Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zanim wyślesz mi zaproszenie do znajomych, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad! Nie przyjmuję zaproszeń od "kolekcjonerów" z 300 znajomymi, osób nieprowadzących własnego pamiętnika, osób, których pamiętnik jest dostępny tylko dla nich oraz od tych, których sposób prowadzenia pmiętnika po prostu mi nie odpowiada. Ponadto regularnie robię porządki w znajomych i usuwam osoby nieudzielające się w moim pamiętniku.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 121221
Komentarzy: 3687
Założony: 31 sierpnia 2013
Ostatni wpis: 3 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
UlaSB

kobieta, 36 lat, Karlsruhe

174 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 marca 2014 , Komentarze (7)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień był z gatunku tych mieszanych :) Jak co rano nie mogłam się zwlec z wyrka... W końcu jednak wstałam, przygotowałam owsiankę, wypiłam kawę i nie bardzo wiedziałam, co dalej robić. W końcu zadzwonił Bratek i zapytał, czy pojadę z nim tam i tam. No spoko. To od razu zrobimy zakupy. Zeszło nam dość długo, tak że jak śniadanie zjadłam o 09.30, to II śniadanie dopiero kilka minut przed 14.00. Na tych zakupach zresztą brakowało mi trochę sił, ale po jedzeniu trochę się uspokoiło. Później od razu polecieliśmy całą rodziną kupić jeszcze kilka rzeczy do domku, tak że zaliczyłam i niewielki spacer.

Obiad był dziś spóźniony o przeszło godzinę, bo nie widziałam sensu w jedzeniu 2 godziny po II śniadaniu. Nie bardzo miałam na ten obiad pomysł, więc przewertowałam nowe książki kucharskie (dziś trafiły do mnie kolejne 3 :D), internet, Pinteresta i w końcu miałam pomysł :) Ugotowałam, zjadłam, najadłam się jak mało kiedy, posprzątałam kuchnię (dziś kilka razy...), posiedziałam trochę z Braciszkiem i jego dziewczyną... Opędzlowałam kolację, poczekałam pół godzinki i wzięłam się za ćwiczenia. Przyznaję się bez bicia, że nie miałam na te ćwiczenia najmniejszej ochoty, ale obiecałam Wam i sobie, że dziś poćwiczę i nie było, że boli. Tym bardziej, że ze względów technicznych byłam dziś zmuszona stanąć na wadze, która pokazała 87,1 kg, czyli dokładnie 2 kg mniej, niż ważyłam 01.03 :) Na razie nie zmieniam paska, bo w końcu się nie upewniliśmy, czy ona dobrze waży czy nie, poza tym byłam w ubraniach, po śniadaniu i w dodatku przez dwa dni nie odwiedzałam kibelka. Tak że tego... Jeśli faktycznie coś spada, to niech spada dalej, może tego lata jednak uda mi się wystąpić w szortach :P
Wracając do ćwiczeń, postawiłam dziś na Mel B. Nie chciało mi się robić cardio, zresztą uważam, że spacer świetnie zastępuje cardio, więc nie trzeba go robić codziennie. Zrobiłam cały trening z Mel B, 59 min (minus ćwiczenia na nogi, których część musiałam przewinąć, bo mi nie wolno i kilka innych ćwiczeń, które robiłam po prostu dużo wolniej od niej), czyli rozgrzewkę, 15-minutowy trening całego ciała, ABS, nogi (tylko część), plecy i klatkę piersiową i trening rozluźniający. Łącznie co najmniej 45 minut, a myślę, że było i z 50. W zasadzie nie mam problemów z wykonywaniem większości ćwiczeń (poza pompkami, chociaż i to idzie mi coraz lepiej), za to ewidentnie mam problem z błędnikiem. Cholernie ciężko mi utrzymać równowagę i trochę mnie to zaczyna drażnić :/

Po treningu byłam spocona jak szczur, ale dawno się tak fajnie nie czułam :) Endorfiny zadziałały i czułam, że cały ten cykl mogłabym spokojnie wykonać jeszcze raz, ale nie przesadzajmy :) Najśmieszniejsze jest to, że abs i trening klatki i pleców robiłam po raz pierwszy w życiu, wcześniej jakoś w ogóle nie zauważyłam, że Mel coś takiego proponuje :) Jutro mam nadzieję na brzuch, ręce i pośladki, a poza tym zobaczymy :) Szalona ja...;)

Przejdźmy może do fotomenu:

Na śniadanie oczywiście owsianka, tak jak wczoraj z mango, kiwi i bananem:

