi, nic nie potrafi itd. A co ja mam powiedzieć? Sama opłacam mieszkanie, i to nie mało bo ponad 1300. Nie biorę pieniędzy od rodziców, bo chyba bym sobie nie wybaczyła. Na własnym rachunku, tyram jak głupia, teraz ta dieta, wiadomo też w pracy nie za wesoło, a on ciągle nie może docenić tego, ile dla niego robie. Może za dużo i dlatego tak jest. Ehh z tymi facetami. No nic, ide zmyć maseczkę, potem jakiś peleng i się zobaczy co dalej. Dziś nocka od 22 do 6 rano więc trzeba się odprężyć :)
Cieplutko Was pozdrawiam.:))