Achh dzisiaj się zważyłam po 2 tygodniach przerwy i nawet nie macie pojęcia jak się tego bałam... ALE WESZŁAM! i nie żałuję! Szklana pokazała 86,5 ! To już 3,5 kg mniej w ciągu 24 dni! Z jednej strony bardzo mocno się cieszę, ale jest też taka mała myśl z tyłu mojej głowy " kurcze mając taką dużą nadwagę myślałam, że w pierwszym miesiącu zleci więcej kilogramów". Noo nic na to nie poradzę, takie mam myśli i już.
We wtorek nadejdzie moment, w którym będę najbardziej przerażona i szczęśliwa w jednym. Mój A. W KOŃCU zjeżdża po 2 miesiącach. Co prawda do mnie tylko na 4-5 dni, no ale dobre i tyle. No i to była rzecz, która mnie niesamowicie uszczęśliwia. Ale przerażające jest to, że znam siebie i jestem pewna, że na ten czas sobie pofolguje. Obiecałam już sobie jeść zdrowe śniadania i kolacje. I owoce. Ale najgorzej będzie z tymi obiadami... DZIEWCZYNYY co mam gotować, żeby nie robić dwóch obiadów na raz, a żebym sama mogła je jeść? Jeśli sobie tego nie zaplanuję w jakiś sposób, to na pewno skończy się to źle. A nie chce kończyć jedząc jakiegoś fast fooda, bo czuję, że w końcu odeszły mi smaki na nie ( a byłam uzależniona!) . No więc podsumowując muszę wymyślić jakieś obiady, które może zjeść mój chuderlak i ja. Podziwiam większość z Was, która ma już męża i musi borykać się z tym problemem na co dzień!