II, spóźnione śniadanie to również mniej albo więcej powtórka z wczoraj - resztki wczorajszej surówki obiadowej wymieszane ze świeżymi warzywami i favitą, taka mini sałatka grecka

oraz wrap z połowy tortilli, sałaty, plastra sera cheddar i wędliny sojowej:

Obiad to dość proste, choć może nieco czasochłonne danie. Zrobiłam kaszę gryczaną (której do tej pory szczerze nienawidziłam) z pieczarkami, kotlety sojowe gotowane w grzybowym bulionie i warzywa na patelnię. Przed podaniem rozpuściłam na kotletach pół plasterka sera:

Potrawa może mało kolorowa tudzież fotogeniczna, ale bardzo smaczna. I nareszcie przekonałam się do kaszy gryczanej :) Jutro (i pewnie pojutrze, bo ugotowałam aż 100g kaszy) będzie powtórka, przynajmniej jeśli chodzi o kaszę :)

Kolacja to oczywiście serek wiejski z jogurtem (dziś jagodowy) i łyżką otrąb:

Przy okazji przetestowałam słoiczek po orzechowej kawie, w którym zamierzam zabierać ze sobą tego typu potrawy na uczelnię. Jest bardzo szczelny,a w dodatku chyba niegłupio wygląda. Chyba nie będzie siary, jak myślicie? :)

Na koniec chciałabym pokazać Wam moją ulubioną japońską kapelę :) Nazywają się Ikimono Gakari i robią akurat taką muzykę, jaką lubię :) Jeśli któraś z Was lubi anime, powinna znać niektóre ich piosenki np. z Naruto. Poniżej piosenka, od której zaczęła się moja przygoda z tym zespołem, "Haru uta":


Tymczasem życzę Wam miłego wieczorku. Ja idę się napić herbaty (albo dwóch, albo trzech :)) i mykam lulu.

Buźka! :*

19 marca 2014 , Komentarze (9)

Dobry wieczór! 

Dzisiejszy dzień był całkiem fajny :) Zrobiłyśmy z Mamą 5-km spacer, byłyśmy w Rossmannie, i C&A (gdzie znalazłam super jeansy, tak mi ślicznie wyszczuplały nogi! ale były drogie jak cholera i w dodatku za duże w pasie - znowu nic sobie nie kupiłam) i w almie. Nawet nie wiedziałam, że jest w moim mieście, dopiero koleżanka mnie poinformowała. Alma jest genialna, droga, ale mają taki asortyment, że pała mięknie... Jakie makarony, jaki wybór kasz, oliwek, no wszystkiego! Tylko tortilli pełnoziarnistej nie dostałam (chociaż na ich stronie www widziałam) i wędzonego tofu. To nic, tortilla mi szczęścia niepotrzebna, a tofu kupię sobie w "Wegetarianinie" :) Kupiłam za to ksylitol i kuskus, w którym po dzisiejszym obiedzie po prostu się zakochałam :))

Po powrocie do domu ugotowałam bardzo prosty i bardzo pyszny obiad, poczytałam trochę najnowszego "Focusa", posprzątałam kuchnię i siadłam do kompa :D Szukałam fajnego k-popu i j-popu, bo lubię się pojawić na te ich dziwaczne stroje, a poza tym udało mi się już znaleźć kilka fajnych japońskich i koreańskich kapel :)

Później szukałam fajnej muzyki fajnych lasek, znalazlam The Pretty Reckless, M2M, Meg & Dia, Paramore... i tysiące innych :) Teraz będę sobie przesłuchiwać i patrzeć, co jest fajne, a co nie :d

Ćwiczyć w domu nie ćwiczyłam,  bo już mi się nie chciało po tym spacerze :) Jutro poćwiczę :)

Przejdźmy do fotomenu:

Na śniadanie jak zwykle owsianka, dziś dla odmiany z mango (skurwysyn był tak niedojrzały, że go blender nie chciał brać, mimo że całą noc przeleżał w papierowej torbie obok jabłka :/ musiałam go w końcu pokroić na maleńkie kawałeczki, żeby coś ruszyło) i kiwi.

II sniadanie znów byłam zmuszona zabrać ze sobą. Z resztek warzyw i favity zrobiłam sałatkę  grecką.

