Wybaczcie za ta rzadką obecność tutaj ostatnimi czasy. Przygotowania do obrony, egzamin, małe wakacje i próba odnalezienia tego co chce się w życiu tak naprawdę robić ograniczyły moje wizyty na vitalii do zupełnego minimum. Co do tego ostatniego powiem że nie jest łatwo, ale wciąż pojawiają się nowe pomysły, więc nie tracę nadziei :)
Wracając do dzisiejszej zasady. Wspominałam kiedyś o rzeczach, które dają nam siłę i motywują do działań, ale... są też kwestie, które nie pozwalają nam osiągnąć sukcesu. To one powodują, że nasze kolejne próby skazane są na porażkę. Rzeczy tak małe i tak absurdalne, że aż niewiarygodne jest jak mocno wpływają na nasze działania. Oto kilka z nich:
1. Słodycze. Zmora 90% z nas. Ten cudowny słodki smak i przyjemne uczucie jakie zostawia chwilę po zjedzeniu... i te wyrzuty sumienia jakieś kilka minut później. Ciężko się im oprzeć, wiem co mówię, sama jestem od lat w niewoli tych pyszności. Rada: zanim zaczniesz pomyśl sobie, czy naprawdę warto zjeść tą czekoladę. Chwila przyjemności, moment smaku, a kolejny wielki krok do tyłu jeśli chodzi o dietę. Pomyśl najpierw o swoim wałeczku, o tym celluicie na udach i o spodniach, które leżą w szafie bo nie jesteś w stanie się w nie zmieścić. I o tej sukience, którą możesz kupić rozmiar mniejszą. A teraz odłóż czekoladę gdzieś głęboko do szafki.
2. Lenistwo. Myślisz sobie, że zaczniesz ćwiczyć dzisiaj, później jednak dochodzisz do wniosku, że wybrany przez Ciebie plan treningowy zaczyna się od poniedziałku, a skoro mamy środę to odczekasz te 5 dni, żeby zacząć jak należy, przygotujesz się itp... Oczywiście, to są tylko bezsensowne wymówki, bo gdy nadejdzie poniedziałek znajdziesz powód żeby znów nie zacząć, a potem będzie wtorek i znów trzeba będzie czekać. Rada: jeśli chcesz zacząć ćwiczyć, zacznij teraz, dzisiaj. Nie czekaj do poniedziałku, bo jest to tylko umowny dzień startu w gotowych planach treningowych jak np. Focus T25. Pomyśl sobie, że im wcześniej zaczniesz tym wcześniej dotrzesz do mety. Dzisiaj jest 20 sierpnia, więc wybierając np. 30 dniowy plan treningowy, wyobraź sobie jak dobrze możesz wyglądać już 19 września. Zwróć uwagę, że jest to piątek i możesz skoczyć potem na imprezę w nowej świetnej sukience i czuć się w niej rewelacyjnie! Kuszące?
3. Osobisty dramat. Nie mam tu na myśli oczywiście prawdziwych tragedii, po których ciężko jest dojść do siebie. Wyobraź sobie że przykładowo poznajesz kogoś potencjalnie idealnego dla Ciebie, taką - nazwijmy to - bratnią duszę. I po jakimś czasie, kiedy zdążysz emocjonalnie zaangażować się w tą relację, okazuje się, że Twoja bratnia dusza ma już swoją bratnią duszę, nie jest tym kim myślałaś że jest, lub okazuję się być skończonym idiotą. Sytuacja w której wiele z nas pewnie było, wliczając mnie. Przykra sprawa, a co gorsza najchętniej nie wychodziłoby się z łóżka, w którym jest zapas ptasiego mleczka, cebulkowych Lay'sów i to nowe pyszne jeżynowe Sommersby. Rada: wymyśl sobie jakiś projekt i zaangażuj się w niego w 100%. Nie dopuszczaj do siebie myśli związanych z ta całą przykrą sytuacją. Nie jest to proste, ale nie całkiem niemożliwe, poza tym jak pewnie wiesz po wcześniejszych smutnych doświadczeniach, kiedyś Ci przejdzie. Potrzeba tylko trochę czasu, a on i tak upłynie. Nie zjadaj natomiast wszystkiego w zasięgu swojego wzroku, bo rosnący obwód talii wpędzi Cię tylko w jeszcze większą depresje. Możesz również wyżyć się stosując różne ćwiczenia (boks - rewelacja!). Poza tym im lepiej będziesz wyglądać, tym bardziej ten ktoś będzie żałować swoich decyzji ;-)
4. Wychwalacze. Jestem świadoma, że takie słowo nie istnieje, ale idealnie opisuje ludzi których mam na myśli. "Odchudzasz się? Matko, po co? Wyglądasz przecież świetnie!", "Jak schudniesz te 5 kg będziesz wyglądać jak cień czlowieka!", "To nazywasz celluitem? Są kobiety które wyglądają gorzej!". Owszem, są kobiety które wyglądają gorzej, ale są też takie które wyglądają lepiej, przez które czujemy się okropnie. Rada: nie propaguję oczywiście odchudzania się do 50 kg przy wzroście 170 cm, ale jeśli wiesz że te 5 kg pozwoli Ci się pozbyć fałdek z brzucha, przez które masz ochotę siedzieć na plaży w koszulce, albo wejść w końcu do zakresu prawidłowej wagi według BMI, to zdecydowanie musisz dalej robić swoje. Wychwalaczowi zawsze należy podziękować, ale nigdy nie informować go o swoich dalszych planach, bo będzie próbował skutecznie Cię od nich odwieźć.
5. Brak wiary w sukces. Zaczynasz odchudzanie po raz 123456. Brakuje Ci entuzjazmu, nie chce Ci się ćwiczyć, na każdą propozycję pyszniutkiego pączka przystajesz z wielką chęcią. Bo i tak nie wyjdzie. Bo i tak prędzej czy później to zawalę. Bo i tak za 3 dni mam weekendowy wyjazd i nie dam rady trzymać wtedy diety. Rada: albo zmieniasz sposób myślenia, albo akceptujesz to jak wyglądasz. Niestety, aby osiągnąć sukces trzeba zaangażować się w coś w 101%. Tak, w 101%. Czyli dawać z siebie więcej niż Ci się wydaję, że możesz dać. Wspominałam kiedyś o tym przy okazji innego wpisu, ale jeśli zdarzy się potknięcie, np. rezygnując ze słodyczy na miesiąc 4 dnia jesz ciastko, nie rzucasz całego planu w kąt tylko go kontynuujesz. Bo w końcu czy jak się potykasz i upadasz to leżysz jak zwłoki, czy otrzepujesz się, udajesz że nic się nie stało i idziesz dalej?
A Wam co przeszkadza zwykle w schudnięciu?
A tu obiecane zdjęcie DietetyczkiNaDiecie na plaży :-)