Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień był z gatunku tych mieszanych :) Jak co rano nie mogłam się zwlec z wyrka... W końcu jednak wstałam, przygotowałam owsiankę, wypiłam kawę i nie bardzo wiedziałam, co dalej robić. W końcu zadzwonił Bratek i zapytał, czy pojadę z nim tam i tam. No spoko. To od razu zrobimy zakupy. Zeszło nam dość długo, tak że jak śniadanie zjadłam o 09.30, to II śniadanie dopiero kilka minut przed 14.00. Na tych zakupach zresztą brakowało mi trochę sił, ale po jedzeniu trochę się uspokoiło. Później od razu polecieliśmy całą rodziną kupić jeszcze kilka rzeczy do domku, tak że zaliczyłam i niewielki spacer.
Obiad był dziś spóźniony o przeszło godzinę, bo nie widziałam sensu w jedzeniu 2 godziny po II śniadaniu. Nie bardzo miałam na ten obiad pomysł, więc przewertowałam nowe książki kucharskie (dziś trafiły do mnie kolejne 3 :D), internet, Pinteresta i w końcu miałam pomysł :) Ugotowałam, zjadłam, najadłam się jak mało kiedy, posprzątałam kuchnię (dziś kilka razy...), posiedziałam trochę z Braciszkiem i jego dziewczyną... Opędzlowałam kolację, poczekałam pół godzinki i wzięłam się za ćwiczenia. Przyznaję się bez bicia, że nie miałam na te ćwiczenia najmniejszej ochoty, ale obiecałam Wam i sobie, że dziś poćwiczę i nie było, że boli. Tym bardziej, że ze względów technicznych byłam dziś zmuszona stanąć na wadze, która pokazała 87,1 kg, czyli dokładnie 2 kg mniej, niż ważyłam 01.03 :) Na razie nie zmieniam paska, bo w końcu się nie upewniliśmy, czy ona dobrze waży czy nie, poza tym byłam w ubraniach, po śniadaniu i w dodatku przez dwa dni nie odwiedzałam kibelka. Tak że tego... Jeśli faktycznie coś spada, to niech spada dalej, może tego lata jednak uda mi się wystąpić w szortach :P
Wracając do ćwiczeń, postawiłam dziś na Mel B. Nie chciało mi się robić cardio, zresztą uważam, że spacer świetnie zastępuje cardio, więc nie trzeba go robić codziennie. Zrobiłam cały trening z Mel B, 59 min (minus ćwiczenia na nogi, których część musiałam przewinąć, bo mi nie wolno i kilka innych ćwiczeń, które robiłam po prostu dużo wolniej od niej), czyli rozgrzewkę, 15-minutowy trening całego ciała, ABS, nogi (tylko część), plecy i klatkę piersiową i trening rozluźniający. Łącznie co najmniej 45 minut, a myślę, że było i z 50. W zasadzie nie mam problemów z wykonywaniem większości ćwiczeń (poza pompkami, chociaż i to idzie mi coraz lepiej), za to ewidentnie mam problem z błędnikiem. Cholernie ciężko mi utrzymać równowagę i trochę mnie to zaczyna drażnić :/
Po treningu byłam spocona jak szczur, ale dawno się tak fajnie nie czułam :) Endorfiny zadziałały i czułam, że cały ten cykl mogłabym spokojnie wykonać jeszcze raz, ale nie przesadzajmy :) Najśmieszniejsze jest to, że abs i trening klatki i pleców robiłam po raz pierwszy w życiu, wcześniej jakoś w ogóle nie zauważyłam, że Mel coś takiego proponuje :) Jutro mam nadzieję na brzuch, ręce i pośladki, a poza tym zobaczymy :) Szalona ja...;)
Przejdźmy może do fotomenu:
Na śniadanie oczywiście owsianka, tak jak wczoraj z mango, kiwi i bananem:
II, spóźnione śniadanie to również mniej albo więcej powtórka z wczoraj - resztki wczorajszej surówki obiadowej wymieszane ze świeżymi warzywami i favitą, taka mini sałatka grecka
oraz wrap z połowy tortilli, sałaty, plastra sera cheddar i wędliny sojowej:
Obiad to dość proste, choć może nieco czasochłonne danie. Zrobiłam kaszę gryczaną (której do tej pory szczerze nienawidziłam) z pieczarkami, kotlety sojowe gotowane w grzybowym bulionie i warzywa na patelnię. Przed podaniem rozpuściłam na kotletach pół plasterka sera:
Potrawa może mało kolorowa tudzież fotogeniczna, ale bardzo smaczna. I nareszcie przekonałam się do kaszy gryczanej :) Jutro (i pewnie pojutrze, bo ugotowałam aż 100g kaszy) będzie powtórka, przynajmniej jeśli chodzi o kaszę :)
Kolacja to oczywiście serek wiejski z jogurtem (dziś jagodowy) i łyżką otrąb:
Przy okazji przetestowałam słoiczek po orzechowej kawie, w którym zamierzam zabierać ze sobą tego typu potrawy na uczelnię. Jest bardzo szczelny,a w dodatku chyba niegłupio wygląda. Chyba nie będzie siary, jak myślicie? :)
Na koniec chciałabym pokazać Wam moją ulubioną japońską kapelę :) Nazywają się Ikimono Gakari i robią akurat taką muzykę, jaką lubię :) Jeśli któraś z Was lubi anime, powinna znać niektóre ich piosenki np. z Naruto. Poniżej piosenka, od której zaczęła się moja przygoda z tym zespołem, "Haru uta":
Tymczasem życzę Wam miłego wieczorku. Ja idę się napić herbaty (albo dwóch, albo trzech :)) i mykam lulu.
Buźka! :*