Na wierzch lunchboxa wrzuciłam kilka słupków marchewki, dressing do sałatki i pół tortilli z serem cheddar, oliwkami, marchewką, hummusem i pomidorkami koktajlowymi, pokrojonej w ślimaczki. Przed krojeniem podgrzałam całość w mikrofalówce, co by się nie rozdupcyło i faktycznie bezproblemowo przetrwało całą podróż :)

Obiad był megaszybki i megapyszny. Postanowiłam zaryzykować i zamienić makaron kuskusem - okazało się to strzałem w dziesiątkę! Smakowało, jak gdyby mój wczorajszy, podgrzany w mikrofali sos warzywny i ta kasza byli dla siebie stworzeni, makaron przy tym nawet nie kuca :) Wiem, że sos wygląda, jakby go ktoś już kiedyś zjadł, ale uwierzcie - był super :) Do tego szybka surówka z dressingiem francuskim. 

Na kolację jak zwykle serek wiejski, tym razem z resztką śliwkowej activii i brzoskwiniową Jogobellą z acerolą. Danie wybitnie niefotogeniczne, więc zdjęcia nie będzie :P

Idę, bo komp mi szaleje i co chwilę wywala cały wpis, za chwilę mnie coś trafi...

Trzymajcie się cieplutko i do napisania! :*

18 marca 2014 , Komentarze (6)

Dobry wieczór! 

Dzisiejszy dzień pod względem samopoczucia był po prostu do dupy. Dawno nie czułam się tak słabo jak dziś. Rano szłyśmy z Mamą do Dziadka (niecałe pół km w jedną stronę) i myślałam, że nie dojdę :/ W dodatku nagle zrobiłam się potwornie głodna,  w brzuchu aż mi piszczało i dopiero jak zjadłam spóźnione, II śniadanie, to trochę mi przeszło. W międzyczasie poszłyśmy jeszcze po zakupy dla Dziadka, wrociłyśmy, poszłyśmy po zakupy dla siebie i w końcu kiedyś tam wróciłyśmy do domu. W dodatku pedometr mi coś nie działczył (swoją drogą, co za głupia nazwa...) i wyszło na to, że przez cały dzień nie zrobiłam nawet 1000 kroków :/

W domu megaszybkie gotowanie obiadu, później nareszcie usiadłam. Trochę odpoczęłam, posprzątałam kuchnię i siadłam do kompa. I zaczęło się... :) Szukając jakiejś fajnej muzyki zawędrowałam do japońskiego youtube'a :) Później był k-pop, koreańskie i szwedzkie listy przebojów (nie pytajcie, skąd taki rozmach), japońskie ponponpon (cokolwiek to jest), Gangnam Style, norweski elektropop, piosenki z hindhskich filmów rodem z Bollywood (nienawidzę, ale z drugiej strony jakoś mnie to dziwnie fascynuje)... 

W końcu zrobiłam przerwę, żeby trochę poćwiczyć. Nie zrobiłam rozgrzewki (błąd), od razu poleciałam z Mel B na brzuch, później próbowałam zrobić cardio, ale kompletnie nie miałam siły, więc przerwałam po 10 min. i wróciłam do Mel. Zrobiłam jeszcze ręce (ledwo ledwo) i rozciąganie. Szału nie ma, łącznie to może 35 min. ćwiczeń, ale jak dołożę do tego ten jednak dość długi spacer (co najmniej 4-5 km), to było nawet ok. Szczególnie biorąc pod uwagę, że naprawdę nie miałam siły. 

Fotomenu:

Na śniadanie jak zwykle owsianka, znów bananowo-ananasowa, ale że na ananasa już nie mogę patrzeć, od jutra będzie coś innego :)

II śniadanie zabrałam ze sobą (na szczęście!). Składała się na nią surówka z sosem balsamico-musztardowym (który będzie widoczny na kolejnym zdjęciu),

słupki ogórka, marchewki i paski pozostałych placków kukurydzianych (tutaj widoczny dressing)

a żeby nie było za sucho, zabrałam też hummusa:

Porcja wyglada na sporą, ale to właściwie same warzywa, więc wolno :)

Obiad to powtórka eksperymentu z wczoraj,  tyle że w roli głównej zamiast kalafiora wystąpiły warzywa na patelnię (z kalafiorem, bo mam jeszcze pół główki) i nie dodawałam tych cholernych drożdży :/ Warzywa posmażyłam, ugotowałam i potraktowałam tak samo jak wczorajszego kalafiora. Wyszlo RE-WE-LA-CYJ-NIE! Pycha! Zero śmietany, same chudziutkie warzywa, a makaron aż się w nich rozpływał :D Do tego suróweczka i trochę niezblendowanych warzyw. Bardzo sycące i bardzo smaczne :) Makaron to 3-kolorowa Lubella z pszenicy durum.

