Koniec z tym! Oddzielam wszystko grubą krechą. Nie tłumaczę się, nie użalam, zaczynam od nowa. Nie zakładam nowego konta by to mnie mobilizowało. To tyle tytułem wstępu.
Nie będę pisać o wielkich planach i postanowieniach, bo jak to wiem z autopsji moja przypadłość to słomiany zapał. Po kroczku po kroczku, nie napiszę do celu, bo nie wiem jaki on ma być. Z tyłu głowy jest jedno wydarzenie, które mnie zmobilizowało, ale nie będę nic sobie zakładać.
Dziś zdaję relację z dnia wczorajszego.
Po długiej nocy potrzebował odespać, więc śniadanie zjadłam dopiero około 11.00.
- śniadanie 11.30 (sałatka: mix sałat z rukolą, pół sera mozarella, 6 pomidorków koktajlowych, pół ogórka, kilka kropli soku z cytryna, szczypta soli i pieprzu, łyżka jogurtu naturalnego; sok pomidorowy)
- obiad 16.00 (kawałki piersi z kurczaka w przyprawach zrobionych na patelni z łyżką oliwy z oliwek, sałatka z ogórków domowej roboty, ogórki kiszone)
- kolacja 19.00 (jajecznica z dwóch jajek, 3 plasterki szynki, ogórek kiszony, chlebek wieloziarnisty)
Napoje:
- 1,5 litra wody niegazowanej
- 250 ml soku pomidorowego ( i tu pragnę się zatrzymać na moment)
Od kiedy tylko pamiętam zawsze brzydziły mnie wszelkiego rodzaju soki warzywne z pomidorowym na czele. Mama wypijała to litrami, ale jak można pić zimną zupę z butelki? Ohyda. Wczoraj jakieś natchnienie na mnie spłynęło. Była już prawie 11.00, ja poza domem, a wypadałoby coś zjeść. Tylko co? Coś co byłyby w miarę zdrowe. Wpadłam na genialny pomysł, że postanowię się przemóc i spróbuję. Nie było tak źle jak sądziłam, że będzie.
Co sądzicie o tych sokach warzywnych? Warto je pić?
Aktywność:
- w tym aspekcie wczoraj nie działo się zupełnie, ale to zupełnie nic, chyba że zaliczę 20 minutowe dojście na przystanek. Wiem, żenada.
Co przyniesie dzisiejszy dzień? Dowiemy się już jutro. Haha zabrzmiało to jak zapowiedź jakiegoś serialu. Zobaczymy :)
Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...