Kolacja to pół serka wiejskiego, pół pitnej activii ze śliwką i łyżka otrąb. Wyszło dość płynnie, ale oczywiście przepysznie :D

Na razie lecę wypić ostatnią dziś herbatkę imbirową i lulu :) Jutro czeka mnie kolejny dość pracowity dzień i dłuuugi spacer :)

Dobranoc :*

17 marca 2014 , Komentarze (6)

Dobry wieczór!  :)

Dziś króciutko, bo i nie bardzo jest o czym pisać. Pogoda jak zwykle do dupy, ćwiczeń poza sprzątaniem łazienki nie było żadnych, bo umówiłam się na dzisiaj z najlepszą przyjaciółką i oo prostu nie miałam kiedy ćwiczyć. Przez cały dzień czułam się zresztą beznadziejnie, bo strasznie źle spałam i nie miałam na nic siły :(

Dziś po raz pierwszy od Sylwestra piłam alkohol. W związku z Dniem św. Patryka powinno się co prawda pić zielone piwo, ale ja rąbnęłam 40ml whiskey z lodem :) W ogóle mi to nie sprawiło przyjemności i nie będę więcej piła :p Poza tym w knajpach piłam herbatę - cytrynową i imbirową.

Dietetycznych wpadek nie było, może poza obiadem, który był raczej średni, a to ze względu na zawartość drożdży, które moim zdaniem tylko zepsuły smak całej potrawy (ale stały jak byk w przepisie :/). Następnym razem zrobię bez drożdży, bo pomysł sam w sobie niezły. 

Fotomenu:

Na śniadanie jak zwykle owsianka. Dziś słabo zmiksowana, bo Bratek spał po nocnej zmianie i nie chciałam mu długo buczeć blenderem. Dziś wariacja jagodowo-ananasowa :)

Ii śniadanie to posmarowane Almette i podgrzane w mikrofali kukurydziane placuszki i surówka, do tego pół jabłka:

Obiad to kalafiorowe alfredo (cokolwiek to jest, przepis znalazłam na jednej anglojęzycznej stronie i miał same pozytywne recenzje, ale te cholerne drożdże wszystko spieprzyły). Fajny pomysł, bo okazuje się, że kalafior świetnie może funkcjonować w postaci sosu, ale muszę przerobić go tak, żeby był naprawdę dobry. Do tego surówka. 

Kolację, składającą się z serka wiejskiego i jogurtu zapakowałam w plastikowe pudełko i zjadłam na mieście, więc zdjęcia nie będzie :p

Pooglądam sobie teraz jeszcze Discovery ID i lecę spać :)

Trzymajcie się cieplutko :*

16 marca 2014 , Komentarze (4)

Dobry wieczór!  :)

Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem patrzenia ze wstrętem na własne odbicie w lustrze, prób kupienia nowych spodni (które w końcu i tak spełzły na niczym) i przełamania tego cholernie beznadziejnego samopoczucia. Dlaczego w poludniowych Niemczech, gdzie mieszkam, jest 20 stopni i świeci słoneczko, a tu gdzie jestem ja musi piździć? 

Taka pogoda to najgorsze, co może mnie spotkać w trakcie diety. Nie poddaję się co prawda, ale humor mam wisielczy i autentycznie nic mi się nie chce. Zmusiłam się dziś rano do zrobienia rozgrzewki z Mel B i kilkunastu minut cardio, niestety nie dokończyłam, bo Mama mi przerwała. Później elegancko wysprzątałam kuchnię. Byłam też na dłuższym spacerze, ale przy tym wietrze i tej temperaturze naprawdę było mało zabawnie. 

W tesco kupiłam sobie sportowy różowy :) biustonosz. Chciałam jeszcze gatki, ale nie miały kodu, a nie chciało mi się czekać. Z żadnych spodni nie byłam zadowolona, niestety wyglądam jak wyglądam i nie ma co się oszukiwać, że jest inaczej. Strasznie wolno ta waga spada (o ile w ogóle, nawet nie mam możliwości sprawdzić) i drażni mnie powoli.

Kupiłam też na Allegro kilka książek kucharskich - to ostatnie tego typu zakupy. Teraz muszę oszczędzać :) Znalazłam też miliony wege książek na chomiku i już się cieszę na wypróbowanie nowych przepisów :D

Zaraz mam zamiar zrobić ręce albo brzuch z Mel B, a później jakieś fajne cardio. Tymczasem przejdźmy do fotomenu:

Śniadanie (09.30) to tradycyjnie owsianka. Znów w stylu piña colady, bo posiadam ogromny zapas ananasa i nie bardzo wiem, co z nim robić :) Całość posypałam siemieniem lnianym i polałam odrobiną syropu z agawy, bo banan jakiś mało słodki...

II śniadanie (12.30) to pół wieloziarnistej tortilli z siemieniem lnianym z własnoręcznie robionym hummusem, wędliną sojową, sałatą... i chyba ketchupem. Pycha! Do tego lekka sałatka grecka.

Obiad (15.30) to resztka wczorajszej kaszy jaglanej, podlanej trochę mlekiem dla fajniejszej konsystencji z odrobiną ketchupu i jakimiś śmiesznymi warzywami na patelnię z Hortexu (cukinia, marchewki, pomidorki koktajlowe, cebula chyba) z gotowym sosem. Tego gotowego sosu nie zauważyłam przy zakupie, ale w składzie nie widziałam nic strasznego,  tak że tego... :)

Kolację (19.45) zjadłam po tym spacerze, a że byłam głodna jak pies, dziś wyjątkowo serek wiejski z jogurtem bez otrąb i mini surówkaz odrobiną oliwy i octu balsamicznego.

Lecę ćwiczyć, bo będzie za późno :)

Trzymajcie się cieplutko,  buźka!  :*

15 marca 2014 , Komentarze (7)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień zaliczam do tych z gatunku "bleee...". Nie wiem, jak tam pogoda u Was, ale u nas był dzisiaj taki wiatr i deszcz ze śniegiem, że postanowiłam nie ruszać dupy z domu. No nie było nawet szans pójść do sklepu, więc i z obiadem musiałam kombinować. Taka pogoda kompletnie mnie zabija i odbiera wszelkie siły, tak że cały dzień spędziłam praktycznie na kanapie nie robiąc kompletnie nic albo czytając Pana Samochodzika. Zauważyłam też ewidentny brak cukru w organizmie, no kompletnie nie miałam na nic siły, dosłownie każdy ruch wymagał ode mnie tytanicznego wysiłku. Chciałam dziś zmniejszyć bilans kaloryczny (wodny zmniejszyłam nie z własnej woli, bo w domu nie było juz ani kropli wody, więc nadrabiałam herbatą), ale czułam się tak źle, że stwierdziłam, że pieprzę.

Gapiłam się bezwiednie w telewizor i wlepiałam gały w Kevina Spacey'ego, w którym to aktorze od lat jestem niezmiennie zakochana (zaczęło się chyba od "American beauty") w reklamie jakiegoś tam banku... Zastanawiałam się, dlaczego tak świetny aktor zgodził się na zagranie w reklamie i jak bardzo chciałabym być na miejscu Dereszowskiej :P Reklama jak reklama, może być, ale mówię Wam - gapię się jak zaczarowana za każdym razem, kiedy ją puszczają :D

Moja jedyna aktywność fizyczna polegała dziś na robieniu sobie herbaty... w końcu jednak doszłam do wniosku, że jednak trzeba ruszyć odwłok i zaczęłam szukać jakiegoś spokojnego cardio na yt. Znalazłam coś, co określa się jako "low-impact cardio" i wiecie co? Chyba nareszcie znalazłam trening dla siebie! Mnie nie wolno skakać, wykonywać pajacyków, wyskoków itp. ze względu na moje cholerne kolana, a ten trening, mimo że wcale nie prostszy od typowego cardio, wyłącza takie ćwiczenia i jest skierowany do osób takich jak ja! :D Pociłam się jak mysz, myślałam że nie dociągnę tych 30 minut, ale dałam radę. Byłam męska, ale nogi trzęsły mi się jeszcze pół godziny po treningu. Wycisk jak cholera. Poczytałam trochę, z tego co widzę ma mnóstwo zalet i chyba przy nim zostanę. W sieci jest mnóstwo różnych treningów tego typu, więc nie będę narzekać na monotonię. Jeśli któraś z Was nie czuje się na siłach, żeby robić typowe cardio, jest za mało wygimnastykowana, ma ogromną nadwagę lub tak jak ja jest po prostu chora, to bardzo Wam polecam te ćwiczenia :) Po tym zrobiłam sobie jeszcze rozciąganie z Mel B, którą wciąż uwielbiam i na dzisiaj dałam sobie spokój. Nie będę się do niczego zmuszać, jak nie mam siły, trening ma być przyjemnością, a nie katorgą.

Dobra, znowu się rozpisałam... Jedziemy z fotomenu.

Na śniadanie (09.00) zjadłam owsiankę w stylu piña colada - mój własny, całkiem udany wynalazek z ananasem, bananem i wiórkami kokosowymi:

II śniadanie (12.00) to tost z serem, wędliną sojową i ketchupem, wczorajsze placki kukurydziane i kilka kawałków ananasa:

Obiad (15.30) to było małe ryzyko, bo musiałam kombinować z tego, co było w lodówce, a czułam się tak do dupy, że nie chciało mi się nawet myśleć. Chciałam cukrów, ugotowałam więc kaszę jaglaną. Chciałam warzyw, sięgnęłam więc po resztki warzyw na patelnię z zamrażalnika. W końcu pomyślałam, żeby jakoś to fajnie połączyć i wpadłam na pomysł zrobienia jajecznicy z dwóch jaj z kaszą jaglaną i tymi warzywami. Czysta improwizacja, w życiu nie jadłam jajecznicy z kaszą, ale pomysł okazał się niegłupi. Z wierzchu posypałam go serem i szczypiorkiem, dorzuciłam łychę biedronkowej surówki z białej kapusty i miałam obiad jak ta lala :D Danie może mało fotogeniczne, ale smakowało nieźle :)

Kolacja (19.00) to jak zwykle serek wiejski z brzoskwiniowym jogurtem, otrębami i wiórkami kokosowymi, których na zdjęciu nie uwzględniono ;-)

Sorry za jakość zdjęć, ale ciągle dysponuję jedynie telefonem, a w dodatku nie mam możliwości robić fotek przy dobrym świetle. 

Jako że wagą również nie dysponuję, zmierzyłam się dzisiaj. Niby gdzieś tam coś tam spadło (oczywiście najwięcej na cyckach :/), ale szału nie ma, dupy nie urywa :) Ja tym pomiarom i tak nie wierzę,  bo nie jestem pewna jak się mierzyć... ale niech będzie,  że parę cm spadło :)

Tymczasem trzymajcie się ciepło i do jutra :*

14 marca 2014 , Komentarze (4)

Cześć dziewczyny!

Dzisiejszy dzień jest/był całkiem spoko :) Jak już wczoraj pisałam, byłam dziś z Mamą na spacerku. W Takko miałam już w rękach nowe spodnie (44), bo wszystkie, które mam przy sobie centralnie zjeżdżają mi z dupy, ale stwierdziłam, że nie wydam stówy na spodnie, które będę nosiła może przez dwa miesiące,  bo później będą (mam nadzieję) za duże :) Tak że spodni w końcu nie kupiłam. 

Wpadłam za to do Empiku i zostawilam tam 90 zł. Kupiłam 4 książki kucharskie, a właściwie 3 książki (przy czym żadna nie jest stricte wegetariańska) i jeden zeszycik, przepięknie wydany, na ulubione przepisy :D Cudo! Znalazłam dwie całkiem fajne książki z przepisami z warzyw i jedną z pomysłami na lunchboxa :D Szkoda, że jest dość cienka, ale sporo w niej fajnych przepisów, więc kupiłam :) Kiedy wrócę do Niemiec, porobię porządne zdjęcia i pokażę Wam co i jak :)

Spacer był dość długi, na końcu poszłyśmy jeszcze do Biedronki i potem tachałam do domu raczej ciężką torbę z zakupami. Ugotowałam Rodzinie obiad (makaron z sosem śmietanowo-pieczarkowym), a sama wreszcie postanowiłam wypróbować jakiś przepis z nowych książek. Padło na placuszki kukurydziane, które były po prostu niebiańsko pyszne :D Kukurydzę ubóstwiam tak czy inaczej, a w tej postaci... mogłabym nigdy nie przestawać ich jeść :D

W międzyczasie posprzątałam kuchnię, a później w końcu usiadłam. Zmusiłam się do zrobienia cardio (musiałam przerwać,  kiedy pojawiły się skoki) i 20-minutowy trening całego ciała. Myślałam, że nie dociągnę. Ale w ogóle dzisiaj śmiesznie się czuję, nie wiem, o co chodzi, głowa mnie boli i mam dziwne przypadłości natury kobiecej... Mam kurde nadzieję, że nie jestem w ciąży :/

Fotomenu:

Superszybkie śniadanie (bo Mama mnie nie obudziła, a że śpię z zatyczkami w uszach, nie słyszałam budzika) składało się z mocnoczekoladowej owsianki z wiórkami kokosowymi i dwiema kostkami czekolady gorzkiej Goplana (uwielbiam tę czekoladę,  jest przepyszna!):

II śniadanie to tost z wędliną sojową i favitą, odrobina ketchupu i szklanka biedronkowego jogurtu pitnego z limonką i liczi:

Obiad to megapyszne placuszki z kukurydzy, biedronkowa surówka z białej kapusty i sałatka z pomidorów, papryki, oliwek i cebuli, za przeproszeniem, dymki:

Jako dipu do placuszków użyłam resztki wczorajszych warzyw z makaronu:

Po męczarniach, przepraszam, ćwiczeniach z Mel B, przyszedł czas na podwieczorek - resztę sałatki z pomidorów posypanej favitą (źródło białka), surówkę z kapuchy, resztki marchewki i łyżkę paprykarza warzywnego:

Na kolację zjem serek wiejski z resztą jogurtu pitnego. 

Może jeszcze pobawię się w prasowanie, ale nie wiem, czy będzie mi się chciało :) Powinnam zresztą wreszcie zająć się swoimi ohydnymi paznokciami, bo można rzucić pawia patrząc na nie. I mam zamiar nareszcie się wyspać...

Trzymajcie się cieplutko,  idę się pogapić, co u Was, a później pewnie wezmę się za czytanie Pana Samochodzika :)

Buźka! :*

13 marca 2014 , Komentarze (4)

Dobry wieczór! :)

Wczoraj nie pisałam,  bo raz że nie bardzo miałam czas, a dwa że nie bardzo było o czym. Te dwa dni mam praktycznie wyjęte z życiorysu - nie chcę pisać o szczegółach,  bo to prywatne sprawy,  w dodatku mnie bezpośrednio niedotyczące, ale było naprawdę  nieciekawie. 

Nie ćwiczyłam,  ale jak zawsze latałam. Dzisiaj trochę lepiej i trochę mniej latanka. Pod względem jedzenia w zasadzie bez wpadek, tyle że nie zawsze udawało mi się jeść o tych samych porach. Zauważam, że czasem potrzebuję tylko 4 posiłków dziennie, w zależności od tego, ile mam aktywności fizycznej danego dnia. Nigdy za to nie rezygnuję ze śniadania,  po prostu nie ma takiej opcji. 

Fotomenu z ostatnich dwóch dni:

Wczorajsze śniadanie: owsianka z bananem, mango i wiórkami kokosowymi:

II śniadanie: tost z nowego opiekacza :D z wędliną sojową i serem:

Obiad to sałatka z kaszą jaglaną na zimno, z pomidorami, oliwkami, papryką i odchudzoną favitą:

Na kolację zjadłam serek wiejski ze szczypiorkiem, który był ohydny i którego nigdy już nie kupię. Jak serek wiejski, to tylko na słodko. Zdjęcia brak, bo chyba większość z Was wie, jak wygląda :)

Dziś rano była owsianka bez banana, za to z winogronami, mandarynką i tahini. Za słodka i za rzadka, owsianka bez banana się nie liczy :)

Drugie śniadanie takie jak wczoraj, więc zdjęcia nie będzie :P

Obiad to makaron ryżowy ze śródziemnomorskimi warzywami, posypany odchudzoną favitą:

Podwieczorek (a może i kolacja?) to sałatka nicejska bez jajka i ogórka,  bo nie miałam :)

Ewentualna kolacja to na pewno serek wiejski NA SŁODKO :) Innego nie zdzierżę. Ale wcale nie powiedziane, że coś zjem. Może zabiję głód herbatką malinową ze stevią.

Jutro czeka mnie spacerek z Mamą i wizyta w Empiku :D Czaję się na książki kucharskie, chociaż udało mi się już kupić kilka za grosze :D Uwielbiam książki kucharskie :)

Trzymajcie się cieplutko i piszcie, co u Was :) :*

11 marca 2014 , Komentarze (4)

Dobry wieczór! :)

Dziś będzie raczej krótko, bo po prostu nie mam siły :) Cały dzień jestem na nogach (które swoją drogą włażą mi w dupę), bo robimy remont i przemeblowanie mieszkania i ciągle trzeba coś załatwiać. Dziś rano poszłyśmy z Mamą do Dziadka, potem zrobiłyśmy mu zakupy, Mama ugotowała Dziadkowi obiad, ja poprasowałam. Potem poszłyśmy do sklepu z ciuchami (ja nic sobie nie kupowałam, bo ciągle mam za wielką dupę), do Rossmanna i w końcu powoli do domu. Od razu wzięłam się za obiad. Ugotowałam, a w kuchni panował sajgon... Posprzątałam, ale potrzebowałam na to sooro czasu, zaczęło mi brakować sił (było coś koło 16.30). 

Nigdzie  nie mogłam znaleźć tofu, ale w końcu przypomniałam sobie, że niedaleko jest przecież "Wegetarianin"... Pojechałam więc z Braciszkiem do "Wegetarianina", co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo kupiłam wędlinę sojową i znalazłam stevię w tabletkach (15 zeta!). Jak już byliśmy w drodze, zaszliśmy do jednego sklepiku kupić kilka pierdółek do domu. Wróciliśmy - nareszcie usiadłam. Niedługo później przyjechali ludzie, którzy kupili naszą kanapę, a my wreszcie mogliśmy zająć się wywalaniem z domu niepotrzebnych ubrań i innych gratów. Później trzeba to było powynosić na śmietnik i do kontenerów (trzecie piętro). Skończyliśmy parę minut przed 21.00... Pojechaliśmy jeszcze z Braciszkiem kupić opiekacz do kanapek, bo okazało się, że w moim coś lata i bałam się podłączyć go do prądu... Wróciliśmy do domu i dopiero wtedy był koniec. Czeka mnie za to spanie na podłodze (już widzę, jak się wyśpię...), bo nowa kanapa przyjedzie dopiero jutro :( Jutro będziemy też przemeblowywać, więc też gówno odpocznę, ale nie tylko ja. Już się cieszę. 

Jeśli chodzi o jedzenie, to było dość spokojnie. Na śniadanie jak zwykle owsianka, ze szpinakiem, mango i bananem:

Drugie śniadanie wzięłam ze sobą: pomidorki kojtajlowe, marchewka, kilka winogron, kiełki brokułów, kilka kromek pełnoziarnistego chlebka i trochę warzywnego paprykarza plus kostka śmietankowego serka topionego:

Obiad to zupa-krem z brokułów. II danie to tilapia z patelni grillowej, pół ziemniaka, odrobina sałaty ze śmietaną i garść kapuchy kiszonej z kminkiem:

Na kolację zjadłam jak zwykle serek wiejski z jogurtem i otrębami:

Sorry za jakość, ale nie udało mi się zabrać do Polski aparatu (nie wszedł do walizki :)) i muszę cykać fotki telefonem.

Jestem tak zmęczona, że chyba nie zasnę... Trzymajcie się cieplutko! :*

10 marca 2014 , Komentarze (1)

Dzień dobry! 

Witam Was w pierwszym wpisie z Polski :) Przyjechałam już kilka dni temu, ale dopiero dziś mam chwilę, żeby do Was napisać. 
Dietowo wszystko w porządku, nawet w podróży nie grzeszyłam :D Jedyny problem polegał na straszliwej temperaturze panującej w autobusie... zepsuł mi się mój genialny naleśnik,  stojący niestety najbliżej ogrzewania (nie miałam możliwości go przestawić) :/ Na obkad zjadłam więc kolejną porcję warzyw, dopchałam chlebkiem i było ok. Naleśnika było mi szkoda, ale co zrobić..?

Pierwszy raz podczas podróży nie jadłam nic w nocy. Udało mi się zachować stałe pory posiłków (08.00, 12.00, 14.00, 17.00, 20.00) i chociaż w nocy nieźle mnie ssało, byłam męska :D

Nie dysponuję niestety fotomenu, bo po prostu nie mam czasu robić zdjęć :( Ruchu mam sporo, dużo chodzimy, poza tym wczoraj zrobiłam ręce i  rzuch z Mel B. Poluję na wegetariańskie książki kucharskie, lunchboxy i fajne polskie kosmetyki - kiedy mam czas. Mam nadzieję,  że niedługo to szaleństwo się skończy i będę miała dla Was trochę więcej czasu :)

Co do menu jako takiego, to wciąż codziennie jem owsiankę zmiksowaną z różnymi owocami i często szpinakiem. Drugie śniadanie to sałatka owocowa lub warzywa i chlebek pełnoziarnisty z pasztetem sojowym i szpinakiem. Obiad... Pierwszego dnia miałam warzywa na patelnię, które doprawiłam olejem sezamowym i masalą z makaronem ryżowym. Wczoraj z resztki warzyw na patelnię zrobilam szybkie curry, zjadłam część z pęczakiem, dziś dla odmiany będzie kasza jaglana ^^ Kolacja to przeważnie serek wiejski z jogurtem :)

Na razie to chyba wszystko. Chciałam dać Wam znać,  że żyję,  trzymam dietę i walczę dalej :)

Idę popatrzeć,  co u Was :)

Trzymajcie się cieplutko! :*

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.